Rozdział VI

3.8K 373 213
                                    

Stałem trochę zmieszany opierając się o belkę przytrzymującą siano. Starałem się wtopić w otoczenie, co nie było łatwe, zważywszy na to, że ubrałem oczojebną różową bluzkę. Naprawdę nie wiem, co mną kierowało dzisiaj rano.

To właśnie dzisiaj miałem odwdzięczyć się Sebastianowi za pomoc w szukaniu telefonu i spędzić z nim cały dzień. Tutaj, w stajni.

Przynajmniej teoretycznie miałem, ponieważ Sebastian spóźniał się już godzinę! Co chwilę spoglądałem na telefon oczekując jakiejś wiadomości od blondyna. Czegoś w stylu "Spóźnię się sorry" albo „odwołajmy to". Cały czas powtarzałem sobie, że dużo lepiej byłoby gdyby blondyn odwołał dzisiejsze spotkanie. No bo ej, nie musiałbym tutaj być i czuć smrodu tej stajni. A co najlepsze, nie byłbym skazany na jego towarzystwo.

Jednak podświadomie trochę się cieszyłem, że miałbym okazję spędzić jeden dzień w inny sposób niż siedząc przed komputerem.

Odblokowałem telefon, ale nie miałem nowych wiadomości. Jeszcze raz sprawdziłem odebrane, żeby sprawdzić czy na pewno nie pomyliłem daty i godziny.

Nie, nie pomyliłem.

Czułem się naprawdę zmieszany. Koniarze raz po raz spoglądali na mnie, jakby chcieli się spytać, czy nie zabłądziłem. Kilka razy mignęły mi przed oczami twarze dziewczyn, które kiedyś przedstawiał mi Sebastian. Wtedy, kiedy przyprowadziłem tu Wiktora. Było mi głupio spytać się je o coś, bo nawet nie pamiętałem jak się nazywały.

Jak na złość nie widziałem nigdzie Amandy. Myślę, że znałem ją na tyle, żeby bez skrępowania spytać się, gdzie podziewa się Sebastian.

Kilka razy rzuciła mi się w oczy Martyna, ale w przeciwieństwie do innych koniarzy, nawet nie zaszczyciła mnie spojrzeniem. Nie wiem czy miała coś do mnie, czy wszystkich traktowała jak gówno na bucie. Była najdziwniejszą osobą, jaką kiedykolwiek poznałem.

Godzina i trzynaście minut spóźnienia.

Uznałem, że nie będę się dalej kompromitować i po prostu sobie stąd pójdę. Ciężko było mi przyznać przed samym sobą, ale bolało mnie to, że Sebastian mnie wystawił. Szczególnie, że wydawało mi się, że bardzo cieszył się z naszego niedoszłego spotkania.

- Zgadnij kto! – usłyszałem dźwięk za sobą, a ktoś przykrył mi oczy dłońmi.

- Ktoś kto spóźnił się ponad godzinę? – spytałem z przekąsem odwracając się w stronę Sebastiana.

Wyglądał na trochę zmieszanego. Zagryzł wargę i splótł ręce za plecami.

- Przepraszam, Alan. Naprawdę. Po prostu wypadło mi coś i... znaczy się... przepraszam. – jęknął. – Nigdy bym Cię przecież nie wystawił.

Patrzył na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami i czekał na moją reakcję. Westchnąłem.

- To od czego zaczynamy? – spytałem niby od niechcenia.

Chłopak od razu się rozpromienił i pociągnął do wyjścia ze stajni.

- Najpierw do pokoju zwierzeń!

Nie puszczając mojej ręki wbiegł do magazynu. Poślizgnąłem się na sianie leżącym na podłodze, ale biegłem dalej. Sebastian prawie wyrwał mi rękę na schodach, na szczęście dotarliśmy szczęśliwie na miejsce. Pokój w ogóle nie zmienił się od mojej ostatniej wizyty.

Sebastian zaczął od otwarcia okna na oścież. Zaraz potem pochylił się przy jednej z półek i wyciągnął z niej jakieś ubrania.

Nim zdążyłem wykazać jakikolwiek sprzeciw, na podłodze znalazły się dotychczasowe ciuchy blondyna. Chłopak właśnie wciągał na nogi jakieś szare legginsy, kiedy zorientowałem się, że od kilkunastu sekund gapię się na niego z głupim wyrazem twarzy. Odwróciłem wzrok zmieszany.

GalopOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz