Rozdział III

4.6K 374 254
                                    

Jazda autobusem nie zajęła nam zbyt dużo czasu. Autobus był w miarę pusty. Nie licząc mnie i Megi było tu może 7 osób. Dojechaliśmy o czasie i od razu skierowaliśmy się w stronę osiedla Księcia Władysława. Uznałem, że najszybciej dostaniemy się tam idąc przez park. Tak też zrobiliśmy i już po chwili spacerowaliśmy po słonecznej okolicy. Rozejrzałem się i uśmiechnąłem krzywo. To nazywają naturą? Kilka idealnie przyciętych drzew, skoszona trawa, chodnik, zepsuta fontanna? Nie potrafiłbym żyć w mieście.

Przeszliśmy przez ulicę, minęliśmy jakieś blokowisko i byliśmy na miejscu.

„Aquapark"

Mały basen, jacuzzi, dwie krótkie zjeżdżalnie. Bieda z nędzą. Kupiliśmy bilety i poszliśmy się przebrać.

Moja mama postawiła mi jasne ultimatum: Albo pojadę z siostrą na basen, albo mogę pożegnać się z Internetem do końca wakacji.

Są rzeczy ważne i ważniejsze, dlatego stałem właśnie w kąpielówkach i patrzyłem na kąpiących się ludzi. Madzia wyszła po chwili z przebieralni. Miała jednoczęściowy różowy strój z narysowaną głową konia po lewej stronie.

Skrzywiłem się.

Wciąż pamiętałem sytuacje sprzed kilku dni, kiedy to osobiście poznałem „cukierkową blondynkę".

- Idziemy do jacuzzi? – spytała poprawiając kucyk.

Chwyciłem ją za rękę i poczłapaliśmy do gorącej wanny. Nie lubię basenów, bo jest tutaj za dużo ludzi. Jak jestem w domu mogę sobie siedzieć SAM w wannie i nie muszę się bać, że za chwilę wejdzie do środka jakiś obleśny stary facet i rozwali się na całą wannę.

Dlatego zacisnąłem wargi, gdy do naszego jacuzzi weszła jakaś babcia, która zdecydowanie nie potrafiła dobierać stroju kąpielowego.

Wiktor skomentowałby to krótkim: „Oczy mi krwawią". Niestety, nie było go tutaj. Jechał dzisiaj do okulisty, więc nie mógł mi towarzyszyć w tym piekle. Chociaż nawet jeśli byłby w domu, to by ze mną nie pojechał, ponieważ Wiktor jak mały kotek, boi się wody.

Poczułem, że Madzia mnie szturcha. Dopiero teraz się zorientowałem się, że ta babcia zadała mi pytanie i najwyraźniej czeka na odpowiedź. Ale o co ona pytała?

- Um, przepraszam, mogła by pani powtórzyć?

- Naturalnie, kochaneczku. Pytałam, jak nazywa się ten przystojny kawaler? – spytała i zachichotała.

Rozejrzałem się wkoło. Na moje nieszczęście w jacuzzi byłem tylko ja, Madzia i ta babcia. To pytanie było zdecydowanie do mnie. Czy w tym momencie jakaś babcia po 60 mnie podrywa? Świetnie, ja to mam szczęście, albo staruszki, albo faceci.

- Alan. – odpowiedziałem niepewnie.

Babcia znowu zachichotała. Gestem przywołała drugą babcię, która akurat przechodziła obok.

- Gerdzia! Podejdź tu kochanie, popatrz jakiego przystojnego kawalera poznałam!

Babcia nazwana „Gerdzią" uśmiechnęła się ukazując swój gibis i weszła do jacuzzi.

Zaczęły razem chichotać, a ja myślałem, że umrę. Naprawdę, ja to mam szczęście.

- To jak, młody kawalerze? Masz już jakąś pannę na oku? – spytała jedna z nich mrugając do mnie zawadiacko.

Jezusie słodki...

Myślałem o tym 5 sekund. Uznałem, że to będzie najlepsze co mogę zrobić. I tak nikt mnie tu nie zna, a przynajmniej będę miał spokój.

GalopOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz