Rozdział 14 - "Twoja kolej..."

179 12 8
                                    

- Aelita Stones? - Zapytał lekarz, wychodzący właśnie ze swojego gabinetu.
- Tak, to ja. Dostałam wezwanie na kontrolę. - Odpowiedziała mu różowowłosa nastolatka.
- Proszę wejdź. Pani doktor już na ciebie czeka. - Gestem zaprosił ją do środka.
Lekarka powitała dziewczynę uśmiechem i poleciła, by usiadła. Ostrożnie zdjęła bandaże i przystąpiła do oględzin kolana.
- To niesamowite... - Powiedziała cicho.
- Coś się stało? - Zaniepokojona Aelita zerknęła na swoją nogę.
- Twoje kolano jest zdrowe... - Odpowiedziała jej, wciąż nie dowierzając w to co widzi. - Zwykle przy takim urazie potrzeba jeszcze przynajmniej pełnego tygodnia ze zmianami opatrunku, do pełnego zagojenia.
Aelita również lekko zaskoczona, nie tyle brakiem rany czy choćby najmniejszego siniaka, co reakcją lekarki, spojrzała na swoją nogę. Jedyne co zauważyła, to delikatny zarys blizny. Uśmiechnęła się lekko pod nosem.
- No cóż... - Pani doktor odruchowo poprawiła włosy. - Wypiszę tylko kartę dla ordynatora i jesteś wolna. Musisz mieć naprawdę silny organizm. - Pokiwała głową z uznaniem i zabrała się do pisania.
- Słyszałam, że jest gdzieś tutaj mój kolega ze szkoły. - Zagadnęła ją nastolatka.
- A jak twój kolega się nazywa?
- William. William Dunbar.
- Ach, to ten chłopak porażony przez prąd? - Lekarka postawiła pieczątkę przy swoim podpisie. - Niestety ciągle jest w śpiączce ale jego stan ustabilizował się wczoraj po południu.
- Mogłabym go zobaczyć?
- Oczywiście. - Uśmiechnęła się do różowowłosej. - Kiedy wyjdziesz skręć w prawo i idź korytarzem do końca. To ostatnie drzwi po lewej.
- Bardzo pani dziękuję. - Dziewczyna pożegnała się, po czym wyszła z gabinetu.
Po korytarzu, w zupełnym chaosie w różnych kierunkach przemieszczały się dziesiątki lekarzy. Każdy dobrze jednak wiedział dokąd musi się udać i pomimo panującego pozornie bałaganu, zawsze trafiał do właściwej sali lub gabinetu.
Różowowłosa zgodnie z podpowiedzią pani doktor, skręciła w prawo i przyglądając się mijanym osobom i poszczególnym salom, posuwała się naprzód. Korytarz nie był długi i kończył się dwuskrzydłowymi drzwiami, prowadzącymi na blok operacyjny. Dziewczyna skierowała więc wzrok na lewą stronę, szukając odpowiedniej sali. Nie trwało to długo i już po chwili stała przed wejściem na salę 56. Nacisnęła klamkę, weszła do środka i zamknęli za sobą drzwi odcinając się tym samym, od gwaru panującego na korytarzu.
W całym pomieszczeniu dominowała sterylna biel. Zaskoczyła ją panująca tu cisza, lecz wkrótce do jej uszu dobiegło ciche pikanie monitora. Spojrzała na stojące pod ścianą szpitalne łóżko i powoli do niego podeszła.
- Witaj William... - Powitała cicho nieprzytomnego chłopaka. Podłączony do przeróżnych aparatur najrozmaitszymi rurkami i kabelkami, spał, w określonym rytmie nabierając kolejne porcje powietrza do płuc. Aelita ostrożnie się nad nim pochylając, zaczęła przyglądać się jego twarzy. Szukała. Szukała jakiejkolwiek oznaki tego, że mógł to być Xana. Obejrzała dokładnie jego czoło, lekko zmartwiona faktem, że jego oczy pozostawały zamknięte. Jeśli William został opętany, Xana mógł ulokować swoje symbole na jego źrenicach. Po chwili wahania, wysunęła ostrożnie jedną dłoń do przodu, zaciskając przy tym zęby w oczekiwaniu na porażenie prądem i delikatnie dotknęła jego barku. Zamknęła oczy. Nic się jednak nie stało. Już miała zabrać rękę z powrotem, kiedy wydało jej się, że coś poczuła. Przyłożyła dłoń z powrotem. Teraz poczuła to wyraźnie... Coś było z nim nie w porządku. Skupiła się i spróbowała wykrzesać z siebie choć trochę swoich dawnych umiejętności. Na wewnętrznej stronie dłoni poczuła dziwne delikatne mrowienie. Próbowała dalej... Otworzyła oczy. To on. To Xana! Zmarszczyła brwi. Tak, to Xana...ale coś jest z nim...nie tak... Jest jakby...jakiś inny. Cofnęła szybko dłoń pod wpływem jakiegoś przeczucia. Odwróciła głowę i zerknęła przez ramię w stronę drzwi. Korytarz był jednak pusty. Obróciła się znów w stronę czarnowłosego i jeszcze raz uważnie mu się przyjrzała.
- Nie będę już ryzykować... - Szepnęła cicho i odwróciła się gotowa do wyjścia.
Wciąż leżący William momentalnie otworzył oczy. W jego źrenicach błysnął znak Xany, po czym chłopak, bezszelestnie ze zwinnością kota, niezauważenie wsunął do kieszeni Aelity, złożoną na cztery karteczkę, zanim ta się oddaliła. Uśmiechnął się pod nosem i wyraźnie zadowolony obserwował wychodzącą dziewczynę. Gdy drzwi się zamknęły, znaki w jego oczach wyraźnie zbladły, aż w końcu zupełnie zniknęły. Ciało chłopaka opadło bezwładnie na łóżko.

XANA 3.0 - Code Lyoko | Zawieszone Do OdwołaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz