Rozdział 5

230 21 0
                                    

W mojej głowie nadal utkwiły słowa z poprzedniej nocy. Słoneczko, kwiatuszku... Nadal nie rozumiałam tego człowieka, ale z dnia na dzień coraz bardziej mnie zaskakiwał. Jestem bardzo ciekawa co wydarzy się dziś...

Poniedziałek...chyba najbardziej znienawidzony dzień tygodnia dla uczniów. Wszyscy chcą wytrwać do końca, wakacji. Jest kwiecień, czyli już niedługo. Dla mnie jest to pierwszy i ostatni rok. Tak bardzo pomysłowo..ale cóż mojej mamie zależało już w tym roku wyjechać do Melbourne.
- Rosie! Rosie! Idziesz na bal? - z rozmyśleń wyrwał mnie głos wyraźnie uradowanej Victorii.
- Jaki bal? - spytałam zaskoczona. Nie słyszałam o żadnym balu. Szczerze mówiąc, w poprzedniej szkole w Los Angeles nie chodziłam na żadne durnowate imprezy czy bale. Byłam inna niż reszta. Wolałam położyć się wygodnie w swoim łóżku i poczytać swoją ukochaną książkę.
- No bal zakończeniowy! W jakim świecie ty żyjesz.. - wykrzyknęła przyjaciółka. Jeszcze dobrze nie otrząsnęłam się po wczorajszym spacerze z Brooks'em, a dziś już jakaś wiadomość o nadchodzącym balu.
- Hmm.. Pewnie nie. - odpowiedziałam spokojnie. Nigdy nie chodziłam na to i na ten nie miałam zamiaru pójść. Po za tym będę musiała z kimś iść, a pewnie nikt mnie nie zaprosi.
- No idź, idź! Pójdziemy razem na zakupy, wybierzemy ci bajkową sukienkę i będziesz w niej wyglądała jak prawdziwa księżniczka! Założę się, że nie jeden chłopak cię zaprosi. - namawiała mnie cały czas dziewczyna. A może to dobry pomysł? Czyż ja nie mówiłam, że chcę rozpocząć nowe życie? Raz mogę się zabawić... Ostatecznie zdecydowałam się na prośby Victorii. Szczerze to miałam dość już wysłuchiwania o tym, że mam się tam pojawić.
- N...no dobrze. - odrzekłam. Udałam się w stronę tablicy ogłoszeń, gdzie wszyscy pchali się i przepychali. Słychać było krzyki podniecenia dziewczyń, które jak widać czekały na to przez całe trzy lata. Gdy część ludzi odeszło udało mi się zobaczyć, że bal jest w maju, czyli mamy równy miesiąc. Równy miesiąc na znalezienie osoby towarzyszącej? - No pięknie - mówiłam w duchu.

Jak zwykle udałam się z przyjaciółką do chłopców. Przywitaliśmy się ze wszystkimi i rozmawialiśmy.
- Hej dziewczyny! Robimy w weekend nockę filmową, może wpadniecie? - wykrzyknął podekscytowany Daniel.
- To świetny pomysł napewno będziemy! - nie zdążyłam nic powiedzieć, bo wyprzedziła mnie Victoria.
- Świetnie, to o 20 u nas. - dodał Jai posyłając nam lekki uśmiech.

No to weekend mam załatwiony. Wyciągnęłam z torby swój plan lekcji i zobaczyłam, że mam teraz historię. Zagadałam się z Danielem i James'em, dlatego było już grubo po dzwonku, więc spieszyłam się. Victorii ze mną nie było, zwolniła się. Musiałam sama znaleźć klasę 409. Znajdowała się ona na drugim piętrze. Zdyszana wbiegałam po schodach, by jak najszybciej znaleźć się w klasie. Nie myślałam o niczym, więc musiałam w kogoś wpaść. Uniosłam głowę do góry i zobaczyłam przed sobą uśmiechniętego Beau. Wpatrywał się we mnie swoimi dużymi zielonymi oczami. Nie mogłam od nich wzroku oderwać. Miałam słabość do ludzi z ładnymi oczami, ale one były takie niesamowite...
Po chwili zorientowałam się, że cały czas gapię się na Brooks'a, a ten widocznie jest zadowolony z całej sytuacji. - Ugh, co ze mną. Rosie! - krzyczałam na siebie w duchu.
P..przepraszam - wymamrotałam i podniosłam się ze schodów. Szybkim krokiem, ale tym razem ostrożniejszym udałam się od razu do klasy.

---------------------------------------------------
No to mamy kolejny rozdział. Przepraszam, że nie był wczoraj, ale mój zły humor nie odpuszczał. Dopiero teraz złapałam siłę, by coś naskrobać.
Rozdział może nie jest bardzo interesujący, ale tak jak mówiłam, musimy przebrnąć te nudne rozdziały. Ugh...

Kolejny rozdział postaram się napisać troszku z perspektywy Beau! Mogę liczyć na jakieś gwiazdki i komentarze?


Boy With a Dream || Beau BrooksOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz