1

2.3K 113 8
                                    

Tytuł: Niewłaściwy ruch

Pairing: Larry Stylinson, Hick Gryles

Ilość rozdziałów: 15 + dwa dodatki

Ilość słów: 18432

Stan: opowiadanie zakończone

Ostrzeżenia: występuje miłość męsko-męska

Uwagi:
AU – One Direction nie istnieje;
• występują powtórzenia (najczęściej imion);
• możliwe błędy interpunkcyjne;

Opis: Louis zakochuje się w chłopaku swojego najlepszego przyjaciela.

Czy znajdzie w sobie dość siły, by zwalczyć tę miłość? A może będzie wolał poświęcić długoletnią przyjaźń?

Jeden niewłaściwy ruch, a straci wszystko.

Ilość słów800

- Zwariowałeś? - krzyknął kierowca, wyskoczywszy z samochodu.

Albo z powodu prószącego śniegu, albo dlatego, że wciąż jeszcze byłem oślepiony, albo ze zdenerwowania wszystko docierało do mnie z opóźnieniem, w każdym bądź razie nie rozpoznałem go.

Nie poznałem również jego głosu. W tym jednak nie było nic dziwnego. Nigdy dotąd nie słyszałem Harry'ego Stylesa, chłopaka mojego najlepszego przyjaciela Nicka, tak krzyczącego.

- Masz ochotę popełnić samobójstwo, to proszę bardzo! Ale następnym razem wybierz może coś takiego, co nie narażałoby innych! Może trudno ci to sobie wyobrazić, ale są tacy, którzy mają ochotę jeszcze pożyć! - zawołał i ruszył w moją stronę.

Ja tymczasem łapałem z trudem powietrze, zastanawiając się nad tym, co by się stało, gdybym wpadł pod samochód. Nie myślałem przy tym o sobie, tylko o tym, że nikt nie wiedziałby, że Lottie leży w altanie, i zanim ktoś by się o tym dowiedział, zamarzłaby na śmierć, jeśli wcześniej by się nie wykrwawiła.

- Potrzebuję... potrzebuję... - wysapałem tak cicho, że nie mógł mnie usłyszeć.

On tymczasem zbliżył się do mnie na jakieś dziesięć metrów i stanął jak wryty.

- Louis...? - zapytał z niedowierzaniem. - Co ty tutaj robisz?

Śnieg sypał coraz mocniej.

- Potrzebuję pomocy.

- Widzę - rzucił i po chwili był już przy mnie. - Jezu, jak ty wyglądasz? Co ci się stało? Ktoś cię napadł? - Pytania, jedno po drugim, padały z jego ust niczym armatnie salwy.

- Moja siostra jest ranna, trzeba ściągnąć pogotowie. Masz telefon?

Rozejrzał się.

- Gdzie ona jest?

- Boże, nie pytaj, tylko zadzwoń do pomoc! - Mój głos dopiero teraz uzyskał pełną siłę. Musiał jednak brzmieć histerycznie, ponieważ Harry chwycił mnie za ramiona i lekko potrząsnął.

- Nie wiesz, jak długo trzeba czasami czekać na pogotowie? Jeśli weźmiemy ją do mojego samochodu, za dziesięć minut możemy być w szpitalu - powiedział. - Tylko gdzie ona jest, ta twoja siostra? - dodał takim tonem, jakby myślał, że coś sobie uroiłem.

Zupełnie się tym nie przejąłem. Jego argumentacja wydała mi się rozsądna, więc wyciągnąłem rękę w stronę parku.

Ruszył we wskazanym kierunku. Biegł tak wybko, że co chwila zostawałem z tyłu.

- Jest tam, w tej altanie! - powiedziałem, kiedy drewniana budowla w orientalnym stylu stała się widoczna.

- Co jej się właściwie stało?

- Zjeżdżała z górki na sankach i wpadła rozpędzona na mur - mówiłem, łapiąc raz po raz powietrze. - Wydaje mi się, że ma złamaną nogę i ranę na czole, która strasznie krwawi.

Harry, słysząc to, zaczął biec jeszcze szybciej. Wydawało mi się, że za nim nie nadążę, ale potworny lęk o siostrę dodawał mi sił i do altany wpadliśmy jednocześnie.

Lottie leżała tak, jak ją zostawiłem. Na jej twarzy pozostało trochę śniegu, który zdążył się stopić, zabawił się tylko na różowo. Oczy miała zamknięte, nie płakała, nie jęczała, nie poruszała się.

Do głowy cisnęła mi się straszna myśl - najgorsza ze wszystkich - ale nie chcąc jej do siebie dopuścić, opadłem na kolana i zacząłem rozpaczliwie szukać jakichś oznak życia.

- Lottie, to ja, Louis. Już wróciłem.

Nie zareagowała.

- Lottie! - zawołałem.

Nie poruszyła się, nie wydała żadnego dźwięku.

- Lottie, nie możesz...

Harry musiał się domyślić, co mi chodzi po głowie.

- Spokojnie, Louis - powiedział.

Dopiero teraz zauważyłem, że również ukląkł przy mojej siostrze. Trzymał jej rękę powyżej nadgarstka.

- Jest puls - uspokoił mnie. - I spójrz tu.

Popatrzyłem tam, gdzie wskazywał, i zobaczyłem mały obłoczek pary unoszący się nad ustami i nosem Lottie. Odetchnąłem z ulgą.

- Nie jestem pewny, czy powinniśmy ją podnosić - odezwał się po chwili.

Wiedziałem, o co mu chodzi. Pamiętałem z kursu pierwszej pomocy, że przy urazach kręgosłupa nie można podnosić rannych bez usztywnionych noszy.

- Ja też nie jestem pewny, ale teraz to i tak nie ma już chyba większego znaczenia.

Spojrzał na mnie pytająco.

- Przyniosłem ją tu spod tamtej góry. - Odwróciłem się i wyciągnąłem rękę w stronę majaczącego w ciemności wzniesienia.

- Przyniosłeś ją tu sam?

- Dalej nie miałem już siły.

Harry pokręcił głową. Wtedy wydawało mi się, że nie potrafi tego zrozumieć, i poczucie winy, które kiełkowało we mnie już wcześniej, teraz dotarło do każdej komórki mojego ciała.

- Musimy ją zawieźć do szpitala - powiedziałem.

- Jasne - rzucił i zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, trzymał Lottie na rękach i wychodził z altany.

Nie należał do najbardziej wysportowanych chłopaków, jakich znałem. Nie grał w szkolnej drużynie piłki nożnej, nie słyszałem nigdy od Nicka, żeby uprawiał jakiś sport, ale był silniejszy i znacznie wyższy ode mnie – co nie było czymś nadzwyczajnym przy moich mocno naciąganych stu siedemdziesięciu centymetrach wzrostu – i poruszał się tak szybko, jakby nieprzytomna Lottie nie była dla niego żadnym ciężarem.

Truchtałem obok niego, cały czas dotykając jej głowy. Nie mogłem sobie wytłumaczyć tego w racjonalny sposób, ale miałem uczucie, że jeśli ani na chwilę nie stracę kontaktu z nią, to nie stanie się nic złego.

Wtedy nie zwróciłem na to uwagi, ale potem, kiedy przypomniałem sobie te pełne napięcia chwile, nie mogłem się nadziwić, że Harry, brnąc w śniegu z moją siostrą na ramionach, miał jeszcze siłę dodawać mi otuchy.

– Nie martw się, Louis, wszystko będzie dobrze.

Niewłaściwy ruchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz