Przez bar przemyka głośny, zbiorowy pisk, kiedy wychodzę z zaplecza. Mój wzrok automatycznie kieruje się w stronę sceny.
Sam stoi przed mikrofonem, jak na samym szczycie świata. Ściągnął skórzaną kurtkę. Ma na sobie jedynie obcisły biały podkoszulek z długimi rękawami, które podciągnął do łokci i który sprawia, że jego ramiona wydają się być jeszcze bardziej muskularne a idealnie wyrzeźbione ciało, aż prosi się żeby zostać odkryte. Na jego wąskich usta błąka się ten sam seksowny półuśmiech, który raz po raz kieruje w stronę rozentuzjazmowanego tłumu.
Nie mogę się zmusić, żeby odwrócić wzrok. Patrzę więc, jak przeczesuje ręką czarne i tak już zmierzwione włosy, potrząsa lekko głową i poprawia przewieszoną przez pół gitarę.
Nagle jego spojrzenie odnajduje mnie i jego uśmiech się powiększa. Nie spuszczając ze mnie wzroku, zbliża usta do mikrofonu, a całe moje ciało napina się w nerwowym oczekiwaniu. Nie jestem tylko pewna, czego właściwie oczekuję. Nogi mam dziwnie miękkie i nie chcą oderwać się od posadzki, chociaż dobrze wiem, że powinnam wyjść. Wiem, że Robbie na mnie czeka w swoim mieszkaniu i za niedługo zacznie się niecierpliwić. A mimo to, nadal wpatruję się w jego brata, jakby był centrum wszechświata.
— Cześć wszystkim! — Jego lekko ochrypły, przyjemny głos unosi się w dusznym powietrzu, a pisk tłumu się wzmaga. Sam unosi w górę dłonie, prosząc o ciszę. Posyła tłumowi kolejny półuśmiech, po czym wraca spojrzeniem do mnie. Serce mimowolnie zaczyna mi być szybciej i nieświadomie przygryzam dolną wargę. Sam patrzy na mnie stanowczo zbyt długo, a wyraz jego twarzy zdradza oznaki głębokiego zamyślenia. Szybko jednak się otrząsa i na jego twarz powraca uśmiech.
— Wiem, że już pora zaczynać — mówi do mikrofonu, ale jego czarne spojrzenie nadal jest utkwione we mnie. Ledwo dostrzegam, że piękna ciemnowłosa dziewczyna z zaplecza również mi się przygląda. — Ale zdarzył się nagły wypadek. Właściwie sprawa życia i śmierci! — kontynuuje Sam nagle robią komicznie poważną minę. — Muszę stoczyć bardzo ważną grę w bilard!
Jestem pewna, że moje usta uchylają się w wyrazie całkowitego niedowierzania. Chyba sobie żartuje!
Sam wybucha śmiechem, najwyraźniej dostrzegając moją oburzoną minę. Posyłam mu mordercze spojrzenie, mając nadzieję, że je również dostrzeże. W odpowiedzi wzrusza ramionami.
— Pomożecie mi ją przekonać? — pyta tłumu. — To ta blondynka beżowym płaszczu, stojąca przy barze. Isa ma do mnie wielką prośbę, ale niestety nie robię nic za darmo, więc...
Mam wrażenie, że wszystkie głowy obracają się w moją stronę, a ja otwieram szeroko buzie jak wyciągnięta z wody ryba. Serce zaczyna mi dudnić w piersi i chcę stąd jak najszybciej uciec.
Nagle mężczyzna siedzący za perkusją, wstaje i zaczyna skandować moje imię, a sekundę później dołączają do niego inne głosy. Cały bar wykrzykuje moje imię.
Patrzę oniemiała jak Sam robi krok na przód, jednak powstrzymuje go Jake. Chwyta go za ramię i mówi coś do ucha. Sam kiwa głową, po czym uśmiecha się do niego szelmowsko i zeskakuje z tłumu. Pisk wzbija się w powietrze i to właśnie mnie otrzeźwia. Wzdrygam się jak rażona prądem i czym prędzej rzucam się w stronę wyjścia. Tłum przy barze nieco się przerzedził, więc z pomocą łokci i przekleństw niemal udaje mi się dojść do wyjścia. Niemal, bo kiedy jestem już przy drzwiach, ktoś zagradza mi drogę. Tłum nadal wykrzykuje moje imię.
Nie muszę być geniuszem, żeby wiedzieć kto. Sam chwyta mnie w tali i odwraca gwałtownie, sprawiając że znajduję się w jego ramionach. Kładę ręce na jego torsie, chcąc zachować równowagę i wciągam głośno powietrze uświadamiając sobie, jak blisko się znajduję.
CZYTASZ
Nasze nigdy (The Strangers, #1)
RomanceKSIĄŻKA PISANA MILIONY LAT TEMU. Przyszły pan prawnik, który nie wie czy chce być prawnikiem. Zagubiona baletnica, która stara się być tym, kim chcą żeby była. I złamany muzyk, który robi to co chce. Melisa Rousseau kocha Robbiego Blacka od zawsze...