Rozdział Dwunasty

6K 460 23
                                    



Czerwiec przyszedł szybciej niż się spodziewałam, powodując mętlik w mojej głowie. Mętlik jakiego nie miałam od dłuższego czasu. Wydawało mi się, że uporządkowałam swoje życie uczuciowe. Byłam szczęśliwa z Robbiem. Chciałam z nim być. Proste. A teraz do tego wszystkiego dołączał wyjazd do Nowego Jorku. Owszem, było to moje marzenie odkąd tylko włożyłam pointy i dowiedziałam się, że to właśnie tam tańczą najlepsi. Już raz z tego zrezygnowałam. Nie wiem czy dla Robbiego czy ze zwyczajnego strachu, że sobie nie poradzę. Czy miałam w ogóle prawo odrzucić taką ofertę?

— Jesteś głupia, że w ogóle się zastanawiasz, Isa — rzuca Dorrit, kiedy taksówka zatrzymuje się przed mieszkaniem Lany. — Nie możesz rezygnować z siebie i swoich marzeń przez faceta. Dla nikogo nie powinnaś z tego rezygnować. Nawet dla mnie.

— Nie wiem, Dor — mamroczę nadal średnio przekonana. Wysiadam z taksówki i zamykam z trzaskiem drzwi. — Dla ciebie wszystko jest takie proste.

— No bo jest — wyrokuje, chwytając mnie pod ramię. Razem ruszamy w stronę mieszkania, gdzie ma się odbyć wieczór panieński Lany. — A ty jesteś zwyczajnie głupia. Głupia, Isa, głupia!

— A ty już jesteś napruta...

Dorrit macha ręką.

— Wypiłam zaledwie dwa kieliszki, nie osądzaj — mówi

Zatrzymuję się gwałtownie i patrzę na nią spod uniesionych brwi.

— Wyzywasz mnie od głupich idiotek, a potem mi mówisz, że piłaś beze mnie... No pięknie.

— Och, daj spokój! — wykrzykuje oburzona, kiedy wchodzimy do klatki schodowej. Wspinamy się szybko po schodach i odnajdujemy drzwi z przyczepioną do nich złotą trzynastką. Dorrit puka mocno kilka razy.

— Bądź grzeczna, Rousseau — mówi do mnie, kiedy słyszymy dźwięk przekręcanego zamka. — Nie zabij Margot —szepcze wchodząc do środka.

Przewracam wymownie oczami.

— Cześć! — Lana od razu rzuca się w naszym kierunku i ściska nas przyjacielsko. Nie sposób się nie uśmiechnąć, kiedy ta dobra duszyczka jest obok.

Wchodzimy do salonu. Wygląda przytulnie i bardzo delikatnie. Od razu widać w nim kobiecą rękę. Na bladozielonej kanapie siedzi Margot w otoczeniu kilku innych dziewcząt, których nie znam.

Obecność Margot dziwnie mnie onieśmiela. Fakt, że miała kiedyś czelność nazywać się żoną Sama dziwnie mnie wkurza, chociaż wiem że była to tylko głupia decyzja podjęta pod wpływem alkoholu.

— Dziewczyny, to jest Margot. — Lana staje obok ślicznej, ciemnoskórej dziewczyny i kładzie jej dłoń na ramieniu. — A to jest Isa i Dorrit.

— Miło cię poznać — wykrztuszam z siebie, wyciągając w jej kierunku dłoń. Unosi w górę idealnie wyregulowaną brew i z wahaniem chwyta moją rękę.

— Poznałyśmy się — odpowiada, kiedy ją puszcza. — I wcale nie było miło.

Wywracam oczami.

— Czemu musisz być taką suką?

— Że co proszę? — prycha.

Kątem oka zauważam jak Lana się spina, a Dorrit jedynie z zaciekawieniem się nam przygląda.

— Suką mówisz? Nie przyszło ci do głowy, że to ty nią jesteś?

— Nie mam pojęcia o czym mówisz.

Nasze nigdy (The Strangers, #1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz