Spokojny oddech Robbiego łaskocze moją odsłoniętą szyję, a gorąca ręka na mojej talii, powoduje, że na czole zbierają mi się kropelki potu. Niebo za oknem ma upiornie czarną barwę. Na szybie zaczynają zbierać się krople deszczu. W mieszkaniu jest przerażająco cicho. Tykanie zegara doprowadza mnie do szału.
Mój wyciszony telefon zaczyna brzęczeć na szafce nocnej, a Robbie mamrocze cicho przez sen, kiedy odrzucam jego rękę i wyplątuję się z pościeli. Robi mi się jeszcze goręcej, kiedy widzę na wyświetlaczu telefonu imię starszego Blacka. Zerkam na Robbiego, zanim naciskam na zieloną słuchawkę.
— Jestem w Seattle. — Głos Sama brzmi w telefonie, zanim mam szansę się odezwać.
— Sam, jest środek nocy — szepcę cicho, wychodząc z sypialni. Robbie odwraca się na drugi bok, kiedy zasuwam drzwi.
— Wiem, przepraszam. Po prostu musiałem zadzwonić, zanim się rozmyślę. — Po drugiej stronie linii zalega cisza. — Myślałem o tym co mówiłaś. O tym, że powinienem z nim porozmawiać.
— Och — mówię jedynie, bo nic innego nie przychodzi mi do głowy.
— Tylko o czym, Isa? O czym mam z nim rozmawiać? Co mam mu powiedzieć?
W głosie Sama brzmi tłumiona rozpacz i nadzieja, że odpowiem na jego pytania. Chciałabym znać odpowiedzi.
— Nie wiem, Sam — odpowiadam cicho, opierając się o ścianę w salonie. Deszcz spływa po oknach. — Może on powie coś tobie?
Nie odpowiada przez długą chwilę.
— Chyba właśnie tego się boję.
Przez chwilę oboje milczymy.
— Pójdziesz tam ze mną, Isa? — pyta. — Wiem, że nie mam prawa cię o to prosić...
Zagryzam mocno wargi, żeby nie krzyczeć z rozpaczy i bezsilności.
— Będę pod szpitalem o piętnastej — mówię. — Dobranoc, Sam.
Przez całą resztę nocy śnią mi się koszmary o bezdennej trumnie i twarzy Robbiego zmieniającej się w Sama. I tak w kółku. A rano wstaję z wielkimi cieniami pod oczami i wyrzutami sumienia, które palą jak rozgrzane do czerwoności pręty, zaciskające się ciasno wokół mojej szyi.
Zegar w kuchni wskazuje godzinę siódmą dwanaście, kiedy wchodzę do pomieszczenia. Robbie siedzi przy kuchennej wyspie, ubrany w szare spodnie i koszulę w niebieską kratę. Uśmiecha się do mnie lekko, kiedy całuję go w policzek. W powietrzu unosi się przyjemny zapach kawy.
— Wyglądasz koszmarnie — mówi.
— Och, dziękuję ci, kochanie — rzucam sarkastycznie. W odpowiedzi posyła mi lekki, zmęczony uśmiech. — Jakie plany na dziś?
Robbie blednie nieco, a uśmiech na dobre znika z jego przystojnej twarzy. Mam ochotę złapać go za rękę i zaciągnąć gdzieś, gdzie będzie bezpieczny. Gdzieś, gdzie będę mogła go ukryć przez całym światem.
— Zgarnę mamę i pewnie pojedziemy do szpitala. Lekarze mówili, że możemy zabrać tatę do domu.
Przełykam głośno ślinę.
— Dzisiaj?
Robbie patrzy na mnie dziwnie.
— A kiedy, Isa?
Garbię się nieznacznie i pocieram ramiona. Muszę powiedzieć Samowi. A może to nie ja powinnam to zrobić?
— Nie powinieneś spróbować skontaktować się z Samem? — pytam cicho, bojąc się reakcji Robbiego. Sztywnieje momentalnie i zaciska mocno wargi. Wydaje się tak strasznie zmęczony, a ja jedynie dorzucam mu zmartwień. Wydaje mi się jednak cholernie niesprawiedliwe, że chcą pozbawić Sama pożegnania. I przebaczenia. A on tak bardzo tego potrzebuje.
CZYTASZ
Nasze nigdy (The Strangers, #1)
Любовные романыKSIĄŻKA PISANA MILIONY LAT TEMU. Przyszły pan prawnik, który nie wie czy chce być prawnikiem. Zagubiona baletnica, która stara się być tym, kim chcą żeby była. I złamany muzyk, który robi to co chce. Melisa Rousseau kocha Robbiego Blacka od zawsze...