NABRAŁAM WAS ŻABCIE WY MOJE. JESTEM Z SIEBIE TAKA DUMNA.
Niall dziś rano zadzwonił do mnie i oznajmił, że jego szkolenie zostało skrócone z powodu choroby jednego z wykładowców i będzie w domu już dzisiaj.
Cóż, może reagowałam na to zbyt emocjonalnie, ale czułam cholerną potrzebę, żeby mieć go już przy sobie. To chyba zrozumiałe, biorąc pod uwagę wydarzenia z ostatniego czasu.
To jakby, tak, nie jestem jeszcze całkiem skończona z Justinem, ale tak naprawdę chcę tylko Nialla. Tylko on może mi dać stałe szczęście i wiem, że tylko przy nim mogę czuć się jak w domu.
I jestem tego pewna bardziej niż faktu, że mam na imię Melody.
Rozmowa z Denise i Chanel coś mi uświadomiła; moje pożądanie Justina jest tylko chwilowe, całkiem ulotne. A prawdziwa, właściwsza miłość to rzecz, którą mam z Niallem.
Weszłam przez automatyczne drzwi do hali przylotów i w tłumie ludzi zaczęłam wypatrywać mojego Nialla.
Jego samolot powinien wylądować 10 minut temu; tak przynajmniej wynikało z rozkładu lotów.
Kilka sekund później poczułam, jak ktoś obejmuje mnie od tyłu i całuje mój kark.
Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć kto to; tak dobrze znam sposób w jaki obejmują mnie jego ramiona, a jego zapachu nie pomyliłabym nawet na łożu śmierci.
-To głupie, bo nie widziałem cię tylko kilka dni, ale cholernie się stęskniłem - jego dłonie usta delikatnie musnęły moje ucho, kiedy to mówiłam, a ja poczułam motyle dziko bębniące skrzydłami w środku mojego brzucha.
Odwróciłam się do niego, nie mogąc powstrzymać wariackiego uśmiechu na twarzy.
Jego oczy błyszczały dosłownie niczym gwiazdy na nocnym niebie, a ja pomyślałam, że kocham widzieć go tak szczęśliwego. A jeszcze bardziej kocham, kiedy to ja mogę być powodem jego szczęścia.
-Ja za tobą też, kochanie - dałam mu szybkiego całusa - a teraz może chodźmy do domu, bo Michael zabrał dzisiaj dzieci do siebie, więc będę mogła ci pokazać jak bardzo za tobą tęskniłam.
Zwyciężył wargi językiem i zeskanował mnie swoim wzrokiem.
-Kurwa byłbym idiotą, gdybym odmówił.*Kilka lat później*
Ja i Niall staliśmy w kuchni, przygotowując kolację, kiedy drzwi wejściowe się otworzyły i do środka wpadła jedna z naszych córek.
Rosie przebiegła przez salon, głośno tupiąc nogami wbiegła po schodach i w końcu usłyszeliśmy trzask drzwi.
Spojrzeliśmy po sobie z Niallem, ale żadne z nas nie zdążyło nic powiedzieć, bo drzwi wejściowe po raz kolejny się otworzyły i tym razem Carmen weszła do środka.
-Rosie! - krzyknęła wbiegając po schodach, nawet nie zwróciła na nas uwagi - otwórz mi! - było słychać jak wali w drzwi, szarpiąc się z klamką.
-Okej, może po prostu udawajmy, że to wszystko jest całkiem normalne - zaproponował Niall, wracając do krojenia pomidorów.
Westchnęłam, zrezygnowana kręcąc głową. Jak zwykle ja muszę się tym zająć.
Postanowiłam, że pogadam z Rosie po kolacji, a na razie dam jej chwilę na uspokojenie się.
Wreszcie hałasy na górze ustały i Carmen zeszła na dół i usiadła na stołku przy blacie.
Wyglądała na zdenerwowaną, mamrotała coś gniewnie pod nosem.
-Powinienem zapytać co się stało? - odezwał się niepewnie Niall.