*Tydzień później*
-Wróciłem - zamknęłam szafkę kuchenną i wyszłam na korytarz, skąd dobiegał głos Nialla.
-Hej - uformowałam usta w dziubek, czekając, żeby mnie pocałował.
-Hej, słońce - dostałam oczekiwanego całusa, po czym Niall wyciągnął zza pleców bukiet kwiatów.
Składał się z czerwonych róż i cóż, może to tandetne, ale to moje ulubione kwiaty.
-To dla mnie? - uśmiechnęłam się delikatnie, czując absolutne rozczulenie. To niby nic takiego, a jednak.
-A czy widzisz tu jeszcze jedną kobietę mojego życia, której mógłbym kupić kwiaty? - uśmiechnął się lekko, przewracając oczami.
-Są piękne - wzięłam od niego bukiet, całując przy tym jego policzek - wstawię do wazonu - wróciłam do salonu i wykonałam zapowiedzianą czynność, stawiając kwiaty na stole.
Po chwili na schodach rozległ się tupot stóp i do pomieszczenia wpadły Rosie i Carmen.
-Nie tak głośno, bo obudzicie Luke'a - upomniałam je machinalnie.
-Tato już wrócił?
-Wrócił - odpowiedział za mnie Niall, wchodząc do salonu, a dziewczynki od razu skupiły na nim całą uwagę.
-Tato, dzisiaj w telewizji leci "Shrek", obejrzymy razem, prawda? - spojrzały na niego z zadartymi do góry głowami.
-Jasne, że tak.
-A czy ja mogę dołączyć do tego seansu? - spytałam odgarniając włosy z twarzy i podchodząc do nich.
-Oczywiście, mamusiu - Rosie przytuliła moje nogi - możemy obejrzeć w waszej sypialni? Wszyscy zamieścimy się na łóżku.
-W porządku - wzruszyłam ramionami i poczochrałam włosy Carmen - idźcie już na górę, zaraz przyjdziemy.
Zgodnie pomknęły po schodach, a ja już oszczędziłam sobie upominania ich, żeby nie hałasowały.
-Jest taka sprawa - zaczął Niall, a ja spojrzałam na niego uważniej - bo w poniedziałek zaczyna się pewne szkolenie, na które miał pojechać Louis. Ale coś mu wypadło i musiał z tego zrezygnować - posłał mi znaczące spojrzenie.
-I ty masz tam jechać? - westchnęłam, przygryzając wargę.
Skinął głową i złapał moje dłonie, przyciągając mnie bliżej siebie.
-Posłuchaj skarbie, wiem, że nie powinienem tak zostawiać cię samej z dziećmi, więc po prostu powiedz, jeśli się na to nie zgadzasz. Wymyślę coś innego.
Czy on nie jest najukochańszą osobą na świecie?
-Na ile czasu?
-Na tydzień.
Ponownie westchnęłam, zastanawiając się przez kilka chwil.
-Możesz jechać, jakoś sobie poradzę - orzekłam w końcu.-Jesteś pewna? - nie wyglądał na zbyt przekonanego.
-Tak, nie mogę przecież zabierać ci możliwości rozwoju. To by było nie fair.
Uśmiechnął się delikatnie i pocałował moje czoło.
-Jesteś cudowna, mówiłem ci to już?
Odwzajemniłam uśmiech.
-Tylko jakieś milion razy.
*kilka dni później*
Siedziałam w salonie, czekając na rozpoczęcie się serialu.