(01)

1.3K 89 25
                                    

aveline spendlove miała wszystkiego dość. i to nie był gorszy dzień, czy gorszy tydzień. to zdecydowanie był gorszy rok, dekada, wiek. gorsze życie. i choć nie miała ku temu żadnych powodów, z przyjemnością mogłaby zasnąć i się nie obudzić. nie była to depresja, ale przechodziła przez nią niechęć do robienia czegokolwiek.

życie bywa niezwykle sarkastyczne. jak inaczej wytłumaczyć fakt, że dziewczyna, której byłych chłopaków można policzyć na palcach jednej ręki, a rodzinie przypomina się o niej tylko w boże narodzenie, kiedy wypada udawać dobrych ludzi, ma w nazwisku słowo "miłość". aveline nie miała z tą miłością z nazwiska nic wspólnego. nawet nie chciała mieć.

☁☁☁☁☁☁☁☁☁☁

zawsze wstawała wcześnie, nienawidziła spóźnień. tym razem również tak było. spokojnym krokiem szła na uniwersytet, gdzie drugi rok studiowała medycynę. nie był to jej wymarzony kierunek, raczej niespełnione ambicje rodziców, ale starała się jak mogła dać im szczęście. tak na prawdę nauka biologii stanowiła dla niej nie lada wyzwanie, pocieszała się jedynie dobrze płatną w przyszłości pracą.

życie pod presją nigdy nie jest dobre, człowiek po jakimś czasie pęka.

zatapiając się w rozmyślaniach nie zauważyła zwykłego krawężnika i potknęła się, upadając na kolana, które od razu zaczęły ją piec. nie zważając na ból, zabrała się za zbieranie rozsypanych po całym chodniku książek i zeszytów, gdy nagle dostrzegła dwie, pomagające jej dłonie, które z pewnością nie należały do niej. były dużo większe. przez chwilę podziwiała niezwykle długie palce obcej osoby, dopóki nie zdała sobie sprawy jak śmieszna i typowa jest ta sytuacja. pewnie zaraz okaże się, że właścicielem tych rąk jest najprzystojniejszy człowiek na ziemi, który za dwa miesiące zostanie jej mężem i będą żyli długo i szczęśliwie.
jednak gdy podniosła głowę zobaczyła tylko uśmiechniętego od ucha do ucha chłopaka, któremu burza ciemnych loków zasłaniała pół twarzy. nie wiedziała czy cieszy się on z jej zdartych kolan, czy może z tego, że aveline spóźni się na zajęcia. w każdym bądź razie już miała go dość.

jak najszybciej wstała i zabrała od nieznajomego wszystkie rzeczy, które należały do niej. miała już pół-biegiem ruszyć na zajęcia, gdy usłyszała głos.

- nawet mi nie podziękujesz? - zaśmiał się chłopak

- dziękuję, a teraz pozwól, że sobie pójdę. - odburknęła cicho.

- nie pozwolam.

- szczerze? mam to gdzieś.

- poczekaj, dasz mi chociaż swój numer telefonu?

tego było za wiele. dlaczego bóg stawia jej na drodze takie męczące i nachalne osoby. do tego ten mężczyzna (choć twarz miał raczej dziecięcą) był zdecydowanie zbyt pewny siebie i arogancki. nie miała żadnego powodu, żeby rozmawiać z nim przez telefon.

- jestem harry.

nie obchodziło jej to ani odrobinę.

jednak gdy dostrzegła dołki w jego policzkach, jedno sie zmieniło. wcześniej myślała, że nie ma w nim nic, w czym mogłaby się zakochać.

--------------------

jakby co, na prawdę jest takie nazwisko jak spendlove. był nawet taki jeden dziennikarz w wielkiej brytanii.

piszcie jak wam sie podoba

no reasons ☾ h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz