(07)

388 52 14
                                    

- to nie moja wina, że pierwsza litera twojego imienia pokrywa się z pierwszą literą alfabetu, więc jesteś na szczycie listy kontaktów, ale i tak jest mi cholernie przykro za to co się stało.

siedzieli w lesie. dokładnie na polanie w środku lasu. a jeszcze dokładniej aveline bujała się na huśtawce przymocowanej do samotnego drzewa na środku polany w środku lasu, a harry siedział pod samotnym drzewem na środku polany w środku lasu. 

nigdy nie widziała czegoś takiego. czuła się otoczona z wszystkich stron, z brakiem możliwości ucieczki, ale jednocześnie odprężona i spokojna. harry zabrał ją tu, żeby wyjaśnić parę spraw (miała pewność, że chodziło o tą noc na dachu i cóż, harry zaczął o niej mówić praktycznie od razu). 

- cieszę się, że do mnie zadzwoniłeś. nie wiem co by się stało gdyby mnie tam nie było. - przed oczami pojawiły jej się straszne obrazy, musiała potrząsnąć głową, aby zniknęły. 

- wyjaśnijmy sobie jedno: nie chciałem się zabić. nie jestem  a ż   t a k  chory psychicznie. 

- jednak gdy płakałeś i marudziłeś jaki to jesteś beznadziejny, wyglądało to troszkę inaczej. - zadrwiła.

- skończ. 

aveline zeszła z huśtawki i usiadła na trawie na przeciw harry'ego. delikatnie złapała go za rękę. 

- co się wtedy stało? musisz mi powiedzieć, chcę ci tylko pomóc. 

i jasne, brzmiała jak zawodowy psycholog, ale w tamtym momencie nic nie obchodziło jej mniej. 

- po prostu czasem mam drobne zmiany nastroju. 

harry zaczął kreślić kółka kciukiem na dłoni aveline. 

- drobne? nie sądzę, żeby skakanie z dachu parę tygodni po tym jak się śmiało i opowiadało żarty na lewo i prawo jest małą zmianą. 

- nikt nie skakał z dachu, nie wiem czy nie zauważyłaś. 

dłoń dziewczyny była już pełna niewidocznych wzorów, gdy on nagle ją puścił, otrzepał spodnie z niewidzialnego pyłu, wstał i zaczął odchodzić. nie miała pojęcia dlaczego tak się tym przejął. 

- to nie była próba samobójcza, nie jestem samobójcą, nie jestem samobójcą, nie chciałem się zabić. - mówił bardziej do samego siebie niż do niej. stał odwrócony. 

- harry, ja...

- nic nie mów, nie wiesz nic na temat tej choroby, nie wiesz jakie to straszne mieć dobre i złe dni, przy czym tych złych jest dużo więcej. nie masz o niczym pojęcia. 

o jakiej chorobie on mówił? 

- każdy ma złe i dobre dni, harry. nie ma w tym nic dziwnego.

- i każdy, podczas złych dni nie może wziąć pełnego oddechu, nie może mówić, a jego głowa pęka na kawałeczki niczym porcelanowa figurka upuszczona z piątego piętra budynku?

nie potrzebował odpowiedzi, aveline również. 

- no właśnie. 

co prawda odwiózł ją samochodem do kawiarni, ale więcej nie powiedział ani słowa. 

  ☁️ ☁️ ☁️ ☁️ ☁️

nie widziała go od bardzo dawna. każdy dzień bez harry'ego dłużył się w nieskończoność. on jednak nie dawał żadnego znaku życia, jakby rozpłynął się w powietrzu. aveline starała się "przez przypadek" na niego wpaść, chodząc do kawiarni, w której pracował (nie spotkała go tam podczas kilku spacerów, więc najwidoczniej zmienił miejsce zatrudnienia), czy oglądając startujące samoloty. w drodze na uczelnię stawiała wolniejsze kroki, mając nadzieję, że powtórzą ich pierwsze spotkanie. ona upadnie, a on jej pomoże. mógłby jej nawet nie pomagać, wystarczyłaby jego obecność. chciała po prostu spać spokojnie, mieć pewność, że harry żyje, ma się dobrze i się uśmiecha.

w końcu podjęła ostateczną decyzję. podchodząc pod dom harry'ego miała mieszane uczucia. lecz gdy zobaczyła ruch firanki w jego oknie i cień postaci przechodzącej przez pokój, była pewna, że to jej moment. chłopak musiał odebrać, skoro był w swoim mieszkaniu. zadzwoniła domofonem. jednak jej gest pozostał bez odpowiedzi.

zadzwoniła drug raz. i wtedy to zrozumiała.

harry na pewno spędza czas z kimś innym, pewnie już nie pamięta o nudnej dziewczynie, która myślała o nim jako o niedoszłym samobójcy.

a jednak usłyszała w głośniku jego głos.

- halo?

nie mogła uwierzyć w swoje szczęście.

- tu aveline spendlove. mogę wejść?

- wejść? ale po co?

- żeby porozmawiać. wiem, pewnie nie chcesz mnie już znać, ale możemy sobie wszystko wyjaśnić, chcę cię przeprosić, już nie będę robić tego czego nie chcesz. będę świetną znajomą, najlepszą, obiecuję, tylko proszę, usiądźmy u ciebie na kanapie, zróbmy herbatę z pokrzywy i śmiejmy się. - powiedziała dużo za dużo, ale już nie było odwrotu.

- nie mogę cię teraz wpuścić, mam - zrobił krótką pauzę - bałagan. tak, straszny bałagan!

- musimy porozmawiać harry, nie zostawię tak tego. - sama nie wierzyła w swoją pewność siebie, w to, że postanowiła postawić na swoim.

- dobrze, więc spotkajmy się dziś o 22:00 pod twoim domem. - odłożył słuchawkę.

nie pytała skąd on wie, gdzie ona mieszka. po prostu była pewna, że przyjdzie. 

-------------------------

w tym rozdziale nie dzieje się za dużo (w sumie nie dzieje się nic), ale musicie mi wybaczyć. następny jest już praktycznie gotowy, więc opublikuję go za kilka dni. 

mam nadzieję, że ktoś jeszcze to czyta, buzi 



no reasons ☾ h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz