(06)

443 54 8
                                    

gdyby ktoś zapytał aveline, czy odebrałaby telefon od harry'ego o trzeciej w nocy, jej odpowiedź z pewnością bylaby przecząca. jednak czasami mówimy coś zupełnie innego niż robimy. nigdy w stu procentach nie możemy powiedzieć jak zareagowalibyśmy w danej sytuacji.

kiedy parę godzin po północy telefon aveline rozbłysnął i zabrzmiały pierwsze nuty smutnej, aczkolwiek rockowej piosenki, dziewczyna była bardziej niż zdziwiona. co prawda nie spała (jedno słowo: studia), ale kto normalny dzwoni o tak późnej godzinie? dodatkowo na ekranie wyświetlił się ciąg liczb, więc nie miała bladego pojęcia kto próbuje się z nią skontaktować. ale odebrała.

- halo?

- dlaczego nigdy nic mi nie wychodzi? dlaczego to zawsze musi sie dziać? dlaczego muszę być taki b e z n a d z i e j n y?

głos mu się trząsł, jakby pod wpływem paniki. aveline od razu wstała i zaczęła się ubierać. działała instynktownie.

- gdzie jesteś harry? co się stało?

- aveline? mój boże przepraszam nie powinienem, jak zwykle robię wszystko źle. wybrałem przypadkowy numer, miałem nadzieję, że to telepizza lub coś w tym stylu. - miał paskudny humor, a i tak starał się żartować.

- po prostu powiedz mi gdzie jesteś.

powiedział, podał nawet adres. prawie biegła. był na dachu. n a d a c h u. nie wiedziała co robił na tym cholernym dachu, ale to nie brzmiało zbyt bezpiecznie. „na dachu" to jedyne co krążyło w jej głowie. ludzie siedzący na dachu o trzeciej w nocy najczęściej nie wpadają na wesołe pomysły.

mówiąc dokładniej harry nie siedział, tylko stał. na samej krawędzi. bała się, że chłopak wpadnie na tak genialny pomysł, jak na przykład krok w przód albo skok na główkę. serce biło jej sto razy mocniej. wyciągnęła telefon i zadzwoniła. odebrał.

- odwróć się.

- nie musiałaś do mnie dzwonić, wiedziałem, że jesteś za mną jeszcze zanim rzeczywiście tam byłaś. jesteś bardzo przewidywalna.

- odwróć się.

- nie czuję takiej potrzeby, chcę tylko patrzeć przed siebie, odwracanie się zużywa za dużo energii.

- odwróć się. - nie dawała za wygraną. musiała zobaczyć w jakim mężczyzna jest stanie.

tym razem już nic nie odpowiedział, tylko się rozłączył. dziewczyna w sumie nie wiedziała dlaczego wcześniej wybrała jego numer, skoro stali dwa metry od siebie. może chciała być bardziej tajemnicza.

sama podeszła do niego na tyle blisko, że prawie stykali się ramionami. gdy spojrzała w bok, zobaczyła mnóstwo łez na twarzy chłopaka. niektóre były praktycznie wyschnięte, ale część z nich wciąż spływała wąskimi strumieniami, zostawiając mokrą strużkę. nie mogła uwierzyć, że ktoś taki jak harry płacze, że oczy tak piękne jak harry'ego mogą wylewać potoki łez, że dołki w jego policzkach mogą nagle znikać i nie pozostawiać po sobie żadnego śladu. nie chciała wierzyć, że z tym pewnym siebie harrym dzieje się coś złego, z tym, którego żarty było pół-śmieszne, ale i tak żartował. którego kąciki ust zawsze były podniesione do góry.

w końcu obrócił twarz w jej stronę. patrzył na nią jakby szukał ratunku, jakby szukał odpowiedzi na dręczące go pytania. zaraz potem zwyczajnie usiadł nic nie mówiąc. aveline mu zawtórowała.

- chcę tylko istnieć. - powiedział.

- słucham?

- nie chcę już dłużej żyć, ale nadal chcę istnieć. być jakby obserwatorem. chcę patrzeć na ludzi, a może tylko na gwiazdy. i wyłącznie patrzeć, i wyłącznie być.

nie miała pojęcia co odpowiedzieć. zadziwiał ją coraz bardziej. nigdy nie wiedziała, że harry myśli o wszystkim tak intensywnie, nie spodziewała się po nim takiej inteligencji. wydawał jej się typem wiodącym beztroskie życie. najwidoczniej ludzie mają dwie twarze, a może nawet dużo więcej.

- rozumiem, a przynajmniej próbuję zrozumieć. - odpowiedziała.

- właśnie, wyłącznie próbujesz.

możliwe, że trochę ją to uraziło.

- tak czy inaczej, dziękuję za wszystko aveline.

możliwe, że zrobiło jej się trochę milej.

jeszcze chwilę siedzieli w ciszy, patrząc na otaczające ich niebo. dzieczyna chciała wracać, ponieważ było okropnie zimno, jednak harry stwierdził, że musi zobaczyć wschód, a nie mogłaby zostawić go samego na d a c h u. więc czekała. aż w końcu zasnęła.

obudził ją harry zawzięcie wołający jej imię. w jego ustach brzmiało dziwnie inaczej, magicznie i jednocześnie normalnie. jakby należało do niego, jakby idealnie komponowało się z jego głosem.

widok był piękny, pierwsze promienie słońca wychylały się zza horyzontu, niebo było jasnoróżowe, a harry się uśmiechał. uśmiechał! wszystko razem wyglądało tak perfekcyjnie, że aveline zastanawiała się, czy przypadkiem nadal nie śni.

wreszcie czuła, że to miejsce do którego należy, że właśnie tutaj powinna się znaleźć już lata temu. właśnie przy tym wschodzie i właśnie przy tym harrym.

☁☁☁

uparła się, że odprowadzi go aż do samego mieszkania. kiedy tylko słońce znalazło się na normalnej wysokości, harry znów posmutniał. nie płakał, nie było tak źle jak ostatniej nocy, ale był przygnębiony. gdy znaleźli się przed jego mieszkaniem, chłopak nie chciał zapraszać aveline do środka. powiedział, że nie zdążył posprzątać wczorajszego dnia. nie pytała o szczegóły, ale była lekko zdziwiona. gdy uchylił drzwi, przez szparę wydostała się na zewnątrz mała, bialutka jak śnieg kotka.

- poznaj moją współlokatorkę. aveline - to jest snowflake, snowflake - to jest aveline.

i kiedy tylko śnieżnobiała kulka miękkiej sierści otarła się o nogi dziewczyny, ta zakochała się w niej na zabój.


----------------------------

nie miałam ostatnio czasu i humoru, żeby pisać coś nowego, ale w końcu się udało

xx


no reasons ☾ h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz