Drogi Lou,
Nadeszła chłodna zima. Wszystkie liście z drzew pospadały na ziemię i przysypał je delikatny dywan. Kochałem tą porę roku, ze względu na Ciebie. Ale nie ma Cię tutaj ze mną jak ostatni rok. Nie pijemy herbaty pod kocem. Nie tulimy się do Siebie, kiedy było nam bardzo zimno. Wszystko poszło w zapomnienie. Teraz nienawidzę tej pogody. Za każdym razem jak patrzę w okno bierze mnie tęsknota. To my zawsze lepiliśmy bałwana za domem. Ubieraliśmy mu rękawiczki i szalik. A ty dawałeś mu marchewkę i uśmiech z drobnych kamyczków. Potem byliśmy cali mokrzy ponieważ każdy nasz wypad na dwór kończył się bitwą na śnieżki. Robiliśmy wtedy gorącą czekoladę i siadaliśmy przed kominkiem. Byłem od Ciebie wyższy i ty dawałeś mi swoją głowę na moje ramię. Ile bym dał za to by wrócić do tamtych czasów. Przepraszam Cię, że nie pisałem do Ciebie. Te pół roku zleciało mi za szybko. Zapisałem się do terapeutki, która miała mi pomóc. Niestety wypisałem się, ponieważ mi się już nie da pomóc. Przez te pół roku nie zamieniliśmy żadnego słowa. Na urodzinach Liama i Nialla, kręciłeś się ze swoją dziewczyną. Za każdym razem jak próbowałem coś zjeść na przyjęciu urodzinowych to patrzyłem na Ciebie. I gdy uśmiechałeś się do El, całowałeś ją w nosek, a ona cicho chichotała odechciewało mi się jeść. Niestety na przyjęciu Nialla byłem już do tego zmuszony. Wszyscy zauważyli, że straciłem sporo na wadzę. Moje ciało to kości i skóra. Jak już pisałem wcześniej Niall dał mi pełno jedzenia. Wiedział, które jest moje ulubione jedzenie. Sięgnąłem po jedne danie, potem następne i następne. Nie wiedziałem, że byłem aż tak głodny. Gdy już wszystko zjadłem i byłem już pełny popatrzyłem na swoje ręce. Nowe i świeże blizny od okaleczania się. Wystająca skóra. Mój widok mnie odtrącał. Przeprosiłem wszystkich i uciekłem do łazienki. Biegłem po schodach z zamkniętymi oczami i upadłem na ręce. Spojrzałem na Ciebie a ty zaśmiałeś się patrząc prosto mi w twarz. Zacisnąłem wtedy pięści i uciekłem do łazienki wymiotując. Siedziałem tam koło wanny i płakałem z głową w dół. Cieszył mnie fakt, że swoją żyletkę nosiłem wszędzie. Widocznie opłacało się, ponieważ na moich nadgarstkach pojawiły się nowe cięcia. Pamiętam to jakby to było wczoraj, ze chciałem tak bardzo umrzeć. Nienawidziłem tego chłopca, który patrzył się w lustro z podpadniętymi policzkami. Podkrążonymi oczami i wyschniętymi ustami. Wracając do tematu, gdy w miarę krew przestała lecieć ubrałem na siebie bluzę Nialla. Przeczesałem włosy palcami i wróciłem na dół patrząc ciągle w dół. Wszyscy się śmiali, a ja jedynie unosiłem usta. Liam spytał mnie czy wszystko w początku, a ja tylko odpowiedziałem kiwnięciem głowy. Gdy sięgnąłem po dzbanek z wodą, który jak pech chciał stał koło ciebie naciągnąłem rękę i wtedy poczułem ostry ból. Moje rany pękły a z nich ponownie leciała krew. Na bluzie blondyna pojawiły się czerwone plamy. Spojrzałem na Ciebie, a ty patrzyłeś się na bluzę i pobladłeś. Wszyscy pobladli. Odstawiłem go na stół i rzuciłem szybko bluzę i dałem ją do rąk Nialla. Ubrałem pośpiesznie buty i wziąłem kurtkę z wieszaka i uciekłem z płaczem do domu. Zabawne prawda Louis?, śmiać się z słabych ludzi. Czuję pustkę, nic nie znaczącą pustkę. Moje łzy stały się trucizną dla mojego życia. A moja żyletka stała się wybawieniem dla mojego bólu. Wiedz tylko, ze jestem tutaj i czekam na Ciebie. Bo ja wciąż Cię kocham i nigdy nie przestanę kochać.
Twój na zawsze
Hazz xx
-----
Przepraszam kochani, że tak słaby jest rozdział.
Przepraszam również, że jest tak późno dodawany.
Niestety ilość nauki mnie przytłoczyła i nic nie robiłam tylko siedziałam z głową w książkach.
Komentujcie - Gwiazdkujcie- motywacja dla mnie
Następny rozdział niebawem
ily x
CZYTASZ
Dear Lou
FanfictionGdzie Harry z samotności zaczyna pisać pamiętnik, który (ma nadzieje) przeczyta Louis.