II REYNA II

825 58 7
                                    

REYNA WCALE NIE BYŁA TAK OBOJĘTNA. Po prostu nie chciała dać po sobie poznać, że się zależy, że się troszczy. Nie chciała, by inni znali jej słabości, odczytali jej emocje. Żeby dowiedzieli się o jej bólu, o tym, jak zraniło ją życie. I nie chciała stracić posady pretorki. I... I co? Nie była w stanie tego opisać. Tego ostatniego uczucia. Postanowiła, że je zignoruje. Przynajmniej narazie. Później z rozmyślań wyrwał ją Nico. Chwyciła go za rękę, tak, jak polecił. Poczuła, jak jej esencja jest pociągana w stronę cieni i nagle świat zrobił się czarny. Pędziła szybko jak nigdy dotąd. To było trochę straszne, ale jednocześnie niesamowite. Wyrzuciło ich w cieniu jakiegoś świerku. Nico zachwiał się, wyczerpany, a Reyna zdążyła go chwycić, zanim mógłby upaść i rozbić sobie głowę. Położyła go pod drzewem. Wymamrotał ,,Dziękuję" i zasnął. Wyglądał tak spokojnie, kiedy spał. Jak anioł. Jak jego nazwisko, di Angelo.

-Pójdę po coś do jedzenia- oznajmił trener Hedge.

-Yhm. Ja rozpalę ognisko.

-Uzgodnione.

Skierowała się w stronę przeciwną do miasta, do lasu. Wspięła się na jedno z drzew, by zobaczyć, jak rozległy jest gąszcz. Był spory. Na tyle spory, że można się było zgubić. Zeszła na ziemię. Po 20 minutach miała już mnóstwo patyków, więc skierowała się z powrotem. I potem wszystko poszło nie tak. Usłyszała warczenie. Instynktownie upadła, tylko po to, by zobaczyć piekielnego ogara przelatującego nad nią. Zebrała się szybko na nogi i wyciągnęła sztylet. Kiedy ogar skoczył po raz drugi, został raniony w pysk i rozsypał się w pył. Popatrzyła z zadowoleniem na swoją robotę, ale nie mogła cieszyć się długo. Jak mogła o tym zapomnieć? Cały las został rozdarty przez wycie. ,,Przecież one zawsze są w grupach", pomyślała. A sądząc po odgłosie, ta grupa musiała być duża. Bardzo duża. Niewiele myśląc rzuciła się biegiem przez las, byle by jak najszybciej dotrzeć do reszty. Oczywiście wpadła prosto na Hedge' a, który wracał z kanapkami i tortillą.

-Co się dzieje?- spytał zdezorientowany satyr.

-Piekielne ogary. Dużo ogarów.

-SUPER! WSZYSTKIE ZGINĄ! DAWAJ MI MÓJ KIJ!

Wtedy las rozdarło wycie - po raz drugi. Hedge pobladł. Musiało ich być dużo, skoro nawet on się przestraszył.

-Może zginą innym razem- powiedział.

Pobiegli razem w stronę ogniska, albo raczej braku ogniska. Myślicie, że Atena Partenos straszyła potwory? Buhaha. Działała raczej jak największy na świecie magnes, promieniując tą swoją mocą. Ale była jedyną rzeczą zdolną powstrzymać wojnę między obozami Herosów a Jupiter. Głupi posąg. Kiedy wrócili, zobaczyli 6 ogarów przy twarzy Nica. Hedge rzucił się na nie bezmyślnie, w rezultacie potykając się i upadając na twarz. Wstał, klnąc po starogrecku. Reyna postanowiła, że będzie się skradała. Oczywiście Hedge MUSIAŁ wszystko popsuć.

-Hej, misiaczku, gdzie Twój zmysł przygody?- zawołał, momentalnie pokazując jej pozycję przeciwnikom.

-Trenerze, jestem półboginią. Gdybym miała zmysł przygody, już dawno leżałabym gdzieś martwa.

Hedge naburmuszył się trochę, ale nie odpowiedział. Za to odwrócił się tyłem do ogarów, co było błędem, ponieważ jeden na niego skoczył, powalił go na ziemię i doprowadził do stanu nieprzytomności. Pretorka zaklęła cicho, po czym rzuciła w psa sztyletem, zamieniając go w pył i wyjęła miecz. Pięć pozostałych ogarów zawarczało cicho na jej widok. Pierwsze dwa, niezbyt mądre, rzuciły się na nią z jednej strony. Cięła na odlew i obydwa rozsypały się w pył. Jeszcze 3. Jeden z nich podszedł do niej, sprężył się do skoku. Odtoczyła się na bok. Ogar przeleciał nad nią i zginął przez własny sierotyzm. Potknął się o korzeń i nabił na wystający z ziemi kamień. Rozsypał się w proszek. Reyna obróciła się, ale było za późno. Dwa ostatnie psy skoczyły, lądując na niej. Zaczęła się tarzać z nimi po ziemi, dźgając i tnąc na oślep. Jeden padł, ale drugi był mądry. Uczepił się jej pleców i nie chciał zejść. Z trudem wstała, po czym podskoczyła nisko i upadła na plecy - celowo - miażdżąc ostatniego napastnika. Odetchnęła. Była cała podrapana i posiniaczona, ale żyła. I wtedy zobaczyła - cały las czerwonych ślepi. Bez jaj. Ich było aż tak dużo? Na szczęście reszta zaczęła się wycofywać - pewnie chciały zaczekać do nocy. Pobiegła obudzić Nica.

-Mam przeczucie, że coś mnie ominęło- oznajmił.

-Później Ci powiem. Chodź!

Chwyciła go za rękę i pociągnęła w stronę Ateny Partenos. Później zaniosła tam też trenera Hedge' a i przywiązała go do posągu. Wszyscy złapali się za ręce (Hedge był nieprzytomny, ale Nico złapał wziął jego dłoń w swoją). Ostatnie co pamięta to to, że kły jednego z ogarów, który nagle wypadł z lasu zatapiają się w jej ramieniu. A potem nastała ciemność.


Więc, to byłby II rozdział. Komentujcie, Recenzujcie! Potrzebuję tego, by poprawiać historię. Następny rozdział jutro / w sobotę. Trzymajcie się!




Wszystko od początku (Reynico)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz