VI REYNA VI

512 33 3
                                    

Macie tu rozdział, jak obiecałem. Napiszcie, czy chcielibyście, żeby kolejny był spokojny, bez walki, jakieś refleksje itd. bo walka jest już 3 chapter pod rząd? Nie wiem. Nie liczę ;) Dobra, bez dalszego gadania jazda z rozdziałem.


PIERWSZE CO ZOBACZYŁAM TO MIASTO. Było to w sumie zaskoczeniem, bo wylądowaliśmy nie na trawie, jak zawsze, ale na bruku. Miła odmiana? Ta, można tak powiedzieć. Drugie co zobaczyłam, to Nico. Jak zwykle zatoczył się i już zaczynał upadać. Złapałam go w ostatniej chwili. Trzecie co zobaczyłam, to strzała. Największa strzała, jaką w życiu widziałam, wystająca z jego brzucha. Au. Była cała z metalu, błyszczała metalicznie, lśniła metalicznie i ociekała niemetaliczną, ciemnoczerwoną krwią. Krwią Nica. A potem wyżej wymieniony zasnął. Jak on to robi? Ja z czymś takim, z takim bólem nie mogłabym spać przez dwa dni! No, ale on przetransportował nas właśnie z Francji do Portugalii w 30 sekund. To chyba musiało być męczące. Oparłam jego ciało delikatnie o pobliską ścianę. Spojrzałam na Atenę Partenos i trenera Hedge' a stojących na środku jakiegoś mostu. Zastanawiałam się, co takiego będą widzieli śmiertelnicy, gdy wyjdą rano na dwór (tak, była noc). Spojrzałam znów na Nica. Ogarnął mnie smutek na widok jego zakrwawionej koszulki i czerwonej cieczy kapiącej na ziemię. Chciałam mu w tej chwili tylko pomóc, o niczym innym nawet nie starałam się myśleć. Nie potrafiłam. Podeszłam do niego i wyciągnęłam z plecaka apteczkę. Może myśleliście, że jestem obojętna wobec losu moich legionistów, ludzi, przyjaciół? Może myślicie, że mam zimną krew i chcąc nie chcąc przywykłam do widoku śmierci innych? Nic z tych rzeczy. To zawsze było bolesne. Zbyt bolesne. Miałam po każdym takim widoku depresję przez co najmniej 4 dni. A potem, nawet jeżeli nie chciałam, musiałam się ogarniać, bo jestem pretorką. I nie mogę pokazywać moich słabości. Może gdyby nie Oktawian, to byłabym czasem trochę bardziej emocjonalna, ale ten padalec czyha i czeka na okazję. Ba, opuszczając Obóz, dałam mu już jedną. Nie mogę dać mu drugiej. Otrząsnęłam się. Musiałam jeszcze wyjąć strzałę i zabandażować brzuch. Do roboty. Obejrzałam ranę. Była głęboka, ale nieduża. Jednak poważna. Prawdopodobnie przebiła żołądek. Bardzo źle. Wyjęłam nóż. Zdjęłam ostrożnie koszulkę, tak, by nie powiększyć rany.    Teraz, jak ktoś ma słabe nerwy, to radzę kawałek przewinąć C:    Nacięłam lekko skórę przy drzewcach strzały. Rozszerzyłam delikatnie ranę i ostrożnie zaczęłam wyciągać pocisk. Raz. Dwa. Trzy. Szarpnęłam. Wyszła gładko, o nic po drodze nie zahaczyła. Na szczęście. Szybko owinęłam brzuch bandażem. Zatamowałam krwotok. OK, już dobrze. Będzie żył. Poczułam taką ulgę, jak nigdy w życiu. Hej, co się dzieje? Nie martwiłam się tak nigdy, nawet przy moich własnych legionistach. Nieważne. Po prostu mu współczuję. I tyle. Ale czy na pewno? Ech, głupi mózg. Tak, na pewno. Koniec kropka. Spojrzałam na Hedge' a. Krzątał się wokół Ateny Partenos. Oj, ten satyr. Zachowuje się, jakby miał ADHD. Jak heros. Tylko że sto razy bardziej. Westchnęłam. Położyłam się i zamknęłam oczy.


Kiedy się obudziłam, było już południe. Ludzie chodzili po mieście, a gdy mijali nasz posąg, zaczynali się śmiać jak opętani. Hmmm, ciekawe, co widzieli. Zawsze chciałam wiedzieć. Obejrzałam się na Nica. Spał dalej. Wyglądał tak spokojnie... Przyłapałam się na wpatrywaniu się w niego. Nie wiem, jak długo to robiłam. Odwróciłam wzrok. Hedge trzymał wartę.

-Wygląda na to, że jesteśmy w Lizbonie, misiaczku.

Lizbona. Mam nadzieję, że ta łowczyni, Thalia, wie gdzie nas szukać. Pewnie wie. Jest przecież świetną tropicielką. No i, ma dodatkową determinację w postaci Febe leżącej pod pomnikiem, dalej nieprzytomnej. Oby ocknęła się już niedługo. Guz na jej głowie wyglądał okropnie, ale da radę. Popatrzyłam dalej i zobaczyłam trzy drakainy. Trzy drakainy pchające się przez tłum prosto na nas. Rety, czy naprawdę WSZĘDZIE gdzie jesteśmy muszą być potwory? To już zaczynało być nudne. Wyciągnęłam miecz z pochwy. Po raz kolejny. Potem Hedge zobaczył, co się dzieje. I po raz kolejny rzucił się bezmyślnie na wężowe kobiety, drąc się "GIŃCIE" na całe miasto. I po raz kolejny nic to nie dało. Został wyrzucony przez barierkę mostu, wpadając do rzeki. Wynurzył się i zaczął płynąć do brzegu, klnąc kiedy tylko nie wypluwał wody. Świetnie. Teraz było 3:1 dla moich przeciwniczek. Lepiej być nie mogło. I niestety, te drakainy były chyba świetnie wyszkolone. Już wyciągnęły włócznie i sieci, a widać było, że umiały się nimi posługiwać. W powietrze wyleciały pierwsze sidła. Przecięłam je na pół. Ta, która rzuciła, natarła. Kręciła dziko włócznią i napierała bardzo szybko, tak, że miałam prawdziwe problemy z blokowaniem jej ciosów. A była to tylko jedna. Co będzie, kiedy nadejdą pozostałe? Uchyliłam się i chciałam wycofać, ale natrafiłam na coś twardego. Zbroję drugiej wężowej kobiety. Dźgnęła włócznią, ale uskoczyłam. W rezultacie wbiła ją w czoło drugiej. Zaczęły się bić nawzajem, co było dla mnie bardzo korzystne. Wykończyłam je po 30 sekundach. Została ostatnia. Obróciłam się, ale było już za późno. Sieć leciała w moją stronę. Nie uchylę się. Nie zdążę. Upadłam. Miecz wyleciał mi z ręki, pozostając poza moim zasięgiem. Chciałam się podnieść, ale blokowały mnie ciężarki na końcówkach sieci. Moja rywalka uśmiechnęła się paskudnie i zbliżyła się do mnie.

-Przygotuj się na śśśśśśmierć, dziewczynko.

Zamknęłam oczy. Czy naprawdę po tym wszystkim skończę w ten sposób? Zabita przez drakainę, obrzydliwą kobitkę służącą Gai? Po tym, jak pokonałam z Jasonem Kriosa? Hmmmm, moje serce już nie biło szybciej na myśl o nim. To chyba dobrze, nie? Potem do głowy przyszedł mi Nico. Ale nie miałam czasu o nim myśleć. Wracając do tematu, po tym, jak wyjechałam do Grecji? Po tym, jak uciekłam Orionowi? Zacisnęłam powieki jeszcze mocniej. Słyszałam świst powietrza, kiedy grot włóczni zaczął opadać na moją twarz. A potem usłyszałam inny świst. Świst strzały. Broń potwora upadła na ziemię. Otworzyłam oczy. Z tyłu głowy mojej przeciwniczce sterczała srebrna strzała. I usłyszałam głos:

-Łowczynie Artemidy, w samą porę!


Więęc, to wszystko na dziś wieczór! Sorry, że rozdział tak późno, ale robiłem jeszcze różne inne rzeczy, więc dopiero niedawno siadłem i to napisałem. Jestem całkiem zadowolony z tego rozdziału, mam nadzieję, że Wy też! Jak nie jesteście, napiszcie o tym w komentarzu. Wymieńcie powody, dla których tak jest, a ja postaram się poprawić. Dobra! Trzymajcie się i dobranoc!



Wszystko od początku (Reynico)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz