Rozdział 7.

4.9K 356 12
                                    

- Czyli teraz chce bym o tym decydowała? Jakoś wcześniej nie pytał mnie o zdanie. Tylko sobie od tak wyjechał. Zostawił mnie z myślą, że mnie porzucił i że już nie wróci. Nawet tak powiedział Zelowi i Lei. I akurat teraz naszło go bym i ja miała coś do powiedzenia. Niesamowite! - wylewałam na nich swoją gorycz i złość. - A pomyśleć, że dopiero co przyznał, że nie może beze mnie żyć i po tym jak obiecał, że nigdy mnie nie opuści. A to ci dopiero historia... - łzy ciekły mi po policzkach. Coraz mocniej uderzałam ręką w wodę.

- To co się wydarzyło było dla nas wszystkich szokiem. Zwłaszcza dla waszej dwójki. Nie uważasz, że to trochę zmienia punkt widzenia?

- Nie. Mógł chociaż powiedzieć, że musi pomyśleć, że musi na trochę wyjechać. Mógł to powiedzieć komukolwiek. Nie zrobił tego. Po prostu uciekł. Znowu. Zresztą tylko to potrafił robić przez lata - Chelsea spojrzała na mnie twardo.

- Nie powinnaś była tego mówić.

- Może ktoś w reszcie powinien mu to powiedzieć. Uciekanie od problemów nigdy ich nie naprawia. Tylko jeszcze bardziej utrudnia sytuację. Czy to aż tak dużo, że pragnęłam tylko jednego słowa, by wiedzieć czego mam oczekiwać? A może powinnam twoim zdaniem wypłakiwać oczy latami oczekując go i potem mu jeszcze dziękować gdy wreszcie postanowi się pojawić? Ty może masz na to czas. Lecz ja...- urwałam ocierając łzy z twarzy. Wstałam gwałtownie. - Ja nie jestem nieśmiertelna. Nie mam dla niego całej wieczności. Może to i lepiej. Bo przecież i tak nigdy nie chciał mnie przemienić w jedną z was - wszyscy spojrzeli na mnie zszokowani. Zamachnęłam się i wrzuciłam butelkę z alkoholem do basenu. Chelsea chciała coś powiedzieć lecz uciszyłam ją gestem ręki. - Wiedziałam, że będziesz chciała go bronić. Dlatego nie chciałam byś tutaj z nami przyjechała - wiem, że bardzo ją tym zraniłam. Ale byłam taka zła. Tak zraniona. Zachowałam się podle wyżywając się na niej. Przecież nie chciała go bronić tylko przedstawić sytuację taką jaka jest. Miała pełne prawo mnie za to znienawidzić. Odwróciłam się do nich plecami i poszłam przed siebie do ogrodu za basenem. Było już ciemno gdy weszłam między drzewa. Szłam uporczywie w ciemność aż wreszcie potknęłam się o jeden z kamieni i upadał na mokrą trawę. Zwinęłam się w kłębek i postanowiłam już nigdy nie wstać. Łkałam cicho aż z wycieńczenia zasnęłam.

*          *          *

Obudziłam się z twarzą całą umorusaną ziemią. Jeszcze nie wzeszło słońce gdy powoli wstałam łapiąc równowagę trzymając się pobliskiego drzewa. Głowa mi pękała z bólu. Przed moimi oczami stawały obrazy wczorajszego koszmarnego dnia. Gdy doszło do mnie co wczoraj powiedziałam Chelsei zrobiło mi się słabo i na chwilę straciłam panowanie nad stopami i upadłam na ziemię.

- Z całą pewnością mi się to należało - powiedziałam głośno do siebie. Żałując tylko, że bardziej mnie to nie zabolało.

- O z całą pewnością - nade mną pojawiła się twarz Chelsei. Poderwałam się do góry jak na sprężynach.

- Boże jak ja mam cię przepraszać! - zawołałam po czym mój żołądek się zbuntował i jak idiotka zwymiotowałam pod najbliższe drzewo. Chelsea odgarnęła mi włosy z twarzy i przytrzymała je gdy ja wywracałam swój brzuch na drugą stronę. Gdy skończyłam cała oblana zimnym potem odeszłam od tego miejsca i stanęłam oparta o inny pień drzewa.

- Wiesz. Powiedzmy, że to jest dla ciebie wystarczającą karą.

Bella Clairiere and City of Broken Hearts (II)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz