Rozdział 14.

4.1K 289 16
                                    

- Otwarte! - parę sekund później doszedł mnie dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi. Gdy ja próbowałam się podnieść z podłogi w przedpokoju, po korytarzu poniosły się ciche kroki w stronę toalety. W momencie, w którym schowałam twarz w lodowatym strumieniu wody w wejściu do pomieszczenia stanął Ben. Długo schładzałam twarz pozwalając mdłościom całkowicie minąć. Powoli dochodziłam do siebie. Po omacku chwyciłam za ręcznik i wytarłam powoli twarz chcąc odwlec moment spojrzenia przyjacielowi w twarz jak najbardziej się dało. Podniosłam twarz znad ręcznika i moim oczom ukazała się wychudzona, trupio blada twarz. Odrzuciłam ręcznik na bok i pośpiesznie zaczęłam układać włosy, które były w ogromnym nieładzie.

- Nie odbierałaś telefonu więc postanowiłem przyjść - wytłumaczył się mój przyjaciel. W końcu na niego spojrzałam. Stał w przejściu z rękami w kieszeniach przyglądając się mi bacznie. Z każdą sekundą, w której na mnie patrzył wydawał się coraz bardziej zmartwiony.

- Przestań tak na mnie patrzeć. Nic mi nie jest - powoli wyminęłam go w drzwiach. Bardzo potrzebowałam gorącej gorzkiej herbaty i kropli żołądkowych. Nie wiedząc co ze sobą zrobić poszedł za mną i w milczeniu przyglądał się jak zaparzałam herbatę.

- Co ciebie do mnie sprowadza?

- Nie miałem niczego lepszego do roboty.

- Słaba wymówka. Wiem, że masz w poniedziałek test.

- Wszystko jest lepsze od nauki.

- Nawet pomoc przyjaciółce w robieniu prania?

- Nawet.

- To dobrze bo nie wiem czy mam na tyle siły wyprać dzisiaj całą tą stertę - usiadłam powoli na stołku naprzeciw Bena i spojrzałam tempo w herbatę.

- Wszystko w porządku? - wyciągnął w moją stronę swoją dłoń z zamiarem pochwycenia mojej. Ja jednak się wycofałam. Dłonie schowałam pod ladę. Nie było to wymierzone w niego. Nie chciałam po prostu by dalej zachowywał się tak ... totalnie odmiennie od tego jak powinien zachowywać się przyjaciel.

- Jak widzisz wszystko w jak najlepszym porządeczku.

- Anaisse...- znowu wyciągnął w moją stronę dłoń. Zirytowałam się.

- Przestań wreszcie. Myślisz, że nie widzę co próbujesz zrobić?

- Co takiego niby próbuję zrobić?

Westchnęłam głęboko. Nie miałam ani ochoty ani siły akurat teraz o tym rozmawiać.

- Myślisz, że uda się Tobie mnie zdobyć pocieszając mnie po JEGO stracie? To nie działa w ten sposób.

Robert spojrzał na mnie jakoś tak strasznie.

- Myślisz, że pocieszam cię by się do ciebie zbliżyć? - patrzyłam tempo w herbatę. Jego głos stopniowo zaczął rosnąć z powodu kumulowanego gniewu. Nic mu nie opowiedziałam na to pytanie. - Tak właśnie o mnie myślisz? Jak o kolesiu, który chce cię wykorzystać? - wstał gwałtownie od stołu.

Bella Clairiere and City of Broken Hearts (II)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz