Rozdział 15.

4.6K 290 14
                                    

Po całym dniu świętowania z rodziną przy wyjątkowo obfitej kolacji na reszcie poczułam się jak dawna ja. I nie tylko ja to dostrzegłam. Wszyscy wokół wydawali się emanować szczęściem. Przecież nie tego tak bardzo pragnęli? By powróciła dawna roześmiana Anaisse? Rozsiadłam się wygodnie w moim ulubionym fotelu przy oknie i zapaliłam lampkę do czytania. Owinęłam się szczelnie kocem i uchyliłam trochę okno. Do pokoju wpadło ciepłe, pachnące kwiatami powietrze. Ciszę przerywały tylko cykady. Nalałam do stojącej obok filiżanki gorącej herbaty i otworzyłam wręczoną mi dzisiaj przez nauczyciela teczkę.

Intrygowała mnie jej zawartość, zwłaszcza ze względu na sposób w jaki mi ją wręczono. Moim oczom ukazał się rękopis. Od bardzo dawna nie dane mi było czytać tekstu pisanego odręcznie. Od razu otworzyłam na pierwszą stronę opowiadania i zaczęłam czytać. Zanim się obejrzałam dotarłam już niemal do połowy. Zaskakujące jak pewne dzieła potrafią człowieka zainteresować. Pogładziłam delikatnie tekst opuszką palca i odłożyłam go delikatnie na bok. Wstałam i rozciągnęłam zesztywniałe ciało. Było w tym opowiadaniu coś niepokojącego. Historia była bardzo prosta. Młody chłopak zakochuje się w o wiele starszej od niego kobiecie i przez cały czas próbuje zaimponować jej swoją dojrzałością i gotowością do dojrzałego związku. Im bardziej jednak chłopak się stara tym bardziej kobieta się od niego oddala. Cała opowieść napisana była bardzo starannie, jakby tekst był poprawiany kilkadziesiąt razy. Dopracowany do ostatniego szczegółu. Usiadałam na szerokim obitym poduszkami parapecie i ponownie zaczytałam się w opowieści. Gdy tylko przeczytałam wymiany zdań między bohaterami jakaś nieznośna myśl ciągle do mnie powracała. Nie miałam pojęcia z czym była związana ani dlaczego nie daje mi to spokojnie czytać. Potarłam sfrustrowana czoło i ponownie odłożyłam rękopis. Coś było nie tak. Rozejrzałam się po pokoju jakby z obawy, że może ktoś na mnie w nim czekać. Byłam jednak całkowicie sama. To samo tyczyło się podwórza. Co się dzieje? Mój wzrok spoczął na pierwszej stronie opowiadania. Moje oczy zmieniły się w spodki.

- Niemożliwe - szepnęłam cicho i przybliżyłam mały napis w rogu rękopisu do światła. - O mój Boże! - rękopis należał do mojego nauczyciela! To dlatego był tak zestresowany gdy mi go wręczał. Zarumieniłam się po uszy. Dlaczego dał go właśnie mnie? Było to bardzo osobiste z jego strony. Niczym nie mal artefakt doczytałam ostatnie strony tragicznej historii i spakowałam ją do teczki i schowałam do torby. Skąd ja znam takie zakończenie? Oczywiście całe to opowiadanie było bardzo w moim stylu. Mrok, smutek, ból istnienia i śmierć kochanka. No może nie do końca. Kochanek nie umarł jednak porzucił ukochaną. Dla niej było to jednak niczym śmierć. Straciła go bezpowrotnie a myśl że żyje ani trochę jej w tym nie pomagała. Ostatecznie rzuciła się z klifu na którym się poznali i oddała swoje ciało i duszę ciemnej toni. Piękno i romantyzm. Tak właśnie określiłabym to opowiadanie.

Dlaczego jednak wręczono to opowiadanie właśnie mi? Czy miało to nawiązać do mojej historii? Czy to możliwe? Historie w jakiś sposób do siebie pasowały. Jednak nie mogłam być taką egoistką. Nie wszystko kręci się przecież wokół mnie, prawda? Zaśmiałam się gorzko pod nosem. Miałam szczerą nadzieję, że to nie miało mnie dotyczyć. Sam fakt, że o mojej osobistej tragedii wiedzieli najbliżsi, a reszta się tylko wszystkiego domyślała doprowadzała mnie do szaleństwa. Spakowałam się na kolejny dzień i przygotowałam wszystko czego mogłabym jutro potrzebować. Było już bardzo późno jednak nie powstrzymało mnie to przed ubraniem się i zejściem przez okno do ogrodu. Przeskoczyłam zgrabnie przez płot i zaczęłam biec truchtem przed siebie. To był mój sposób na myśli i bezsenność. Bieg. Biegłam, cicho oddychając przez ciemne i puste uliczki licząc na to, że nie spotkam nikogo po drodze. Nikogo nigdy nie spotykałam o tej godzinie. Pod moimi stopami chrzęścił żwir a moje włosy niczym bicz smagały powietrze. Moje nogi i płuca pulsowały bólem, nie miało to jednak w żaden sposób spowolnić moich ruchów. Ból utwierdzał mnie tylko w tym, że żyję a to było jedną rzeczą jakiej teraz potrzebowałam. W połowie conocnej trasy zatrzymałam się w parku i oparłam się o drzewo wycierając twarz o t-shirt. Rozejrzałam się dookoła. Nic. Tylko ja i ciemność. Nie odczuwałam żadnego strachu, już po prostu nie potrafiłam. Przecież najgorsze rzeczy w życiu i tak już mi się przytrafiły prawda? W przypływie adrenaliny, niczym strzała pognałam przed siebie i wbiegłam z małą zadyszką na wzgórze. Miasto z tej wysokości i o tej godzinie prezentowało się niesamowicie. Tylko gdzieniegdzie paliły się jeszcze pojedyncze światła. Nawet i one zaczęły jedno po drugim gasnąć. Zostało tylko jedno. Rozpoznałam w nim moje własne. Tylko ja jeszcze nie spałam. Uśmiechnęłam się do siebie zadowolona i pobiegłam dalej. Gdy dotarłam do swojej ulicy całkowicie wykończona i mokra od potu ostatnie metry postanowiłam przebiec sprintem. Chciałam całkowicie się wykończyć by zasnąć natychmiast zbyt zmęczona by śnić. Na tym polegał właśnie mój plan.

Bella Clairiere and City of Broken Hearts (II)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz