Rozdział 22.

3.4K 241 13
                                    

-Anaisse...twój telefon. - usłyszałam za sobą ochrypły głos Roberta. Nie miałam siły się ruszyć. Byłam absolutnie wykończona po ostatniej intensywnej nocy. Wiedziałam, że miała mi ona wystarczyć na bardzo długo więc dałam ponieść się emocjom. - Isse...- jego usta przylgnęły do mojego nagiego ramienia. - Odbierz ten telefon albo ja to zrobię. - stęknęłam i zakryłam twarz pościelą pięknie pachnącą kwiatami.

- To to zrób. - wystękałam i schowałam głowę pod poduszkę. Poczułam na sobie jego ciało sięgające po telefon leżący na szafce obok mnie.

- Hej tutaj Sorel...- jego nieziemsko niski i zachrypnięty głos urwał się wsłuchując się w wypowiedź mówiącego. Chwilę potem poczułam jak z moich dłoni znika poduszka, a moją twarz zalało światło.

- Ben!- bez słowa podał mi telefon i opadł na poduszki obok. Też był wykończony. Spojrzałam na ekranik telefonu i warknęłam w słuchawkę ani trochę przyjaźnie.

- Czego.

- Twój głos po seksie jest beznadziejny.

- Spadaj.

- Ale Sorela...aż miałem ciarki....

- Blaise...- obróciłam się na brzuch i ponownie przyłożyłam słuchawkę do ucha. - co się dzieje?

- wpadłem na fantastyczny pomysł i zamiast mnie obrażać z rana powinnaś mi podziękować.

- Nie wiem jeszcze za co mam ci dziękować ponieważ nie powiedziałeś mi swojego planu. - spojrzałam z ukosa na Bena, który właśnie leniwie się uśmiechnął. Pomimo, że wyglądał na zmęczonego wyglądał uroczo. Jego poczochrane włosy opadły mu na czoło. Spojrzał na mnie rozbawiony, a jego błękitne oczy błyszczały. Miałam takiego boskiego faceta.

- Jutro rano mamy wylot więc pomyślałem, że bardzo dobrym pomysłem byłoby dzisiejszy dzień spędzić razem ze wszystkimi naszymi przyjaciółmi. Nie chciałem być potworem i odrywać cię od twojego boga seksu więc postanowiłem zaprosić wszystkich do siebie. Zabrałabyś wszystko ze sobą do mnie, no wiesz walizki, ciuchy i co tam jeszcze sobie chcesz i ruszylibyśmy na lotnisko razem w trójkę, a nie w rozdrobnieniu. Gadałem z twoim ojcem i się zgodził bo i tak nie miałby cię kto jutro zawieźć.

-Robert by mnie odwiózł. - zmarszczył czoło i spojrzał na mnie pytająco. Pokiwałam tylko głową i pogłaskałam go po głowie. Natychmiast ją pochwycił i pocałował w nadgarstek. Posłałam mu buziaka w powietrzu.

- Wiem. Ale nie uważasz, że pomysł jest dobry?

- Jest bardzo dobry. Jesteś geniuszem.

- Wiem.

- Mhmm. - Ben podniósł się z pościeli i kucnął przede mną.

- Mam wrażenie, że chcesz już skończyć tą rozmowę.

- Wcale nie. - zachichotałam gdy Ben pchnął mnie na pościel.

- Znowu będziecie to robić? - Sorel udał oburzenie.

- O tak. - Ben pocałował mnie w szyję. - Napisz mi o której mam być u ciebie.

- O 8. Miłej zabawy. - rozłączyłam się i oplotłam pas Bena nogami.

- I co teraz? - zaśmiał się i pochylił nade mną.

- Jestem uwięziony i chyba nie mam innego wyjścia jak się z tobą kochać. - pokiwałam twierdząco głową.

- Musisz spełnić swoją powinność.

- Nie wiem jak to przetrwam.

- Ja też nie... - po czym zaśmiałam się na cały głos bo pocałował mnie w ucho. Gdy nareszcie zwlekliśmy się z łóżka zdałam sobie sprawę, że jestem cała obolała. Czułam się jakbym była po ciężkim treningu, a mięśnie bolały mnie z powodu zakwasów. Przeciągając się leniwie weszłam do łazienki i po drodze zabierając swoje kosmetyki weszłam pod prysznic. Po szybkim odświeżeniu się, owinięta ręcznikiem zaczęłam nacierać swoje ciało ulubionym lawendowym kremem. Ben wszedł do łazienki i akurat przyłapał mnie gdy nacierałam sobie nogi balsamem. Przystanął w miejscu i tylko mi się przyglądał. Spojrzałam na niego rozbawiona.

Bella Clairiere and City of Broken Hearts (II)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz