Wychodząc rano z domu byłam pełna obaw. Byłam zmęczona po nieprzespanej nocy spowodowanej wcześniejszymi wydarzeniami. Nie wiedziałam czego spodziewać się po Robercie, nie wiedziałam jaka będzie moja reakcja na jego widok mimo, że starałam się wszystko dobrze przemyśleć przez całą noc. Bałam się, że to co między nami zaszło zmieni nasze stosunki. Bałam się, że stracę przyjaciela, którego tak bardzo potrzebowałam. Wiedziałam doskonale co Ben do mnie czuje i zamiast pchać się w jego ramiona, nie ważne jak dla mnie atrakcyjne, ciepłe i bezpieczne nie powinnam była tego robić. Nie byłam gotowa na związek. Zerwałam też z jego substytutami. Byłam w potrzasku. Nie chciałam uciekać, udawać, że nic się nie stało. Ucieczka nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem i ja na własnej skórze się o tym przekonałam. Zadrżałam mimowolnie na samą myśl o wspomnieniach, które niczym fala mogły zaraz napłynąć do mojego umysłu. Nie mogłam sobie na to pozwolić. Nie po miesiącach cierpienia i próby porzucenia przeszłości. Ten rozdział mojego życia był już dawno zamknięty i nigdy nie zamierzałam do niego wracać. Nigdy. Z moich rozmyślań wyrwało mnie wołanie. Odwróciłam się u zdziwiona ujrzałam biegnącą w moją stronę Madlene. Jej policzki były zaczerwienione od wysiłku.
- Hej!Od kiedy chodzisz pieszo do szkoły? - spytałam przyjaciółkę całując ją w policzek na powitanie.
- Od kiedy pokłóciłam się z Chadem.
- Co się stało? - spytałam po czym ruszyłam przed siebie. Madlene natychmiast się ze mną zrównała.
- O drobiazg, ale po prostu musiałam sprowokować jakąś kłótnię. Przeraża mnie to, że jest tak dobrze. Jest między nami za dobrze. Czy to normalne? - spojrzała na mnie zmartwiona. Westchnęłam. Większość par marzy by ich dotykały ich takie problemy.
- To zależy. Jeśli jest między wami wspaniale dlatego, że zależy wam na sobie, szanujecie siebie i swoje zdanie, marzenia i świetnie się dogadujecie i rozumiecie...to nie ma powodu do obaw. Powinnaś się cieszyć. Jesteś szczęściarą. - Madlene zamilkła na dłuższą chwilę. Idąc wręczyłam jej mały termos z kawą. Uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością i przełknęła łyk gorącego płynu.- Pokłóciłaś się z nim ponieważ potrzebowałaś urozmaicenia czy dlatego, że masz już go dość i szukasz byle pretekstu by się od niego uwolnić? - spojrzała na mnie zaskoczona.
- Oczywiście, że szukałam urozmaicenia. Czasami po prostu nudne jest zgadzanie się we wszystkim. Nie znasz mnie? Dobrze wiesz, że czasem dobra, krótka sprzeczka dodaje trochę smaczku. - zaśmiałam się i wzruszyłam ramionami.
- Może masz rację. - obie zamilkłyśmy na dłuższą chwilę a ja pozwoliłam odpłynąć moim myślom na dłuższą chwilę.
- Anaisse?
- hmmm?
- Czy wszystko u ciebie w porządku? - spojrzałam jej uważnie w oczy. Starała się to ukryć ale dostrzegłam w nich troskę.
- Dlaczego pytasz? Gdyby coś było nie tak bym tobie o tym powiedziała.
- Wiem. Ale po prostu mam wrażenie, że ostatnio bardzo się od siebie oddaliłyśmy. Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio miałyśmy okazję ze sobą porządnie porozmawiać. Od dawna nie byłaś u mnie na kolacji. Wyjeżdżasz na całe wakacje i boję się, że gdy z nich powrócisz już nie będę dla ciebie wystarczająca. Poznasz tam innych, ciekawych ludzi, utalentowanych jak ty.... - nie dokończyła gdyż bardzo mocno ją do siebie przytuliłam.
- Kocham cię. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i bez wahania wskoczyłabym za tobą w ognień o schodzenia w otchłanie piekielne nie wspominając. - zaśmiała się jakby przez łzy. Odsunęłam się od niej na wyciągnięcie ramion. - Wiem, że od jakiegoś czasu nie jestem sobą i bardzo cię za to przepraszam. Musiałam do siebie dojść po, po - zająknęłam się mimowolnie - odejściu pewnej osoby i nadal w jakimś stopniu nadal to we mnie siedzi choć absolutnie tego do siebie nie dopuszczam.
CZYTASZ
Bella Clairiere and City of Broken Hearts (II)
VampireMinęły miesiące od kiedy Anaisse czuła, że ma pełne panowanie nad własnym losem. Zagubiona i załamana, zatraca się we własnych demonach, doprowadzając samą siebie niemalże do ruiny. Gdy już traci nadzieję na to, że jej los się odmieni, zagłębia się...