#7 Carmel i Lily

454 44 5
                                    

Wydarzenia wczorajszego dnia zleciały na mnie jak grom z jasnego nieba. Lily zgodziła się być moją dziewczyną, a moi rodzice nie żyją. Pogrzeb ma odbyć się w Piątek, a do tego czasu jestem zwolniony z lekcji. Trochę inaczej wyobrażałem sobie to jak Ruda staje się moją dziewczyną. Miałem nadzieję, że przedstawię ją rodzicom. Oczywiście pewnie i tak są zadowoleni. Chociaż tak naprawdę w roku szkolnym żądło się z nimi widzę to mi ich cholernie brakuje. Teraz przypomina mi się to, że tata uczył mnie latać na miotle i nawet, gdy był zmęczony to robił coś na co miałem ochotę. Mama natomiast robiła najlepszą szarlotkę na świecie. Jej jedzenie było lepsze nawet od tego z Hogwart'u. Nie wiem czemu, ale cały czas myślę, że to moja wina, bo mnie wtedy nie było. Nawet się z nimi nie porzegnałem. Ciocia Diana* nawet powiedziała, że mogę na święta pojechać do nich razem z Syriuszem, ale chyba zostanę tutaj. Ktoś puka do drzwi. Moja taktyka wygląda tak, że udaję śpiącego. Niestety tamtą osobą nie jest głupia. Nie wspomniałem, że jestem sam w pokoju, bo jest 12:00 i reszta jest na lekcjach lub lunch'u. Znowu ktoś puka, to znaczy wali w drzwi. Ja oczywiście nadal nic nie robiłem. Ta osoba wparowała do środka i usiadła na moim łóżku. Ciekawe kto to, ale na razie nadal udaję, że śpię.
- James, wiem, że nie śpisz. - powiedziała... Lily
- Cześć Lils. - odpowiedziałem
- Jak się czujesz? - spytała z troską w oczach, a ja wzruszyłem ramionami już na siedząco - Jak chcesz możesz się mi wygadać. Nikomu nie powiem.
- Wierzę, ale nie wiem co mówić. Myślę, że jakoś mogłem to powstrzymać.
- To nie twoja wina. Rodzice pewnie są i tak już z ciebie dumni. - powiedziała i uśmiechnęła się
- Jak dobrze, że cię mam. - odparłem
- Idziesz na obiad?
- Mogę iść, ale będziesz ze mną i nie będziesz pozwalała na składanie kondolencji. - powiedziałem i uśmiechnąłem się
- Wyglądasz w miarę OK więc mogę z tobą iść. - odparła ze śmiechem
- Więc na co czekamy. - powiedziałem i podałem rękę
Złapała mnie i wstaliśmy z mojego łóżka. Weszliśmy do WS wciąź trzymając się za ręce. Nikt nie zwracał na nas uwagi co nam nie przeszkadzało. Zajęliśmy swoje miejsce i Lils się do mnie przytuliła.
- No i jak mam taraz zjeść? - spytałem z rezygnacją
- Widelcem i nożem. - powiedziała, a ja zaśmiałem się
- Że też nie pomyślałem.
Zjedliśmy obiad i podnieśliśmy się z miejsc. Byliśmy już w sali wejściowej, gdy podeszła do mnie Zołza.
- Jimmie... jak się czujesz? - wprost nienawidziłem, gdy ktoś się do mnie tak zwracał to prawo miała tylko moja mama więc się strasznie wściekłem
- Idziemy już Lils, bo ktoś marnuje mój czas.
- Ohh, ale Jimmie przecieź wiesz jak ja bardzo cię kocham. - powiedziała przedłożonym głosem, a ja byłem ku kresu wytrzymałości
- Lils, możemy już iść? Później ci powiem dlaczego. - szepnąłem jej na ucho
- Spoko. - odpowiedziała także szepcząc - Do PŻ.
Pokiwałem głową i odeszłem wolnym krokiem z Rudą za rękę. Niestety Carmel nas dogoniła. Swoją drogą ma imię pasujące do jej przesłodzonego głosu.
- To wszystko twoja winą! - krzyknęła do Lily
- Nie oskarżaj mojej dziewczyny o coś czego nie zrobiła. - powiedziałem
- Twojej dziewczyny? - powiedziała łamiącym się głosem - Przecież to ja miałam nią być.
- Nigdy nic takiego nie mówiłem. - odpowiedziałem a ona pobiegła
Ruszyliśmy do PŻ, bo Lily zauważyła, że tam jej wszystko powiem. Usiedliśmy w pokoju, który zawsze wybieram.
- Nie przegiąłeś tym razem? - spytała delikatnie
- Może i przegiąłem, ale chodzi o to, że nienawidzę jak ktoś tak do mnie mówi.
- Sądzę, że za tym kryje się coś jeszcze, bo ona cały czas tak na ciebie mówi.
- Znowu masz rację. Po prostu moja mama zawsze tak na mnie mówiła. Była jedyną kobietą, która może tak mówić. - powiedziałem
Lils wtuliła się we mnie, a ja ją mocniej przytuliłem.
- Chciałbyś mieć kiedyś dzieci? - spytała po chwili
- Oczywiście. Chociaż boję się, że Voldemort nas ukatrupi i będą się wychowywać same w tym społeczeństwie.
- Nie dopuściłabym do czegoś takiego. - powiedziała
- A ile byś chciała mieć dzieci?
- Nie wiem, może dwójkę lub trójkę. Jak byś nazwał?
- Może Harry jak chłopiec i Lucy jak dziewczynka.
- Ładne. Jak by był chłopiec to musi być koniecznie podobny do ciebie. Może mieć ewentualnie oczy po mnie.
- Jeśli byłaby to dziewczynka to ma być podobna do ciebie i oczy moje.
- Najpierw byś wolał chłopca czy dziewczynkę?
- Chyba chłopca. Obojętne mi to. - spojrzeliśmy na siebie i złączyliśmy nasze usta
To był chyba najbardziej namiętny pocałunek jaki miałem. Mogło by być to wieczne. Już dawno zrozumiałem, że to z nią chcę się zestarzeć.
- Kocham cię James.
- Wiem. - powiedziałem szczęśliwy - Ja też cię kocham Lils. Bardzo.
Była chyba jedyną osobą, która mogła mnie aż tak uszczęśliwić. Przy niej przynajmniej przes jakiś czas nie myślałem o rodzicach.
- Co z naszymi korkami Jim? - spytała
- Nie wiem. Pewnie będę i tak musiał nadrabiać. Nie mam nic przeciwko spędzeniu z tobą większej ilości czasu. - odpowiedziałem
Siedzieliśmy tak do kolacji, bo Lils już była głodna. Szczerze mówiąc to ja też.
☆☆☆
Nie bijcie. Wiem, że rozdziału długo nie było, ale to jest trochę powiązane ze mną. Nie powiem wam więcej. Jeśli czytałeś zostaw po sobie jaki koliwek nawet najmniejszy ślad. Dla mnie to bardzo dużo znaszy.
☆☆☆
Wasza AguŚka <3

Oczami James'a Potter'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz