Alec wciągnął na siebie swój ulubiony brązowy sweter i czarne jeansy. Typowy jak dla niego strój. Zmierzwił włosy i już był gotowy do wyjścia. Razem ze swoim (co prawda przyszywanym) bratem Jace'em planowali wypad do Pandemonium, ulubionego klubu Clary, dziewczyny Jace'a. Szli większą grupą ale i tak nie palił się do tego. Wolał ciszę i książki, nieprzepadał za tego typu hałaśliwą muzyką. Zresztą był z ich grona najstarszy i stać by go było na lepsze rozrywki.
Spotkali się w holu hotelu, który prowadziła ich rodzina. Dla mniejszych kosztów oni także tu mieszkali.
Jego młodsza siostra stała z boku z Simonem, nikt do końca nie wie czy są parą, ale wygląda na to że tak. Jace się jeszcze nie pojawił, ale zapewne wolał zrobić "wielkie wejście". Całkiem w jego stylu.
Usiadł na jednej z kilku innych czerwonych, zamszowych sof, przeznaczonych dla oczekujących gości. Sprawdził szybko Facebooka i Wattpada. Nic.
W końcu na schodach pojawił się jego brat i przyjaciółka. Chłopak zjechał po poręczy w dół.
-Mama mówiła ci już kilka razy żebyś tak nie robił.- Alec mruknął uwagę.
-Z moją gracją wątpię aby mi się coś stało.- Odparł Jace. Alec uwielbiał go tak bardzo, że wszystkie jego teksty go automatycznie rozbawiały, chociaż rzadko kiedy daje to po sobie poznać.
-Idziemy?
-Tak, ale po drodze spotkamy się jeszcze z Magnusem.- Rzuciła Clary.
-Kto to?- Zainteresował się Alec.
-Znajomy mojej mamy, jest trochę od ciebie starszy ale pójdzie z nami do klubu.
-Po co?- Chłopak był wyraźnie niezadowolony z takiego obrotu spraw. Nie był zbyt przyjaźnie nastawiony do obcych.
-Mama mnie po prostu o to prosiła.- Dziewczyna wzruszyła ramionami i ruszyła ze swoim chłopakiem ku wyjściu.
Postanowił nie drążyć już dalej tematu, tylko poszedł za nimi.
Znaleźli go przy starym hotelu dumort, ktoś miał poczucie humoru, jeśli chodzi o tą nazwę.
Nie było sposobu by przeoczyć mężczyznę. Jego włosy układały się w kolce, a skrzące ubrania było już widać od połowy drogi. Wyglądał jakby właśnie wyszedł z wanny wypełnionej po brzegi brokatem. Po za tym jego wzrost również nie był przeciętny. Nic nie było w nim "normalne".
Chłopak przez resztę podróży do klubu nie odezwał się ani słowem, po części niezdolny wykrztusić ani słowa przy tak onieśmielającym facecie, a po części dlatego że nie miał nic sensownego do powiedzenia.
Gdy weszli do środka, z niesmakiem stwierdził, że jest tam duszno i gorąco. Żaden z tańczących na parkiecie nastolatków nie przestrzegał zasady przestrzeni osobistej. To już kompletnie niespodobało się osiemnastolatkowi. Niemal wybiegł na zewnątrz, by zaczerpnąć świeżego powietrza.
Zapach zbliżającego się deszczu i hałas pobliskich samochodów w jakiś sposób go relaksowały. Wychował się na tym terenie, nie wyobrażał sobie życia gdzieś indziej, gdzie nie ma gwaru dochodzącego z ulicy. Lubił ciszę, to prawda, ale wychodził z założenia, że gdy trwa ona zbyt długo można zwariować. Nigdy nie lubił być sam, wolał wiedzieć, iż tam, na zewnątrz zawsze ktoś jest.
Poczuł dotyk na ramieniu. Odwrócił się z przyzwyczajenia i ujrzał niemal dwu metrową choinkę... a nie. To Magnus.
-Co tutaj robisz?- Zapytał sztucznie pewny siebie Alec. Jeśli mężczyzna powie teraz jakąś riposte, chłopak prawdopodobnie zmarnieje w oczach i wróci do klubu, do ostatniej kabiny w łazience, by nikt już z nim nie mógł porozmawiać. Na szczęście nic takiego się nie stało.
-Wyszedłem na papierosa. Chcesz?
-Nie, dziękuję, nie palę.
-Jak sobie życzysz księżniczko.
-Słucham? Jak ty mnie nazwałeś?
-Księżniczką.
-Dlaczego?
Magnus zaśmiał się, co przypominało trochę kaszel.
-Bo mi ją przypominasz
Alec poczuł się urażony tym spostrzeżeniem.
-A ty mi jednorożca.
Kaszel się wzmocnił. Chłopak zastanawiał się czy będzie musiał wezwać niedługo karetkę, czy podstawowe techniki reanimacji nareszcie się przydadzą.
-Taki jest mój motyw przewodni.
-Jednorożec?
-Przeważnie. Czasami zdaża się wyjątek.
-Cóż, ja nie inspiruję się księżniczkami.
Facet schował fajkę z powrotem do opakowania i w ułamku sekundy przygwoździł Aleca do ściany. Z obu jego stron przyblokował go rękoma, tak że miał znikome szanse na ucieczkę.
-Powiem to tylko raz więc radzę słuchać.
Przerażony Alec zdobył się jedynie na nerwowe potaknięcie głową i zbyt głośne przełknięcie śliny.
-Podobasz mi się, nie jesteś taki jak inni. Mam nadzieję, że wykorzystasz tą wiedzę w pożyteczny sposób.
Wcisnął w jego dłoń kawałek tektury i odszedł.
Jeszcze długo po tym chłopak nie mógł się pozbierać, jednak zachował wizytówkę. Stał na zimnym październikowym powietrzu i obserwował jak z jego ust wydobywa się para. Jego serce jeszcze kilka minut po zdarzeniu galopowało jak szalone, póki jego puls się nie uspokoił, nie miał zamiaru wchodzić do środka.
W końcu głęboko odetchnął i wkroczył do Pandemonium, ale nie bawił się już tak dobrze jak wcześniej, o ile wtedy w ogóle się bawił. Podszedł do baru i zamówił cole z lodem, jako że nie miał jeszcze dwudziestu dwóch lat nie miał prawa pić alkoholu.
Próbował wypatrzyć w tłumie swoich przyjaciół ale nigdzie nie mógł ich znaleźć. W końcu wysłał sms'a do Isabell, powiadomił ją, iż nie czuje się tu dobrze i wraca do hotelu.
Mijał swory roześmianych dzieciaków, ale jego myśli wciąż wędrowały do kocich oczu Magnusa. Był przerażający, ale jednak piękny. Przerażająco piękny. Było w nim coś co wyróżniało go z pośród tłumu, ale nie chodzi o wygląd, tylko o coś bardziej duchowego.
Skręcił w kolejną uliczkę. Dach jego domu górował nad innymi budynkami w tej części Manhattanu. Wszedł niespiesznie do środka i ułożył się na swoim łóżku. Całe ostatnie piętro zostało przekształcone na apartamenty mieszkalne dla jego rodziny. W holu mieli bibliotekę, z której rzadko korzystali goście, lecz on był tam stałym bywalcem.
Popatrzył na siebie w lustrze. Jego ramiona zdobiły ziarenka brokatu, który zsypały się z Magnusa. Magnus... nawet imię było niezwykłe.
***
Magnus wrócił do środka, nie chciało mu się tu dłużej siedzieć z tymi dzieciakami, co prawda Joeclyn poprosiła go o sprawowanie, szczególnie nad jej córką, opieki ale ten klub zupełnie nie był w jego klimatach. I tak długo z nimi zabawił, lecz robił to wyłącznie dla tego chłopaka, teraz nic go nie powstrzymywało przed wyjściem.
Czy go wystraszył? Ma nadzieję, że nie, chociaż musi przyznać, iż był odrobinę przerażający. Zadzwoni? Przecież dał mu swój numer.
Zamówił kobiecy drink, były o wiele lepsze w smaku niż można by podejrzewać, a poza tym nikomu nie musiał więcej udowadniać jego męskości.
Wyszedł.
Złapał pierwszą taksówkę, która podjechała w pobliże klubu. Przez całą drogę do domu rozmyślał o chłopaku z oczami o kolorze głebi oceanu. Nigdy nie zawracał sobie głowy miłościami, może tylko raz. Camille. Ale to inna historia, teraz już prawie o niej zapomniał. Zapłacił kierowcy i wysiadł. Wciągnął w swoje płuca świeże powietrze, a w każdym razie bardziej świeże niż te na Manhattanie. Odkulczył dom, w którym już od progu czekał na niego Prezes Miau. Z brzdękiem odłożył klucze na pobliską komodę i wziął kota na ręce. Rozpalił ogień w kominku, by się lekko rozgrzać i zasiadł przed nim na sofie. Zanurzył palce w puszystą sierść dachowca, myśląc, iż może w niedalekiej przyszłości to samo zrobi z włosami Aleca.
***
Przysznic, niebieski sweter, zmierzwione włosy, kolejny dzień.
Usiadł na łóżku z telefonem w jednej ręce i wizytówką w drugiej. Pochylił się. Jak on ma to rozegrać? Może lepiej byłoby gdyby wcale nie dzwonił? A jeśli Magnus odbierze, to co dalej? Co ma powiedzieć?
Jego rozważania przerwała ciemno włosa siostra, wtargając do jego pokoju.
-Alec.
-Izzy. Ile razy mam jeszcze powtarzać żebyś pukała przed wejściem?
-Przecież pukam... Rzadko, ale się zdaża.- Machnęła ręką.
-Po co tu przyszłaś?
-Już nie mogę porozmawiać ze swoim starszym bratem?
-Jasne, że tak. O co chodzi?
-Martwię się o Simona...
-Coś się stało? Zrobił ci coś?
Alec nigdy nie darzył go zbyt dużym zaufaniem. Martwił się o siostrę, bał się, że może jej coś zrobić. Oczywiście Isabell nie należała do dziewczyn typu "dama w opałach", lecz mimo to nie widział do tej pory, aby na kimś jej zależało równie mocno jak na Simonie. Boi się, że on może zranić jej uczucia.
-Oczywiście, że nie! Pokłócił się z matką i nie ma dokąd pójść...
-Wykluczone. Pod nieobecność rodziców to na mnie spoczywa odpowiedzialność pilnowania cię i Jace'a. Nie ma mowy żeby jeszcze on się tu wprowadził.
-Przecież nie narobi ci żadnych problemów. Będzie mieszkał w moim pokoju.
Alec poczuł, że czerwienieje na twarzy i szyji.
-Isabell! Nie ma mowy o żadnym chłopaku w twoim pokoju.
Dziewczyna zrozumiała, że jej brat nie przystanie na propozycję, więc wyszła głośno zatrzaskując za sobą drzwi.
Alec odetchnął głęboko, jego spojrzenie znów, niemal automatycznie powędrowało, na kawałek tektury.
Magnus Bane, wysoki czarownik Brooklyn'u
Ciekawe co to mogło znaczyć.
Postanowił, że do niego nie zadzwoni. W końcu nawet go nie znał.
Schował wizytówkę do tylniej kieszeni spodni i wyruszył do biblioteki. Po drodze wziął z kuchni kanapkę z serem, która smakowała, niestety, jak skarpeta.
Ku jego zaskoczeniu, w swojej oazie spotkał intruza, chociaż może Jace'a nie można tak ostro nazywać. Oprócz niego zza półek wyłoniła się ruda burza loków Clary.
-Oh, hej Alec.- Dziewczyna odezwała się pierwsza .- My tylko szukamy materiałów do szkoły.
Jace mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i przyciągnął ją do siebie. Oboje zanieśli się śmiechem i wrócili do wertowania książek.
Chłopak odwrócił wzrok. To była ich chwila, nie zamierzal im w tym przeszkadzać, jak każdemu. Codziennie chodził z kąta w kąt, byle nikomu nie zawadzać.
Alexandrze!- Upomniał się w myślach.
Poszedł w przeciwległy kąt czytelni i tam zaczął poszukiwania za czymś ciekawym.
-Alec!- Zawołała wtórnie dziewczyna Jace'a.- Coś ci wypadło.
Chłopak poklepał się po kieszeniach.
Szlag! Wypadła mu wizytówka. Już pędził w stronę Clary, niestety nie dostatecznie szybko, zdążyła rozłożyć papier i zapoznać się z jego treścią.
-Zaprzyjaźniłeś się z Magnusem?- Uśmiechnęła się ciepło.- To miłe.
Spojrzał na Jace'a, na jego twarzy malowało się zarówno zmieszanie, zrozumienie i zdziwienie. On wiedział. Alec miał kiedyś dziewczyny. Oczywiście całował się z nimi, ale to nie było to. Nigdy nie pociągały go w sposób erotyczny. Jace rozumiał go jak nikt inny, można by powiedzieć, iż odczuwał to samo co on, niestety w tej chwili także się domyślił.
Ale to nie mogła być prawda. Magnus po prostu nie był zwyczajnym facetem i wywarł na nim niezwykłe wrażenie. Ten cały brokat... To wszystko.Pokręcił głową i niemo powiedział "Nic się nie stało". Ale i tak wiedział, że brat mu nie uwierzył.
Wydarł świstek z drobnych rąk dziewczyny. Otworzył z impetem spore drzwi biblioteki. Kiedy dotarł do holu zgniótł wizytówkę i wyrzucił do najbliższego śmietnika. Podążający za nim Jace wyciągnał ją szybkim ruchem i podał mu.
-Jace...
-Nie. O co tu cholera chodzi?
-To nie tak jak myślisz...
Przypomniało mu się jak w wieku piętnastu lat po raz pierwszy ujrzał jak piękny jest jego brat, ale ukrywał to uczucie, wydawało mu się to wtedy dziwne, choć tak naprawdę nigdy nie byli prawdziwym rodzeństwem.
-Serio? Jeśli... Jesteś jaki jesteś. Nic na to nie poradzisz. Zrozumiem. Wszyscy zrozumiemy.
Nie. On nie miał racji.
-Ale przecież nic się nie dzieje prawda? Magnus mylnie odczytał moje intencje i to wszystko.
-Więc dlaczego trzymałeś tą wizytówkę przez ten czas?
-Przed chwilą ją wyrzuciłem, to ty grzebiesz w śmieciach.
-Rozumiem cię.- Przerwał jego wypowiedź.- Jesteśmy w końcu parabatai. Czuję to co ty.
Dotknął swojego tatuażu na ramieniu. Zrobili je sobie oboje rok temu, by uczcić ich braterską przyjaźń, chociaż Alec naprawdę liczył na coś innego.
-Tak, chyba masz rację. -Przyznał.
Może spotkanie z kimś innym, nowym pomoże mu zapomnieć o Jace'ie.
-Ja zawsze mam rację.
------
Hej to mój pierwszy fanfik, mam nadzieję, że się przyjmnie :) kolejny rozdział za 3 gwiazdki ;3
CZYTASZ
Please, Malec. ✔
FanfictionAlternatywna wersja poznania się Wysokiego Czarownika Brooklynu, z najprzystojniejszym Nocnym Łowcom. Enjoy!