Magnus podał chłopakowi parujące kakao. Wcześniej pożyczył mu swoje ubrania, które na nim wisiały, najzwyklejsze jakie posiadał: szara bluza i czarne dresy, oraz oczywiście skarpetki, różowe. Sam również się przebrał w połyskujące spodnie oraz neonową bluzę.
Razem zasiedli na kanapie przy kominku. Nie odzywali się, tylko spędzali razem miło czas.
W końcu jednak Alec przerwał tą ciszę i wypełnił pokój swoim melodyjnym głosem.
-Doceniam wszystko co dla mnie zrobiłeś, naprawdę, ale to jednak nie zmienia...- Później dodał nieco ciszej.- Mojego zdania.
-Rozumiem.
Po mimo, że na zewnątrz Magnus prezentował sobą stoicki spokój, to wewnątrz pękał. Co jeszcze mógłby zrobić dla tego chłopaka? Czy w ogóle warto o niego walczyć?
Objął go swoim ramieniem. Kto jak kto, ale Magnus Bane nie poddawał się tak łatwo.
Chłopak spojrzał na niego zdziwiony.
-Magnus...- Westchnął.
Lecz ten jedynie wpatrywał się w ogniki tańczące raz wolnego, a raz szybszego walca, zmieniające kolory: od jasno żółtego po ciemno niebieski.
-Wiesz, Alexandrze, miałem okazję poznać chłopaka niezwykle podobnego do ciebie, był tak samo uparty i skryty. Nigdy nie odpuszczał.
Alec zauważył, iż Magnus używa czasu przeszłego.
-I co się z nim stało?- Zapytał cichutko.
-Zniknął. Ot tak. Posprzeczaliśmy się pewnego wieczoru, wyszedł zdenerwowany i już nigdy nie wrócił. Następnego dnia po części z poczucia winy, a po trochu z tęsknoty, poszedłem do jego rodzinnego domu. Tam, jego rodzice poinformowali mnie, że ich syn nie wrócił na noc, myśleli, iż jest u mnie. Nie wiedzieli jaki charakter miał nasz związek, uważali, że byliśmy tylko przyjaciółmi. Jak bardzo się mylili... W każdym razie nikt go już nigdy nie widział.
-O co się pokłóciliście?- Spytał po chwili ciszy.
-O to, o co prawdopodobnie pokłócę się z tobą, drogi Alexandrze.
-Nie wiem jak to rozumieć.
Magnus już nic nie odpowiedział.
W pewnym momencie Alec położył głowę na jego ramieniu. Mężczyznę przeszedł prąd od tego miejsca poprzez całe ciało, oczywiście w przyjemnym tego słowa znaczeniu.
Młodszy chłopak westchnął cicho.
-Jestem zmieszany.
Magnus skinął głową.
-A ja wolę mieć wszystko wyjaśnione, wolę wszystko rozumieć.
-Czasami niezrozumienie jest właśnie tym czego szukamy, wiedza pozbawia naszego świata magii.
-Magia nie istnieje.
To szczególnie zabolało Magnusa, on był magią, dlaczego Alec nie mógł tego pojąć?
Nawet nie zauważyli, gdy ich obu zmorzył sen.
***
Gdy Alec otworzył oczy, przekonany, że przymknął je tylko na chwilę, Magnusa już z nim nie było. Zegar na zielonej ścianie wskazywał trzydzieści minut po północy.
Przeciągnął się sennie i wstał z kanapy.
Nigdy wcześniej nie był w tym domu, więc nie znał jego rozkładu pokojów. Postanowił, iż wpierw się rozejrzy.
Wchodził po kolei do każdego z licznych pomieszczeń, aż w końcu natrafił na kuchnię, w której siedział Magnus. Usadowił się tyłem do wejścia, więc zapewne nie widział Aleca. Opierał głowę na jednej ręce, która spoczywała na stole, a drugą trzymał szklankę z herbatą. Siedział na wysokim, barowym krześle bez oparcia, przez co był teraz mniej więcej wzrostu chłopaka.
"Ten koleś mnie coraz bardziej przeraża, czy właśnie to mnie w nim pociąga?"- Pomyślał Alec.- "Nie to niedorzeczne, chyba że jeszcze nie odkryłem mojej masochistycznej natury."
Podszedł po cichu do mężczyzny i położył mu dłoń na ramieniu. Nie miał pojęcia jak się zachowywać w takiej sytuacji, nigdy by się nie podejrzewał, że będzie do tego zmuszony.
-Alec...-Szepnął nie odwracając wzroku od okna na przeciwko.
Pokój oświetlały jedynie uliczne lampy oraz blask księżyca.
-Coś się stało?
-Nie...- Powiedział, lecz w jego głosie możnabyło dosłyszeć nutę zawachania.- Nic co by ciebie dotyczyło.
Ku swemu zdziwieniu, Alec'owi ulżyło. Niestety, mimo to nie wiedział co mógłby odpowiedzieć.
Magnus uśmiechnął się bez krzty wesołości.
-Miałeś rację.
-Miałem?
-Tak. Nie powinieneś się ze mną zadawać.
-Nie powinienem?
Mężczyzna odwrócił się tak szybko, że chłopak nie miał kiedy zareagować. Objął go i przyciągnął do siebie. Dzięki stołkowi ich oczy znajdowały się na tym samym poziomie. Zza przymkniętych powiek, bladych i cienkich jak pergamin prześwitywał niebieski kolor oczu Aleca. Jego długie, gęste rzęsy rzucały cień na policzki. Magnus pogłaskał jeden, idealnie gładki policzek chłopaka.
Złożył pocałunek na swoich dwóch palcach i dotknął nimi ust Aleca, a ten otworzył lekko oczy.
-Nic nie rozumiem.
-A czy w ogóle warto?
***
Tym razem to Magnus obudził się sam. Alec wyszedł zaraz po ich konwersacji w kuchni. Mężczyzna nie chciał, by chłopak tułał się sam po Nowym Jorku nocą, ale on tylko się uparł, iż jest dorosły i potrafi sam trafić do domu. Magnus nie walczył z nim, bo przecież nie o to tu chodzi.
Słońce już zaczynało świtać, wykopał się z jedwabnej pościeli i wdział swój satynowy szlafrok. Jak zwykle poszedł zaparzyć kawę sprowadzoną przez niego samego z Indii. Usiadł przed telewizorem i włączył poranne wiadomości.
***
W recepcji Aleca powitał Hodge, wieloletni pracownik hotelu rodziców chłopaka. Jego notowania zawsze są najwyższe, więc zapewne niedługo zostanie wspólnikiem biznesu.
-Dobry wieczór.- Powiedział ochryple.- Dlaczego wracasz tak późno?
Pod nieobecność mamy i taty, recepcjonista często zastępował mu, Isabell i Jace'owi oboje rodziców, troszczył się o nich czasami bardziej niż oni sami.
-Byłem u... znajomego.
Hodge skinął głową, co oznaczało, że reszta rodzeństwa mu nic nie powiedziała.
Alec podreptał do windy, którą pojechał na najwyższe piętro. Odkluczył swój apartament i... doznał nie małego szoku. Na jego łóżku siedziała przygarbiona Isabell i klikała opsesyjnie w swój różowy telefon.
-Jezus, Izzy! Chcesz mnie wystraszyć na śmierć?!
Odsłoniła machnięciem ręki włosy z policzka i spojrzała na Aleca.
-Przecież ja tu tylko siedzę.
-Nie powinnaś, jak się tu dostałaś i może wyjaśnisz mi co tutaj robisz?
Siostra chłopaka zeszła z łóżka i przeszła się po pokoju.
-Martwiłam się o ciebie, rozumiesz, długo nie wracałeś.
Dotknęła opuszkami palców okna, przez które było widać dużą część Manhattanu.
-To nie twoja sprawa gdzie chodzę, jestem pełnoletni.
-Jaaasne.
Zabrała swoją różową komórkę i zniknęła w korytarzu. Rzuciła jeszcze "Dobranoc, braciszku." Przez ramię, oczywiście ironicznie.
Alec opadł na swoje łóżko i przetarł zmęczone oczy. To co się stało było... nie powinno się nigdy wydarzyć. Nigdy. Alec postanowił, że jego związek będzie opierał się jedynie na przyjaźni.
Ale ile są warte obietnice zwykłgo nastolatka z Manhattanu?^-^-^-^-^-^-^-^^-^-^-^-^-^-^
Dzisiaj naprawdę krótko ale to wszystko przez brak weny, rozumiecie...
Natepnym razem postaram się napisać dwa razy dłuższy rozdział :)
Bardzo, bardzo dziękuję za to że jesteście :*
CZYTASZ
Please, Malec. ✔
FanficAlternatywna wersja poznania się Wysokiego Czarownika Brooklynu, z najprzystojniejszym Nocnym Łowcom. Enjoy!