Mamo, tato... (VIII)

3K 196 16
                                    

Gdy się obudził nikogo nie było. Nie było pod nim miękkiej poduszki, stworzonej z ciała wysokiego mężczyzny. Wstał lekko zdezorientowany, z kuchni dobiegały śmiechy. Wszedł tam powoli. Nie miał na sobie butów, ani nawet skarpet, po prostu podarty sweter i spodnie. W środku siedzieli jego przyjaciele oraz... no właśnie, kto? Magnus. Gdzie mógł go klasyfikować? W każdym razie, wszedł tam i zajął miejsce obok Izzy.
-Chciałam zrobić naleśniki na śniadanie, ale inni dosyć głośno zaprotestowali, i nadal nie wyjaśniono mi dlaczego.
-Jakbyś je zrobiła, a dom Magnusa stałby nadal w miejscu, przeprosiłbym cię i poprosił o dokładkę.- Odparł Jace zanosząc się śmiechem.
Dziewczyna fuknęła, ale po chwili również dołączyła do niego w salwach śmiechu.
Alec tylko siedział i przysłuchiwał się rozmowie. W końcu reszta zdecydowała, iż pora wracać do hotelu.
-Idziesz z nami?- Zapytała Clary. Chłopak popatrzył w stronę Magnusa, opierającego się o kolorową ścianę w przedpokoju.
-Chyba zostanę. Pomogę posprzątać Magnusowi.- Dziewczyna skinęła głową i dołączyła do pozostałych, opuszczających loft.
Kiedy drzwi ostatecznie się zamknęły, Alec podszedł do nadal stojącego mężczyzny, a ten przejechał dłonią po jego policzku.
-Zostałeś.
-Oczywiście, że tak. Zostawili po sobie bałagan...
-Zostałeś.- Pochylił się do niego, był od niego co najmniej o pół głowy wyższy, co się bardzo rzadko zdarzało.- Czyli zależy ci na mnie.
Pocałował go miękko w usta, jakby motyl usiadł na chwilę na jego wargach.
-Nie powiedziałem tego.- Zabójczo się uśmiechnął.- Ale jeśli myślisz, że cię nie słucham, albo nie obchodzi mnie to co mówisz, to się mylisz. Mówiłeś chyba, że wyjeżdżasz, prawda?
Magnus sposępniał.
-Tak, niestety tak.
-Na jak długo?- Zapytał, nie wypuszczając partnera z objęć.
-Nie mam pojęcia. Mogą mnie tam przetrzymać nawet cały miesiąc.
-Gdzie jedziesz? Nie możesz mnie zabrać ze sobą?
-Nawet nie wiesz jak bym chciał.
Alec zauważył, iż Magnus nie chce odpowiedzieć gdzie jedzie. Oddalił się jednak do kuchni, by przenieść wszystkie naczynia do zlewu. Podążył za nim, przyglądał się jego ruchom pełnym gracji oraz wdzięku.
-Kiedy wyjeżdżasz?
Powędrował wzrokiem do chłopaka, a ten zauważył, iż jego oczy mają dziwny, żółtawy odcień, jak u kota.
-Prawdopodobnie jutro.
-Więc mamy dla siebie cały dzień?
-Na to wygląda.-Zrobił pauzę.- Co chcesz robić?
-Nie wiem. Możemy po prostu posiedzieć i poczytać coś... Po prostu miło spędzić ten dzień.
-Jak chcesz. Idź do salonu, zaraz do ciebie dołączę.
Chłopak posłuchał go i wymościł się na kanapie. Oczy kleiły mu się do snu; co prawda spał odrobinę w nocy, lecz mimo iż była to przyjemna pozycja, niestety nie była ani trochę wygodna. Plecy go bolały, ale starał się ignorować ból. W końcu i Magnus zasiadł koło niego z głuchym klapnięciem. Objął go swoim ramieniem i przejechał koniuszkiem nosa od końca szczęki, aż po początek ucha, swoją podróż zakończył delikatnym cmoknięciem w policzek.
-Spotkałem w życiu wiele, naprawdę wiele różnych osób, ale żadna z nich nie mogła równać się z tobą.- Powiedział po cichu.
-Dlaczego tak uważasz?- Również odpowiedział szeptem.
-Bo wiem to i widzę. Widzę jak na mnie działasz Alec'u.
-Zawsze wydawałeś się w swojej postawie mądry, jakbyś dużo przeżył. Mimo ilości brokatu jaką na siebie nakładasz, nadal wyglądasz mądrzej od większości osób jakie znam.
-Oh, Alexandrze. Ja nie jestem mądry, po prostu umiem dobrze ukrywać moją głupotę.
Chłopak popatrzył na niego wielkimi oczami, aż w końcu, gdy wrażenie wywarte jego wypowiedzią opadło odparł:
-Dlaczego mówimy szeptem?
Magnus zachichotał.
-Nie mam pojęcia.- I go pocałował. Nie był to pospieszny pocałunek, był leniwy. Oboje cierpliwie badali swoje usta.
W końcu opadli na kanapę.
-Myślę, że powinniśmy iść na pierwszą randkę.- Stwierdził Magnus.- To znaczy teraz, kiedy już mam pewność, że napewno cię interesuję.
-Nigdy nic takiego nie powiedziałem.
Czarownik posłał mu spojrzenie po tytułem: "serio?". Alec się zaśmiał i przyznał mu rację.
-W takim razie gdzie mnie zabierzesz?
-A dlaczego ty tego nie zrobisz?
-Ty zaproponowałeś, ty ustalasz.
Nagle w kieszeni chłopaka zawibrowała komórka, na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Izzy robiącej dziwną minę. Ustawił je na złość siostrze, żeby się podroczyć.
Alec odwrócił się plecami do Magnusa i pokazując palec, oznajmiający, iż to potrwa tylko sekundę.
-Halo?
-Alec, jesteś potrzebny w hotelu.
Chłopak się spiął, o co mogło chodzić?
-Wiesz, jeśli to nie jest nic ważnego, to aktualnie jestem odrobinę...
-To naprawdę ważne.- Przerwała mu siostra.
-W takim razie już jadę.
Rozłączył się i schował komórkę do tylniej kieszeni spodni.
-Co się stało?- Zainteresował się jego chłopak.
-Sam nie wiem. Izzy mówi, że to ważne.
-Ale jutro wyjeżdżam.- Jęknął.
-Wiem, też żałuję, ale... Napiszę ci sms'a gdy już skończę, i się spotkamy.
-Nie mogę po prostu pójść z tobą?
Alec pokręcił się nerwowo w miejscu.
-Nie sądzę.
-Dlaczego?
Chłopak unikał jego wzroku. Patrzył a to na sufit, lub akwarium z kolorowymi rybkami, ale nie na jego twarz. Nie mógł.
-Wstydzisz się?- Zapytał nieco ciszej.
-Nie, chodzi o to, że...- Przełknął ślinę, odrobinę za głośno.- Tak Magnus, wstydzę się bycia gejem.
Mężczyzna odchrząknął. Niespodziewał się takiej bezpośredności ze strony chłopaka.
-Rozumiem...- Zaczął powoli.- Myślę, że to najodpowiedniejszy moment, abyś opuścił ten dom.
-Magnusie...
-Alexandrze.- Powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Chłopak pobierał swoje rzeczy, których miał niewiele: jedynie kluczyki, buty oraz skórzaną kurtkę, i opuścił loft.
Droga była długa i nienależąca do tych przyjemnych, a zwłaszcza gdy w metrze, naprzeciwko Alec'a siedziała obściskująca się para lesbijek.
Wpakował ręce do kieszeni i ruszył w stronę domu. Chociaż dla niego "domem" wydawało się jeszcze do niedawna mieszkanie Magnusa.
Przeszedł przez obrotowe drzwi oraz przebył windą drogę do góry.
W salonie od razu zauważył całą rodzinę siedzącą na kanapach i fotelach. Nie był to codzienny widok: bardzo trudno było ich skupić w tym samym miejscu jednocześnie, chyba że stało się coś naprawdę złego.
Zajął miejsce obok Jace'a i przysłuchiwał się wywodowi matki.
-Dziękuję, że tak szybko przyszedłeś.- Zwróciła się do syna, na co on skinął głową.- Wraz z ojcem mamy dla was złą jak i zarazem dobrą wiadomość.
Rodzice wymienili zmartwione spojrzenia. Dzieciom wydawało się, iż cokolwiek chcieli powiedzieć, było bardziej złe niż dobre.
-Chcemy się przenieść do Los Angeles.
Przez pokój przeszła salwa niezadowoleń, wśród nich można było usłyszeć: "ale jak to?!" lub "ja nigdzie nie jadę!", oraz zbyt głośny sprzeciw Alec'a: "nie zostawię go!". Wszyscy umilkli, a świat jakby zwolnił tempo.
-Kogo masz myśli, synu?- Zapytał Robert. Isabell patrzyła na niego z rozdziawioną buzią.
-Yhhyggmm...- Jąkał sie, nie potrafił tego wykrztusić.- Mam pewnego przyjaciela w mieście, niedawno go poznałem, potrzebuje pomocy.
-Jest biedny?- Zainteresowała się Maryse.
-Nie... On, po prostu mnie potrzebuje jako człowieka. Pomagam mu w różnych rzeczach...- Jace zachichotał, lecz kobieta skarciła go wzrokiem.
-Czyli jest stary?
-Nie! Na Anioła, mamo... Jest w moim wieku.
-W takim razie czegoś tu nie rozumiem.
-Ja chyba też.- Wtrącił dusząc się z powstrzymywanego śmiechu Jace.
-Mogłbyś nam wyjaśnić?- Zapytał Robert.
-To nie jest takie proste, tato.
-A mi się wydaje, że to ty komplikujesz. Jesteś dorosły, gdybyś podał konkretny powód mógłbym rozpatrzyć prośbę o zostanie, byś nadzorował pracę w hotelu.
-Naprawdę?- Rozchmurzył się Alec, ale jego radość zaraz minęła, gdy przypomniał sobie stosunek ojca do par homoseksualnych.
-Powiesz nam o co chodzi?- Spytała łagodnym tonem matka.
-Nie bój się, Alec. Kochamy cię takim jakim jesteś.- Dodała mu otuchy siostra.
-Jest... Jak już wiecie...- Nie miał pojęcia jak zacząć.
-Do sedna, synu.- Ponaglał go ojciec.
-Poznałem pewnego chłopaka, znajomego Clary... Który, no cóż, jest odmiennej orientacji.
Robert nerwowo się poruszył. Marys położyła dłonie na jego kolanach, powstrzymując go od wstania.
-Nie mam pojęcia jak to wyszło, ale... Mamo, tato, mam chłopaka.

^-^-^-^-^-^
Jestem dumna. Naprawdę, odczuwam satysfakcję z wykonanej pracy. Nie jest to raczej egocentryczna pobudka, bo rzadko mi się to zdarza, a tak czy siak piszę to dla was :-)
Pamiętajcie o moim i imyourkhaleesi koncie, na którym piszemy one-shoty darów anioła oraz historię o Blueberrym, dziecku Malec'a (konto: groszek_pachnacy).
Tym razem rozdział dodaję w piątek, przez wyjazd. Oczywiście kolejne rozdziały już jak zwykle, chyba że uda mi się dodać jakiś bonus, to wtedy wiecie, oczekujecie go w środę.
Brokatowych dni, moi kochani!
Papajwaffe ☆

Please, Malec. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz