Znów w jednej dłoni trzymał pomiętą wizytówkę , a w drugiej jego komórkę. Nie miał teraz większych problemów z podjęciem decyzji. Wybrał niespiesznie numer, znał go już niemal na pamięć, od ciągłego wpatrywania się w kartkę, na której był zapisany.
Co prawda bolało go trochę, że Jace nie czuje tego samego. Potarł dłonią ich wspólny tatuaż. Gdyby tylko wiedział...
***
Magnus miał już dosyć wyczekiwania. Słońce skłaniało się ku zachodowi, a jego telefon od rana nie wydał ani jednego dźwięku. To wszystko było naprawdę pokręcone, zachowywał się jak piętnastolatka!
Kiedy już miał zamiar wyjść na wieczorny spacer, ku jego zaskoczeniu (jak i również radości) aparat zabrzęczał na łóżku. Odchrząknął i nacisnął zielony przycisk.
-Halo?- Powiedział niby od niechcenia, znudzonym głosem, choć tak naprawdę skakał w środku niczym mała dziewczynka.
-Yyy... cześć tu Alec, ten z klubu.
Jakże by mógł o nim zapomnieć?
-A tak, część. Jak leci?
Jak leci? Serio Magnus.
-Eee... w porządku.
-Świetnie. Chciałbyś gdzieś ze mną wyjść?
W słuchawce nastała grobowa cisza. Po chwili jednak słodki głos chłopaka znów popieścił jego ucho.
-Myślę, że mógłbym.
-Spotkajmy się w barze przy piątej alei, jutro. Osiemnasta.
Szybko się rozłączył. Mimo, że próbował zamaskować zdenerwowanie w jego głosie, nadal było słychać lekkie drgania.
... A jeśli Alec źle odczytał sygnały? Zastanawiał się nad tym od paru godzin, jeśli uważa, że wcale go nie interesuje?
Wiedział, iż jest gejem, to napewno. Wyczytał to z jego ciała jak z książki. Ale jeśli jednak się mylił? Oh, Boże nie! Niech nawet tak nie myśli, to by było okropne upokorzenie... Lecz czym jest upokorzenie dla Magnusa Bane'a, wysokiego czarownika Brooklyn'u? Plamą na honorze? I tak go nie miał!
Wyszedł z domu z kotem na smyczy, zamknął za sobą drzwi.
W jego głowie znów do głosu doszło serce, dosyć paradoksale, prawda? Zawsze mówi mu to samo, ale dzisiaj... dzisiaj było inaczej
Od tak dawna czuję w środku pustkę, można by stwierdzić, iż tęsknotę za czymś. Lecz czym? Teraz to wiem tęskniłem za Alekiem, ale jeśli go nie poznałem, to co czułem?
Teraz to wiem.
To było PRAGNIENIE.
Mijał kolejne opuszczone polskie sklepy na Greenpoint. Prezesowi Miau wyraźnie się to nie podobało, ale mężczyzna chciał jeszcze zostać. Zatopił się w rozmyślaniach:
Przecież pomiędzy mną, a Alekiem jest niemal pięćset lat różnicy, czy to nie zbyt dużo? Co prawda oboje jesteśmy dorośli ale... No właśnie, ale co?
Skręcił w kolejną uliczkę i wszedł z kotem na rękach do irlandzkiego baru. Zamówił Sex on the beach, przysiadł na stołku i jednym ruchem opróżnił kieliszek. Zamawiał następne i następne drinki, aż w końcu jego ulubieniec zyskał bliźniaka w jego oczach. (Po prostu obrazy przed oczami mu się podwoiły).
Wyszedł chwiejąc się na nogach, niestety drogę zastąpiło mu dwóch barczystych kolesi, z tatuażami na rękach, bynajmniej ładnymi. Aleca rysunki, wychodzące spod koszuli go zdobiły, a nie oszpecały jak ich.
-Hej, piękniusiu.- Powiedział jeden.
-Słucham szanownych panów.- Wydukał Magnus podśmiechując przy tym.
-Jak tak ci zabawnie to może zrobię sobię nowy szal z twojego kotka.
-Raczej nie pasowałby do twojej karnacji.- Odparł facet ale od razu się opamiętał. Prezes Miau nie był obiektem do strojenia sobie żartów. Odruchowo zakrył go swoim fuksjowym płaszczem.-Ja zdecyduję co zrobić z Prezesem Miau.
Panowie parsknęli śmiechem. Magnus wykorzystując sytuację rzucił się biegiem do wyjścia. Będąc już w połowie drogi do wyjścia któryś z łysych zbirów chwycił go za ramię i pociągnął do tyłu, tak że chłopak upadł. Pazurki kota wbiły mu się boleśnie w klatkę piersiową. Krzyknął. Dziwił się, że nikt z obecnych w barze nie zainterweniował lub chociaż nie wezwał policji.
Gdy zauważył zbliżających się do niego przestępców kopnął jednego w czułe miejsce pomiędzy nogami, a drugiego, pochylającego się nad nim, w rzuchwę. Teraz miał szansę na ucieczkę. Wybiegł stamtąd szybciej niż kiedykolwiek.
Kiedy był już niemal pewien, że nikt go nie goni odetchnął spokojnie, opierając się o mrugającą latarnię.
-No cóż.- Zwrócił się do Prezesa.- Raz na jakiś czas musimy odbyć jakąś przygodę, inaczej nasze życie było by zbyt nudne.
Postawił kota na ziemię, cały czas mając w dłoni czerwoną smycz wysadzaną cekinami. Wrócili spacerkiem do ich wspólnego lokum, nie mając pojęcia o tym, iż są śledzeni.
***
Wstał kolejny złoty dzień, chociaż nie taki znowu zwyczajny, w końcu dzisiaj Alec miał po raz pierwszy spotkać się z Magnusem sam-na-sam.
Cały poranek, jak i popołudnie minęły mu jak przez mgłę, skupiał się jedynie na tym, iż już za parę godzin, parę chwil, spotka się z kimś kogo naprawdę pociągał. Chyba. Niczego przecież nie można być pewnym na sto procen, prawda?
Nie wiedział w co się ubrać na tą okazję, marynarka była by przesadą, a sweter... sweter ubiera codziennie. Stał przed otwartą szafą na tyle długo, iż nie zauważył stojącej w drzwiach Isabell. Dopiero gdy odchrząknęła uświadomił sobie jej obecność.
-Co robisz braciszku?
Spojrzał na nią spod rzęs.
-Nie twoja sprawa.
-A jednak mam wrażenie, że moja.- Uśmiechnęła się jak tysiąc lizaków.- Słyszałam, że gdzieś dzisiaj wychodzisz...
-Skąd ty...- Jace! Jak mógł jej o ty powiedzieć, myślał że utrzyma to jako tajemnice.- Nie ważne. Już nie.
-Dlaczego?
-Chyba nigdzie nie pójdę.
-Co? Nie możesz go tak po prostu wystawić!
-Mogę. I to zrobię.
Isabell jednys susem stanęła przy nim i odepchnęła go od szafy. Sama zaczęła przesuwać wieszaki w poszukiwaniu czegoś co by się nadało. W końcu podała chłopakowi granatowy sweter i koszulę w czarne kropki.
-Nie uważasz, że to lekka przesada?- Zapytał z przymrużeniem oka.
-Nie. Idź się przebrać.
Wyszła zatrzaskując drzwi kopniakiem.
Chłopak ponownie spojrzał na zestaw wybrany przez jego młodszą siostrę. Westchnął głeboko i założył świeże ubrania.
***
W lokalu nie było zbyt wielu osób, jakaś para obściskująca się pod oknem i staruszek czytający gazetę.
Gdy do Magnusa podeszła młoda kelnerka zamówił jedynie kawę dla siebie. Nie wiedział czy Alec też ją lubił. W ogóle nie wiedział co lubi Alec.
Kiedy drzwi do baru wreszcie się otworzyły, a przybycie nowego klienta oznajmił dzwonek wiszący nad nimi, Magnus wstał, bo tego wymagała etykieta. Zdezorientowany Alec podszedł do jego stolika i wyciągnął przed siebie dłoń. Mężczyzna uścisnął ją, chociaż wolałby objąć go całego. Oboje usiedli. -Zamówiłem dla siebie kawę, też byś chciał?- Zapytał ciepło.
Chłopak tylko zaprzeczył kiwając głową, przez co jego włosy znów opadły na czoło. Magnus z trudem się powstrzymał, by nie odgarnąć ich. Alec wydawał się całkowicie nieobecny. Jak gdyby był tu jedynie fizycznie, a myślami błądził zupełnie gdzie indziej.
Ze zbierających się od paru dni szarych chmur nad Nowym Jorkiem w końcu spadł deszcz. Gwałtownie i mocno.
Między mężczyznami narastała coraz głębsza cisza. Magnus stukał swoimi pomalowanymi na ciemny granat paznokciami o blat stołu.
-Słuchaj, nie wiem czego się spodziewałeś...- Zaczął niespodziewanie Alec.- Ale ja nie jestem gejem.
Magnus niemal zaniemówił. Niemal. Ale w istocie był zdziwiony.
-Alecu...
-Magnus, nie. Po prostu nie. Ja NIE jestem gejem i nic nie czuję, ani do ciebie ani do kogokolwiek innego. Nie bierz proszę tego do siebie.- Wstał tak nagle, iż leżąca na stole łyżeczka podskoczyła. Chłopak wybiegł na ulewe i skierował się do najbliższej stacji metra.
Magnus rzucił pieniądze na stół, nie dbając o resztę i ruszył w pogoń za Alekiem. Nie pozwoli mu uciec.
Krople deszczu uderzały z ogromną siłą o jego głowę, niszcząc przy tym misternie ułożoną fryzurę.
W końcu dogonił chłopaka, chwycił go w ostatniej chwili przed zejściem w podziemie, za kurtkę i odwrócił ku sobie. Jego błękitne oczy znów patrzyły wprost na niego, wędrując po twarzy.
-Nie rozumiesz...- Zaczął cicho młodszy.
-Wiem więcej niż myślisz.- Nareszcie mógł ogarnąć potargane włosy Aleca z jego czoła.
Zbliżyli się do siebie na tyle blisko, że czuli swoje oddechy, ale nie na długo. Było jeszcze za wcześnie.
Kiedy się od siebie odsunęli, zauważyli, iż zaczęło się przejaśniać, ale wiedzieli, że nie na długo.
Alec rumienił się na policzkach jak nigdy dotąd, ale pomimo tego przez wcześniejszą ulewę dygotał z zimna.
-Trzęsiesz się.- Powiedział Magnus.- Chcesz pojechać do mnie?
Chłopak tylko skinął głową.
Złapali pierwszą taksówkę i pojechali prosto na Brooklyn.
-^-^-^-^-^-^-^-
Drugi rozdział za nami. Mam nadzieję, że się mooże podobał? Cóż, zapraszam również do wznowionego opowiadania "Faerie". Kolejny rozdział już niedługo.
(A tak między nami, to gwiazdki i komentarze naprawdę, ale to naprawdę motywują ;-) )
CZYTASZ
Please, Malec. ✔
FanfictionAlternatywna wersja poznania się Wysokiego Czarownika Brooklynu, z najprzystojniejszym Nocnym Łowcom. Enjoy!