Koniec początku. (XI)

4.2K 189 92
                                    

Alec spał. Już jakiś czas. Z jednej strony Magnus był zadowolony, lecz z drugiej nie mógł odkładać w nieskończoność powiedzenia prawdy o swej prawdziwej naturze. Podszedł do łóżka w którym spokojnie leżał Alec i położył zimną dłoń na jego czoło. Magia przepłynęła przez jego ciało w stronę głowy chłopaka. Wziął głęboki oddech, jakby właśnie wynurzył się spod tafli wody i przez chwilę szybko oddychał. Uspokoił się gdy tylko ujrzał kto nad nim stoi. Uśmiechnął się nieśmiało i spojrzał czarownikowi w oczy, który nadal wpatrywał się w niego z kamiennym wyrazem twarzy.

-Miałem przedziwny sen.

Magnus skinął głową i przysiadł na łóżku, teraz jego ręka nakryła dłoń Alec'a.

-Byłeś w nim ty i grupka ludzi, podających się za wilkołaki. Na ciebie wołali Wielki Czarownik Brooklynu. Zabawne, prawda?

Magnus westchnął, to zawsze była najcięższa część.

-Alexandrze...- Zaczął, lecz ponownie utonął w błękicie jego oczu. Czuł jakby spadał w otchłań bez dna. Chłopak, taki bezbronny, nie świadomy otaczającego go świata, pławiący się w morzu słodkiej niewiedzy. Czy Magnus miał tyle siły, by to zniszczyć? Zburzyć jego obraz życia, który budował przez te wszystkie lata? Chyba nie mógłby się na to zdobyć, nie potrafiłby być tak samolubny i wciągnąć go w Świat Cieni dla własnej przyjemności. Ta niewinność malująca się na jego twarzy. Nikt z przyziemnych, z którymi do tej pory się umawiał nie był jakiś szczególny, zazwyczaj po jakimś czasie opowiadał mu prawdę o świecie, by nie musiał się więcej ukrywać, po prostu dla własnej wygody. Gdyby Alecowi nie powiedział, po jakimś czasie zacząłby insynuować różne dziwne sytuacje, których Magnus nigdy by się nie dopuścił i sam by wszystko zakończył. Czy to nie byłoby gorsze rozwiązanie, niż zduszenie wszystkiego w zarodku?

Z jego rozważań wyrwał go delikatny głos chłopaka, leżącego tuż obok:

-Magnus? Chciałeś mi coś powiedzieć?

Czarownik odwrócił się w jego stronę i poczuł się staro. Jakby wszystkie przeżyte lata nagle się na niego zwaliły z całą swoją siłą.

-Jedynie to, że cię bardzo kocham.- Pochylił się i pocałował go w usta. Chwilę później oboje leżeli na miękkich poduszkach, splątani w miłosnym uścisku. Magnus pozbył się własnej koszulki, która wraz ze spodniami trafiła na podłogę obok. Nigdy w życiu się tak nie całował, oddawał partnerowi całą swoją miłość, przepełniającą jego serce, oraz smutek obejmujący jego umysł. Ich ciała zgrywało się w jedno. Jedynym zapewnieniem dla nich prywatności była kołdra spoczywająca na nagich pośladkach Magnusa. Poruszali się w tym samym tempie. Alec nadal był trochę zaskoczony nagłą zmianą nastroju mężczyzny, lecz nie poruszył tego, zadał tylko jedno pytanie:

-Gdzie my właściwie jesteśmy?

Magnus uśmiechnął się. Akurat był w trakcie pieszczenia jego szyi.

-W bezpiecznym miejscu.- Odpowiedział wprost do jego ucha.

Alec objął kark czarownika, spojrzał mu głęboko w jego kocie oczy (był przekonany, iż to tylko soczewki) i przygryzł wargę. Pokiwał ostrożnie głową, był gotowy na wszystko dla tego mężczyzny. Przymknął oczy i był gotowy. Gotowy na wszystko, dla Magnusa.

Mężczyzna delikatnie wszedł w chłopaka, przyzwyczajając go do towarzyszącemu przy tym bólu. po policzkach Alec'a popłynęło kilka łez, które Magnus scałował. Stopniowo zwiększał szybkość, aż chłopak krzyknął i z rozkoszy wygiął się w łuk. Czarownik doszedł chwilę później i bezwiednie opadł na klatkę piersiową chłopaka. Oboje ciężko oddychali, w końcu Magnus wyszedł z niego i położył się obok. Przyciągnął go do siebie i pocałował miękko w usta. Zasnęli, splątani nogami oraz rękami.

Please, Malec. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz