Rozdział 11.

2.5K 135 10
                                    

Same dobre wiadomości! Rodziców nie będzie, Jenny i gosposi również. Będę sama przez cały tydzień! A gdyby tego było mało, ten tydzień mamy wolny. Przerwa wiosenna. Podczas tych siedmiu dni wszystkie uczelnie mają dni otwarte i pchają się po takich, jak my. Zaplanowałam, że pojadę do każdego uniwerku, który mnie interesuje. Nie ważne, ile będę musiała do niego jechać. Muszę tam być i zobaczyć ich oferty.

-Gomeeez!- krzyczy przyjaciółka wnosząca swoją torbę z ciuchami. Zostaje dzisiaj na noc. Pierwszy raz się cieszę, że jest poniedziałkowy poranek. Cały dzień mam już zaplanowany. Najpierw małe zakupy, a potem kosmetyczka. Resztę czasu spędzamy w domu na oglądaniu seriali i nakładaniu maseczek.

-Swiiift!- odkrzykuję i wyłączam TV. Przytulam przyjaciółkę na powitanie, a ta od razu spogląda na mnie badawczo. -Co?

-Bieber się odzywał?- odwracam się na piecie, by uniknąć jej wzroku.

-Może..- wzruszam obojętnie ramionami i pamiętając o moim postanowieniu, odwracam się do niej i uśmiecham ponownie. -Ale co z tego?

-Zaproś go na noc. Niech weźmie swoich koleg..

-Oszalałaś!?- krzyczę, a oczy prawie wylatują z oczodołów. -Oni mi rozpieprzą dom!

-To niech weźmie takich, którzy będą normalni. Albo wiesz co? Wiem! Zróbmy imprezę!- Swift wariuje. Zaczyna wszystko planować, klaskać dłońmi z zadowolenia i kiedy kończy, odwraca się do mnie przodem i czeka, aż coś powiem.

-Nie ma mowy.- mówię stanowczo i przeplatam ręce na piersi.

-Oh, Selena, no!- podchodzi i dosłownie rzuca mi się na ramiona. -A domek weekendowy za miastem?- poważnieję.

-To nie głupi pomysł...

-A jutro nigdzie nie jedziemy, więc..- myślę. W głowie automatycznie rysuje się tabela z plusami i minusami. Plus: Nie ma żadnych sąsiadów, domek jest na tyle duży, że można zrobić domówkę, a na dodatek jest basen. Minus: konsekwencje... A kiedy się coś stłucze, albo ktoś coś ukradnie? -Proszę, proszę, proooszę!- jęczy, składając ręce jak do modlitwy. Wzdycham ciężko i odrzucając długie włosy do tyłu, zgadzam się.

-Przez to cały nasz harmonogram się psuje, bo musimy skupić się na przygotowaniu imprezy.- burczę i znów przeplatam dłonie na klatce.

-Za to wszyscy będą cię za nią chwalić.- piszczy podekscytowana blondi i notując coś w swoim telefonie rusza do wyjścia.

Każdy został poinformowany. Nawet Justin zadeklarował, że wpadnie i zabierze ze sobą kolegów. Dochodzi trzecia, a wszystko jest już gotowe. Ostatnim punktem na liście jest przygotowanie samych siebie. Siedzę przed lusterkiem i nakładam mascarę. Taylor w tym czasie prostuje mi włosy.

-Nate też przyjdzie.- mówi blondynka i patrzy na moje odbicie. Nie odpowiadam, lecz przełykam ślinę. Wyobrażam sobie, co może się dzisiaj wydarzyć. Archibald dostanie szału, kiedy mnie zobaczy z Justinem... A zobaczy na pewno, bo to Bieber, lubi bajerować.

Około siódmej słyszę podjeżdżające auto. Z wnętrza wysiada czterech chłopaków, a potem samochód znika z podjazdu. Justin, Zac, Robbie i Ryan. Swift tuż obok przygląda się każdemu z nich i widzę, jak w jej oczach tańczą iskry szczęścia. To ona jest duszą towarzystwa, gorącą dziewczyną i zazwyczaj przez to ma większe powodzenie u mężczyzn. Widząc takie spojrzenie jestem pewna, że właśnie sobie kogoś wyparzyła.

-Który?- pytam, chociaż odpowiedź jest oczywista. To Zac. Umięśniony, przystojny i na dodatek ma fajny charakter, o którym się przekona na własnej skórze. -Uważaj na nich, mimo wszystko.- klepię ją po ramieniu, kiedy słyszę otwierające się drzwi. Idę w stronę hallu i dostrzegam cwaniacki uśmiech na twarzy Biebera.

End of the road || JBFFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz