Rozdział 16.

2.1K 119 11
                                    



Około szóstej wychodzę z łazienki. Wykąpana, gładka, pachnąca. Spędziłam tam około dwie godziny, ale efekt mam zniewalający. Makijaż wyszedł perfekcyjnie! Nie wiem, kiedy ostatnio byłam zadowolona z tego, jak wyglądam, bo odkąd wyszłam ze szpitala, musiałam ubierać się tak, jak życzyła sobie mama. Minimalny make up, naturalne włosy i stosowne ciuchy. Oh, ona totalnie zgłupiała po moim powrocie do domu. Dobrze jednak, że w tej chwili mnie tam nie ma, bo gdyby zobaczyła u mnie ciemne cienie do powiek i grube kreski, to uh... Kolejna awantura murowana.

Owinięta ręcznikiem ruszam do szafy. Skupiam się na maksa w doborze bielizny, a kiedy jestem już pewna tego, że koronkowy, czerwony biustonosz oraz stringi z kompletu idealnie pasują na imprezę, zaczynam nasuwać na siebie materiał, kiedy do środka ktoś wchodzi.

-Puka się.- rzucam poirytowana i nie robię sobie z tego nic. I tak widział mnie nagą.

-Zamyka się drzwi.- chrząka i opiera się o framugę. -Wybierasz się gdzieś?- kiwam głową i zaciskając usta w cienką linię patrzę na swoje odbicie. Nie wiem, czy seks pomaga w wyrabianiu kobiecych kształtów, ale moja pupa jest większa i okrąglejsza, a piersi są... niczym z reklamy bielizny Victoria's Secret. Czuję palące spojrzenie Biebera, ale bagatelizuję to i odwracam się na pięcie w stronę szafy. Denerwuje mnie to, że się nie odzywa. Słyszę jedynie bicie swojego serca i oddech. Żołądek zaczyna wariować, jest mi niedobrze i mam ochotę wyjść tak na zewnątrz, bo robi mi się słabo.

-Wszystko okej?- pyta, kiedy opieram się rękami o spód szafy. Kiwam tylko głową i słyszę tupot butów. Chwilę potem Bieber pochyla się obok mnie i dotykając mnie lodowatymi dłońmi powoduje, że stan, w jakim się przed momentem znajdowałam, odchodzi. -Jesteś albo taka blada albo bardzo pomalowana.

-Albo nie powinno cię to interesować.- zrzucam jego dłoń z talii i wyjmuję obcisłą, czarną sukienkę, która jest naprawdę krótka. Wsuwam ją na siebie i wyciągam krótkie gladiatorki na szpilce z czerwoną podeszwą.

-Gdzie jedziesz?- pyta w końcu, siadając na brzegu łóżka.

-Piszesz książkę? To pomiń dwie strony i pisz dalej.- wkładam duże, złote koła, złote bransoletki i szminkuję na czerwono usta. Jestem niesamowicie zadowolona z tego, jak wyglądam. Droga kurwa. podsumowuje głos w głowie, a ja od razu wywracam oczami. Nie jestem kurwą, ale wiem, czym mogę się pochwalić. Znam swoje ciało!

-Nie wkurwiaj mnie, tylko odpowiedz na pytanie.- naprawdę irytuje mnie jego zachowanie, ale dla świętego spokoju mówię o położeniu klubu.

-Nowy dzień, nowe pytanie: kim jest porywacz?- widać, że to wybija go z rytmu, bo w momencie nieruchomieje. Obserwuję go przez chwilę w odbiciu lustrzanym, a on wstaje na proste nogi i zaczyna iść w stronę drzwi. -Odpowiedz na moje pytanie, jak ja odpowiedziałam na twoje.- wyprzedzam go i z zaciśniętymi zębami trzymam rękę na drzwiach, uniemożliwiając mu wyjście.

-Jer, człowiek około czterdziestki. Kiedyś założył rodzinę, znaczy... Spłodził syna, a potem się go wyrzekł. Nie spodziewał się jednak, że jego synek wróci.- wzrusza ramionami obojętnie, a mi zapala się żółta lampka.

-Znasz go?

-Jedno pytanie, jeden dzień.- kiwa palcem i chwyta za klamkę. Ześlizguję rękę z drewna i patrzę, jak wychodzi. Właśnie wybija siódma, więc pospiesznie wkładam okulary przeciwsłoneczne, skórzaną kurtkę, blond perukę i kapelusz. Nikt mnie nie rozpozna, za dobrze się kamufluję.

~***~

Wchodząc do klubu, od razu się w nim zakochuję. Do niedawna naprawdę bałam się tutaj przyjeżdżać. Brooklyn to nie dzielnica dla osób takich jak ja. Jestem zbyt bogata i do pewnego czasu za grzeczna. Teraz... W sumie nie mam nic i nie jestem grzeczna. Pozory mogą mylić.

End of the road || JBFFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz