~ Rozdział pierwszy ~

1.6K 89 16
                                    

Bellatrix myślała, że jeszcze chwila, a straci zmysły. Wiła się w agonii na ziemi, płacząc i wyrywając sobie włosy z potwornego bólu.

Wiedziała, że kara będzie dotkliwa, gdy tylko dowiedziała się, że Neville Longbottom stłukł szklaną kulę z przepowiednią tej pamiętnej nocy w Ministerstwie Magii. Nie wypełniła zadania, nie zdobyła proroctwa, jej pan miał nigdy nie poznać jego pełnej wersji.

Zdawała sobie sprawę, że zasłużyła na karę; Czarny Pan miał wszelkie prawo być na nią wściekły. Jednakże teraz żadna krzepiąca myśl nie potrafiła przejść przez jej głowę - po wielogodzinnej torturze nie wiedziała już nawet, jak się nazywa.

Czas mijał jej w cierpieniu; już straciła rachubę, czy leżała tam parę godzin, dni, czy nawet lat. Ból był przejmujący i przeszywał ją do szpiku kości. Nigdy nie przeżyła niczego gorszego.

Po kilku minutach, a może godzinach, gdy słyszała tylko własny zachrypnięty krzyk, ból zelżał. Nie mogła w to uwierzyć; już tak przyzwyczaiła się do tego bólu, że stał się jej częścią. Przez dłuższą chwilę nie wiedziała, co się dzieje.

Uniosła lekko drżącą głowę. Dostrzegła swoją różdżkę w dwóch kawałkach, leżącą pod przeciwległą ścianą. Czarny Pan przyglądał jej się z pogardliwym uśmiechem na bladej, wężowej twarzy.

- Na dziś wystarczy. Zejdź mi z oczu, Bella. Wynoś się stąd i nie chcę cię więcej widzieć. Powiedziałem: WYNOŚ SIĘ!

Wykonał tak szybki ruch różdżką, że nie zdążyła go nawet zarejestrować; nie wiedząc za bardzo jak i kiedy, znalazła się za progiem Malfoy Manor, a drzwi zatrzasnęły się za nią z hukiem.

Bella zaczęła spazmatycznie łapać powietrze i po chwili łzy płynęły po jej pięknej, choć zniszczonej twarzy. Nie mogła w to uwierzyć. Ona, najwierniejsza ze wszystkich sług Czarnego Pana, właśnie została przez niego we własnej osobie wyrzucona za drzwi jak ostatni śmieć. I mówił jeszcze coś do niej... ale... zaraz, co to było? Że... aha, że nie chce jej widzieć... to znaczy... Na duszę Merlina! Przecież to, że miała mu się nie pokazywać na oczy, na pewno nie oznaczało, że jej już nie chce... prawda? Nie mogło tak być! Tego by nie zniosła. Służba Ciemnej Stronie była jej życiem.

Nie wiedziała, co ma teraz ze sobą zrobić. Bez swojej różdżki czuła się beznadziejnie bezbronna. Jej mąż, Rudolfus, został pojmany i wysłany z powrotem do Azkabanu podczas akcji w Departamencie Tajemnic. Nie miała gdzie pójść i do kogo się zwrócić; z Malfoy Manor właśnie została wyrzucona, a nawet gdyby tak nie było, nie miałaby po co tam wracać. Narcyzy nie było w domu i Merlin jeden wiedział, gdzie się podziewała; prawdopodobnie przechodziła depresję po tym, jak Lucjusz trafił do więzienia razem z Rudolfusem i garstką innych śmierciożerców.

Na dworze zapadał już zmierzch i robiło się coraz chłodniej, a na sobie miała tylko starą, podartą halkę. Zaczęła się trząść z zimna i wycieńczenia. Nie mogła spędzić tu nocy, a do środka, nawet zdesperowana, też by nie weszła, gdyż drzwi były zamknięte na cztery spusty.

Dokąd się zwrócić?

Zaraz, zaraz... przecież miała gdzie pójść! Jak mogła wcześniej o tym nie pomyśleć? Zebrała siły i wstała chwiejnie, trzymając się mocno poręczy. Ruszyła wąską alejką ku bramie w murze otaczającym rezydencję, za którym znajdował się punkt deportacyjny.

ZAWIESZONE | A thousand years || Severus & BellatrixOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz