Ich oczom ukazała się szara, brudna, zaśmiecona uliczka, po której obu stronach stały sklepy. Za lepszych czasów w ich witrynach błyskały fiolki z różnymi remediami i eliksirami, antidotami i wywarami. Zza szyb zerkały sowy w klatkach, pohukujące żałośnie do przechodzących czarodziejów. Dzieciaki oblegały wystawy, na których spoczywały najlepsze miotły.
Prawie żadnej z tych rzeczy obecnie nie można było zaobserwować. Za szybami witryn ziały pustki, w niektórych sklepach wybito szyby, a ze ścian zwisały, skrzypiąc od czasu do czasu na wietrze, szyldy z ich nazwami.
Widok był smutny i niezbyt zachęcający, jednakże oboje ruszyli ramię w ramię dalej. Mieli szczęście; madame Malkin, jako jedna z nielicznych, nie zawiesiła interesu. Wkroczyli więc śmiałym krokiem do jej sklepu.Właścicielka była odwrócona od drzwi, zajęta poprawianiem szat na wieszakach. Na dźwięk dzwonka odwróciła się i natychmiast zbladła. Bella uśmiechnęła się w duchu i postanowiła wykorzystać jej strach.
- Znajdź mi ciemne szaty w moim rozmiarze. No, rusz się, nie mam całego dnia!
- O-oczywiście - wyjąkała madame Malkin i drżącymi rękami zaczęła przetrząsywać ubrania.
Po mniej więcej trzydziestu sekundach na kontuarze przed Bellatrix i Severusem leżały cztery wyszukane, ciemne, pięknie zdobione suknie. Bella pomyślała, że wszystkie są śliczne, ale nie chciała tego po sobie pokazywać.
- To wszystko, na co cię stać? - zapytała z drwiną. - Skoro tak, to zapakuj mi wszystkie.
- Na k-koszt firmy - powiedziała madame Malkin, lękliwie zerkając na klientów.
- Oczywiście, że tak - odparła zadowolona Bellatrix. - Wrócimy po to za godzinę. Na razie masz to przetrzymać.
I wyszli ze sklepu; Bellatrix na przedzie z wyrazem samozadowolenia na twarzy i Severus depczący jej po piętach. Kobieta odwróciła się do towarzysza i dostrzegła uznanie na jego twarzy.
- Moje gratulacje - rzekł Severus. - Nauczyłaś się, jak porządnie gnoić człowieka. Jednak przebywanie w mojej obecności sporo daje.
- Zawsze umiałam to robić - prychnęła. - Nie przypisuj sobie tej zasługi.
- Możesz sobie wmawiać, ale to ja jestem mistrzem w byciu wrednym dla innych. Nie masz pojęcia, ilu uczniów przeze mnie załamało się nerwowo. Oddział psychiatryczny w Świętym Mungu pękał w szwach.
- Ja też jestem bliska załamania nerwowego, ale to przez samą twoją obecność - odpowiedziała Bella z przekąsem.
Severus przystanął na chwilę. Bella odwróciła się i ze zdziwieniem oraz zażenowaniem dostrzegła łzy w jego oczach.
- Severus? - zapytała z lękiem. - Powiedziałam coś nie tak?
- Zraniłaś mnie do żywego - wyszeptał, ocierając oczy.
Bellatrix zamrugała kilka razy, sądząc najwyraźniej, że to fatamorgana.
- Severus. - Podeszła i klepnęła go w ramię. - Severus. - On nadal patrzył w chodnik, a łzy zaczęły spływać mu po policzkach. - SNAPE! - krzyknęła zirytowana. - Kompletnie zidiociałeś?! Przestań się wydurniać i idźmy już dalej!
Nie podziałało. Zamachnęła się i zdzieliła go otwartą dłonią po twarzy. Zatoczył się lekko i spojrzał na nią z szokiem.
- Kobieto, opanuj się. Tylko żartowałem, a ty od razu przechodzisz do rękoczynów.
- Ty nie masz w zwyczaju żartować - odgryzła się.
Ruszyli dalej, Severus, ocierając krokodyle łzy z policzków i mamrocząc coś pod nosem o kobiecych humorkach, o tym, jak to już nie można pożartować i kompletnym braku poczucia humoru u pewnych osób, oraz Bella, ignorująca go całkowicie.
W końcu znaleźli się na Śmiertelnym Nokturnie. Zmierzali do nowo otwartego sklepu z różdżkami Wallace'a. Nie mieli innego wyjścia, bo Ollivander został porwany z własnego sklepu... przez Czarnego Pana właśnie, ale mniejsza o to.
Właściciel, niejaki Edmund Wallace, okazał się krępym mężczyzną około czterdziestki. Miał opaloną, zarośniętą twarz, z której błyskały bystre niebieskie oczy. Nosił na sobie brązową szatę z rękawami do łokci, dzięki czemu od razu rzucał się w oczy jego Mroczny Znak wypalony na lewym przedramieniu. Poza tym był bardzo przystojny. Bellatrix od razu poczuła do niego sympatię.
- Witam, pani Lestrange i panie Snape. W czym mogę pomóc? - zapytał uprzejmie głębokim, zachrypniętym głosem.
- Szukam różdżki dla siebie - odrzekła, uśmiechając się lekko.
Właściciel kiwnął głową, odwzajemniając uśmiech i ruszył między regałami na poszukiwanie tej właściwej. Bella czekała, stukając głośno paznokciami w stolik.
Severus rozglądał się po półkach, i pomyślał, że facet szybko rozwinął interes. Swoją drogą, ciekawe, z czego tworzy swoje różdżki.
- Z czego pan robi różdżki? - zapytał.
- Większość moich różdżek jest zrobiona z drewna drzew liściastych, przede wszystkim z brzozy, gruszy, jabłoni, dębu i jesionu - wyliczał Wallace, wracając z naręczem pudełek. - Ostatnio zacząłem eksperymentować z drzewami iglastymi. Są zazwyczaj niedoceniane, ale mają naprawdę wielką moc. Zwłaszcza świerk, modrzew i sosna. A jeśli chodzi o rdzeń - zęby trytonów, łuski smoka i włosy z ogona jednorożca.
- Żałosne - prychnął Snape. - Zgapił pan prawie wszystko od Ollivandera.
- I tu się pan myli - odrzekł spokojnie Wallace. - Tworzę różdżki w całkiem odmienny sposób. Oprócz tego doceniam moc drzew, które Ollivander uparcie ignorował. On miał sztywne zasady, a ja umiem się dostosować. Kiedy pewnych materiałów mi brakuje, korzystam z innych i powstają zaskakujące efekty.
- Wzruszające - mruknął jadowicie Snape, ale nikt go nie usłyszał, o co Bella się postarała.
- Proszę go nie słuchać - żachnęła się. - Pana sposoby są bardzo intrygujące. Jest pan o połowę młodszy od Ollivandera czy Gregorowicza, a o wiele lepszy.
- Dziękuję bardzo, ale to chyba przesada - odpowiedział z uśmiechem wytwórca różdżek. - Przyniosłem pani kilka egzemplarzy. Proszę wypróbować.
Bella sięgnęła po pierwsze pudełko. Wyjęła z niego czarną, zakrzywioną różdżkę i krótko nią machnęła. Wybiła szybę w oknie.
- Strasznie pana przepraszam - powiedziała, odkładając pospiesznie różdżkę.
- Nic się nie stało - odparł Wallace ze śmiechem. - Tę szybę wybito dzisiaj już z pół tuzina razy. Proszę próbować dalej.
Wypróbowała jeszcze trzy różdżki, zanim wybrała tę właściwą. Była ciemnobrązowa, giętka i dość długa, modrzewiowa, z łuską smoka. Po wszystkim małe pomieszczenie wyglądało jak po przejściu trąby powietrznej. Na podłodze leżały szczątki szyby, kilkadziesiąt pudełek z różdżkami i trzy połamane krzesła.
- Dziękuję panu bardzo - powiedziała Bellatrix, wyciągając rękę po pudełko, "przypadkowo" muskając dłoń mężczyzny i trzepocząc dziko rzęsami, zupełnie jak nie ona. Kątem oka zauważyła, że Severus nagle zesztywniał i poczerwieniał. - I jeszcze raz przepraszam za bałagan.
- Nie ma sprawy - rzekł Wallace z cieniem uśmiechu na śniadej twarzy.
~~~~~~~
Chyba mnie poniosło XD tak czy owak proszę o komentarze, to naprawdę duża pomoc :) a tak w ogóle to dziękuję, że ktoś jeszcze czyta te moje wypociny 😅
CZYTASZ
ZAWIESZONE | A thousand years || Severus & Bellatrix
AcakPo utracie legendarnej przepowiedni o Harrym Potterze i Czarnym Panu kara spada na śmierciożerców. Wyjątkowo surowo ukarana zostaje Bellatrix, która nie podołała zadaniu. Wycieńczona i zbrukana po torturach, odtrącona przez jej mistrza nie ma gdzie...