Amatorskie fanfiction przedstawiające alternatywę historii Iris i Olgierda, z pełną obsadą nowych, wymyślonych całkowicie przeze mnie postaci, jak i tych, do których prawo ma CDProjekt Red.
Opowiadanie inspirowane głównie dodatkiem do gry Wiedźmin 3...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Był chłodny, deszczowy dzień, trzy dni przed mariażem Olgierda. Niebo było bezchmurne, a srebrzystoszary półksiężyc zwiastował rychłe nadejście nocy. Gwiazdy płożyły się po grafitowo-chabrowym całunie, rozsiewając na nim garście złocistego pyłu. Chmury leniwie sunęły po horyzoncie, wiatr dął i wył, grając smętną melodię w koronach drzew i pustych pniach. Wielkie krople nawilżały utęsknioną ziemię, rośliny zielne, grzyby. Nad upierzonymi zgniłozielonym diademem drzewami wisiała gęsta, mlecznobiała mgła. Nieprzejrzysta i aksamitna, jak atłas. Powierzchnia stawu upstrzona była połyskującymi cętkami, a na środku bielił się cień księżyca. Cudowność, a zarazem tajemnicza subtelność krajobrazu zapierała dech w piersiach, zniewalała jak najlepszy perfum i zmuszała do zagłębienia się w jej piękno. Człowiek, którego uwagę nazbyt przykuły wdzięki natury, nie zauważyłby drobnej, odzianej w purpurowy płaszczyk istoty. Postać ta stała na kamieniu przy brzegu, poprawiając suknię i gustowny, mohairowy beret, spod którego na wąskie ramiona wypływały kaskady złotych loków. Wypatrywała czegoś. Albo raczej kogoś. Mimo wielkości była na swój sposób pełna majestatu i budząca respekt. Zadzierała dumnie głowę, jakby każdy swój gest chciała zogniskować jedynie na pewnym nieistotnym detalu, jakim była wyższość nad wszelakimi innymi formami życia i nieżycia. Obróciła się zgrabnie na czubku lakierowanych kozaków, kierując wzrok w stronę stojącej za nią dziewczyny. - Na przyszłość zacznij cenić mój czas. I również swój. Przez twoje ociąganie się straciłyśmy kilkanaście cennych minut. - Matka mnie zatrzymała - skłamała Iris. Tak naprawdę dziewczyna zastanawiała się czy powinna ryzykować i pójść za Rozaliną. - Nie tłumacz się już. A teraz... Idź cały czas za mną i nie zdejmuj kaptura, dopóki ci nie powiem, że możesz - szepnęła złotowłosa i chwyciła Iris za rękę - Trzymaj się blisko mnie, bo możesz wylądować w innym wymiarze. Na wszelki wypadek masz ksenogloz, dzięki nim będziemy mogły porozumieć się na odległość, jeśli przypadkiem znalazłybyśmy się w różnych światach. Czarnowłosa skinęła głową, pozorując spokój. W duchu czuła jednak strach, a serce o mało nie wyskakiwało jej z piersi. - A'nhell mordis! - wyskandowała Rozalina, a przed nimi pojawił się fioletowo-złoty portal. Weszły w niego, trzymając się za ręce. ● Na szczęście wszystko poszło zgodnie z planem i znalazły się przed posiadłością von Lliannor, dokładnie dziewięć dni, siedemnaście godzin, czterdzieści sześć minut i dwanaście sekund wstecz w czasoprzestrzeni kosmicznej. Weszły do Lliannor Manor, a potem na górę, do komnaty Iris. Wszystko wokół nich wydawało się zupełnie martwe. W tym dwie postacie które tam zastały. Iris von Lliannor i Witold von Everec. Dziewczyna dziwnie się poczuła, mogąc oglądać samą siebie z perspektywy czasu. - Hm... Czegoś tu brakuje. Co wtedy trzymałaś w rękach? Jak wyglądało otoczenie? Rozejrzyj się tu, a ja sprawdzę zasięg teleportu - zwróciła się do niej księżniczka i oddaliła się w głąb posiadłości. - Mam odtworzyć wspomnienia, tak? Czyli znów zobaczę jak on umiera? - szepnęła sama do siebie. Prześledziła pokój uważnym wzrokiem. W oczy rzucił jej się sztylet, bukiet herbacianych tulipanów i szczotka do włosów. Ostrze znalazło swe miejsce w dłoni Iris, tulipany otrzymał Witold, a szczotkę zdecydowała się położyć na stole, który ich dzielił. - Rozalina! - krzyknęła, a dziewczyna natychmiastowo znalazła się obok niej. Ostatni akt poszedł w ruch. Połamania nóg, Witold. Gdy scena doszła do zgonu Witolda, księżniczka zatrzymała śmiercionośne ostrze własną dłonią i syknęła z bólu. Jej rękę rozdarł biały płomień, robiąc tym samym wyrwę w czasoprzestrzeni. Wspomnienie zmieniło się. Iris odrzuciła narzędzie zbrodni i wybiegła z pokoju. Witold został sam. - To wszystko? - spytała czarnowłosa. - Nie wiadomo. Czas to potężna siła, mieszając w nim można narobić szkód. Jeśli tym razem nic się nie stało, będziemy miały ogromne szczęście. - Co w najlepszym i najgorszym wypadku może się stać? - W najlepszym wyrzucą mnie z Aretuzy, bo nim wrócimy dotrze do nich wiadomość o zaistniałej sprawie. Poza tym Witold będzie żył, a to jest dla mnie w tej chwili najistotniejsze. Natomiast jeśli mamy wyjątkowego pecha... Może dojść do kolejnej Koniunkcji Sfer.