V

151 32 0
                                    

Był chłodny, deszczowy dzień, trzy dni przed mariażem Olgierda

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Był chłodny, deszczowy dzień, trzy dni przed mariażem Olgierda.
Niebo było bezchmurne, a srebrzystoszary półksiężyc zwiastował rychłe nadejście nocy. Gwiazdy płożyły się po grafitowo-chabrowym całunie, rozsiewając na nim garście złocistego pyłu. Chmury leniwie sunęły po horyzoncie, wiatr dął i wył, grając smętną melodię w koronach drzew i pustych pniach.
Wielkie krople nawilżały utęsknioną ziemię, rośliny zielne, grzyby.
Nad upierzonymi zgniłozielonym diademem drzewami wisiała gęsta, mlecznobiała mgła. Nieprzejrzysta i aksamitna, jak atłas.
Powierzchnia stawu upstrzona była połyskującymi cętkami, a na środku bielił się cień księżyca.
Cudowność, a zarazem tajemnicza subtelność krajobrazu zapierała dech w piersiach, zniewalała jak najlepszy perfum i zmuszała do zagłębienia się w jej piękno.
Człowiek, którego uwagę nazbyt przykuły wdzięki natury, nie zauważyłby drobnej, odzianej w purpurowy płaszczyk istoty.
Postać ta stała na kamieniu przy brzegu, poprawiając suknię i gustowny, mohairowy beret, spod którego na wąskie ramiona wypływały kaskady złotych loków. Wypatrywała czegoś. Albo raczej kogoś.
Mimo wielkości była na swój sposób pełna majestatu i budząca respekt.
Zadzierała dumnie głowę, jakby każdy swój gest chciała zogniskować jedynie na pewnym nieistotnym detalu, jakim była wyższość nad wszelakimi innymi formami życia i nieżycia.
Obróciła się zgrabnie na czubku lakierowanych kozaków, kierując wzrok w stronę stojącej za nią dziewczyny.
- Na przyszłość zacznij cenić mój czas. I również swój. Przez twoje ociąganie się straciłyśmy kilkanaście cennych minut.
- Matka mnie zatrzymała - skłamała Iris. Tak naprawdę dziewczyna zastanawiała się czy powinna ryzykować i pójść za Rozaliną.
- Nie tłumacz się już. A teraz... Idź cały czas za mną i nie zdejmuj kaptura, dopóki ci nie powiem, że możesz - szepnęła złotowłosa i chwyciła Iris za rękę - Trzymaj się blisko mnie, bo możesz wylądować w innym wymiarze. Na wszelki wypadek masz ksenogloz, dzięki nim będziemy mogły porozumieć się na odległość, jeśli przypadkiem znalazłybyśmy się w różnych światach.
Czarnowłosa skinęła głową, pozorując spokój. W duchu czuła jednak strach, a serce o mało nie wyskakiwało jej z piersi.
- A'nhell mordis! - wyskandowała Rozalina, a przed nimi pojawił się fioletowo-złoty portal. Weszły w niego, trzymając się za ręce.

Na szczęście wszystko poszło zgodnie z planem i znalazły się przed posiadłością von Lliannor, dokładnie dziewięć dni, siedemnaście godzin, czterdzieści sześć minut i dwanaście sekund wstecz w czasoprzestrzeni kosmicznej.
Weszły do Lliannor Manor, a potem na górę, do komnaty Iris.
Wszystko wokół nich wydawało się zupełnie martwe. W tym dwie postacie które tam zastały.
Iris von Lliannor i Witold von Everec.
Dziewczyna dziwnie się poczuła, mogąc oglądać samą siebie z perspektywy czasu.
- Hm... Czegoś tu brakuje. Co wtedy trzymałaś w rękach? Jak wyglądało otoczenie? Rozejrzyj się tu, a ja sprawdzę zasięg teleportu - zwróciła się do niej księżniczka i oddaliła się w głąb posiadłości.
- Mam odtworzyć wspomnienia, tak? Czyli znów zobaczę jak on umiera? - szepnęła sama do siebie.
Prześledziła pokój uważnym wzrokiem. W oczy rzucił jej się sztylet, bukiet herbacianych tulipanów i szczotka do włosów.
Ostrze znalazło swe miejsce w dłoni Iris, tulipany otrzymał Witold, a szczotkę zdecydowała się położyć na stole, który ich dzielił.
- Rozalina! - krzyknęła, a dziewczyna natychmiastowo znalazła się obok niej.
Ostatni akt poszedł w ruch. Połamania nóg, Witold.
Gdy scena doszła do zgonu Witolda, księżniczka zatrzymała śmiercionośne ostrze własną dłonią i syknęła z bólu. Jej rękę rozdarł biały płomień, robiąc tym samym wyrwę w czasoprzestrzeni.
Wspomnienie zmieniło się.
Iris odrzuciła narzędzie zbrodni i wybiegła z pokoju. Witold został sam.
- To wszystko? - spytała czarnowłosa.
- Nie wiadomo. Czas to potężna siła, mieszając w nim można narobić szkód. Jeśli tym razem nic się nie stało, będziemy miały ogromne szczęście.
- Co w najlepszym i najgorszym wypadku może się stać?
- W najlepszym wyrzucą mnie z Aretuzy, bo nim wrócimy dotrze do nich wiadomość o zaistniałej sprawie. Poza tym Witold będzie żył, a to jest dla mnie w tej chwili najistotniejsze. Natomiast jeśli mamy wyjątkowego pecha... Może dojść do kolejnej Koniunkcji Sfer.

Heart of stoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz