VII

122 20 1
                                    

- Rozalina? Słyszysz mnie? Cholera, ten

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Rozalina? Słyszysz mnie? Cholera, ten... keglonoz chyba nie działa.
- Ksenogloz działa. O co chodzi?
- To już dziś. Ślub Olgierda. Zapomniałaś?
- Oczywiście, że nie, przecież to także mój ślub! Ale nie do końca. Nieważne, przejdźmy do rzeczy. Zamiast mojej siostry Elizy na salę z Witoldem wyjdę ja. Zamiast mnie z Olgierdem pójdziesz ty. Rozumiesz?
- Tak, tak. Jak unieszkodliwimy twoją siostrzyczkę?
- Przygotowałam już miksturę na przeczyszczenie. Przed ceremonią dolejemy jej eliksiru do wina i... voilà.
- Co jeśli ktoś będzie chciał się sprzeciwić?
- Nie zwracamy na niego uwagi. Jeżeli jednak zrobi to w sposób świadczący o impertynencji i kompletnym braku ogłady, to... no cóż, jestem czarodziejką. Dysponuję potężną magią, mieszanie w prymitywnej ludzkiej psychice to dla mnie o, jakby palcem kiwnąć. Także nie przejmuj się, nieszczęśliwe wypadki przy pracy często się zdarzają.
- Rozumiem. A co z twoją nauką w Aretuzie? Dowiedzieli się co zrobiłyśmy?
- Tak. Powstała duża wyrwa w czasoprzestrzeni. Gdyby czarodzieje w porę jej nie zamknęli, do naszego świata dostałby się niezwykle groźny... demon z obcej sfery, który od wieków czyha na dogodną okazję, by przeniknąć do naszego uniwersum.
- Koniunkcja?
- W pewnym sensie owszem. Ale nic poważnego się nie stało, poza tym, że na jakiś czas jestem zawieszona.
- Przynajmniej cię nie wyrzucili.
- Faktycznie, zawieszenie w prawach nie jest aż tak złą perspektywą, bacząc na to, że mogli mnie po prostu usunąć.
- Roza... Dziękuję.
- Bez przesady Iris, obie sobie pomagamy. Pani matka mnie woła... Pamiętaj: Idziemy z resztą gości, w pewnym momencie ja wymykam się do pokoju Elizy i dolewam jej do trunku przeczyszczającej mieszanki. Niedoszłą pannę młodą mamy z głowy, więc ruszamy prosto do garderoby, gdzie zastaniemy Witolda i Olgierda.
- Pamiętam. Do zobaczenia.

Wokół unosił się duszący zapach wszelakiej maści pachnideł i ciężka woń pudru.
Dziedziniec wypełniła plejada barw i głosów: perliste śmiechy młodych dwórek, falbaniaste suknie, nużące rozmowy podstarzałych hrabin, wielkie kryzy, monologi obłąkanych markiz, kolorowe kolczyki, niewyraźne szepty, wymyślne koafiury i przepełnione ekscytacją dyskusje.
Gości z każdą chwilą przybywało. Bankietowe harpie niecierpliwie czekały na otwarcie srebrzystych wrót pałacu, by z przesadnym majestatem wkroczyć na salę i zająć wyznaczone miejsca, skąd mieli obserwować ceremonię zaślubin królewskich par.
- Szkoda, że Witold żeni się z tą lafiryndą. Podobno jest bardzo przystojny... - córka baronowej
Cynthii szturchnęła inną dwórkę, stojącą tuż obok niej.
- Nie rób maślanych oczu, tylko chodź, właśnie otwarli zamek! - dziewczęta ruszyły w stronę wrót, prowadzących do siedziby królów i zniknęły między tabunami napływających do środka ludzi.

- Jesteś pewna, że Eliza napije się wody z tego kieliszka?
- Owszem. Pozostaje nam tylko iść odwiedzić naszych wybranków!
- Nie dziel skóry na niedźwiedziu, Roza.
- Myśl jak optymistka, do cholery, uda nam się. No chodź.

- Ceadmil, von Everec - rzekła Roza, gdy pospołu z czarnowłosą znalazły się wewnątrz ogromnej garderoby. Do ich nozdrzy dotarła woń silnych, męskich perfum.
Witold i Olgierd zdawali się być nieco zaskoczeni wizytą, lecz ich rzekome zdziwienie szybko przeobraziło się w radość i ulgę.
- Co wy tu...? - pierwszy odezwał się starszy z von Evereców, gdy Iris usiadła mu na kolanach i założyła ręce za szyję.
- Spędzamy ostatnie błogie chwile jako nieskalane panny - zaśmiała się Roza, obejmując Witolda od tyłu.
- A co z Elizą?
- Jest niedysponowana. Przez kilka następnych godzin będzie mieć małe problemy z prawidłowym wypróżnieniem.
Cała czwórka parsknęła śmiechem.
Spędzili jeszcze kilkanaście minut w miłej atmosferze, potem jednak byli zmuszeni się ruszyć, by całkowicie nie zniszczyć tak ważnej uroczystości.

Organista począł grać serenadę ślubną, zawtórował mu chór i orkiestra.
Pary weszły na salę dostojnym krokiem, unieśli głowy.
Obie kobiety miały na twarz zarzucony welon, więc nikt nie zorientował się jeszcze, jak diametralna zaszła zmiana.
Zrzuciły je przy ołtarzu, wywołując ogólny szok na twarzach gości i nasilenie szeptów.
- Stoicie tu dziś, by przyrzec sobie wzajemnie uczciwość, miłość i wierność małżeńską. By związać się wieczystą nicią przeznaczenia i przysięgi. By w waszych sercach na zawsze ugościła radość, a namiętność, jaka was łączy, nie wygasła nawet po setkach lat.
- Czy wy, Olgierdzie i Witoldzie von Everec, zgadzacie się na zawarcie więzów, łączących dusze wasze, z duszami waszych wybranek?
- Tak.
- A czy wy, Rozalino van Pierre i Iris von Lliannor, zgadzacie się na zawarcie więzów, łączących dusze wasze, z duszami waszych wybranków?
- Tak.
- Na mocy prawa kościoła Wiecznego Ognia splatam wasze ścieżki, które śmierć jedynie rozdzielić ma prawo.

Heart of stoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz