XI

94 19 1
                                    

Sam przed sobą wstydzisz się

Po co ta walka

Miłości nie uciekniesz więc

Poddaj się jej

Iris miała już zasypiać, lecz w pewnej chwili, gdy kładła głowę na tobołku, wychwyciła cichy, prawie niesłyszalny szelest i zauważyła gwałtowny ruch między krzakami nieopodal ich prowizorycznego obozowiska.
Dopadła broni, rozejrzała naokoło siebie i poczęła nasłuchiwać.
Pozostali spali w najlepsze, więc czarnowłosa zdecydowała, że nie będzie ich budzić, skoro sprawcą tajemniczych odgłosów mogą okazać się całkowicie niegroźne dzikie szynszyle.
W końcu usłyszała trzask gałęzi i ponowny szmer, tym razem o wiele głośniejszy. Zacisnęła dłoń na rękojeści miecza i ustawiła w pozycji do ataku. Napięła mięśnie.
Kolejny raz zapanowała cisza, przez którą po chwili przebił się złowieszczy, wibrujący ryk.
Wszystko działo się szybko, Iris w biegu obudziła przyjaciół, w myślach karcąc samą siebie za lekkomyślność.
Odrzuciła jednoręczne ostrze i złapała ciężki, żelazny miecz, który zabrała z komnaty ojca. Zwykle służył do pozbawiania głów zdrajców, ale również dobrze nadawał się do walki z takim potworem jak bies.
Szerokość klingi była równa długości rozciągniętej dłoni. Iris ułożyła dłonie na potężnej rękojeści i wykonała pierwszy atak, mierząc w krępą, nieznacznie schowaną za rozłożystym porożem szyję. Cios trafił niżej, w nogę, a krew wytrysła dziewczynie na twarz, znacząc ją dużą ilością czerwonych cętek.
Witold i Olgierd rzucili się na
Rozalina zza drzewa próbowała przebić strzałą jedno z trzech oczu potwora, ale kiedy stwór ją zauważył, pognał w jej stronę i chwycił w pasie szponiastą łapą.
Złotowłosa krzyczała, głośny,  przeraźliwy krzyk niósł się w głąb lasu razem z biesem, który ją porwał, póki całkiem nie zniknęli w puszczy.
Trójka pozostałych była tak oszołomiona, że nawet przez chwilę nie pomyśleli, by biec za stworzeniem.
Stali sparaliżowani, z bronią w drżącym ręku, w ich uszach wciąż wibrował krzyk Rozy, idący w parze z rykiem potwora.
Pierwsza z letargu ocknęła się Iris. Opadła na kolana, a jej oczy rozszerzyły się do granic możliwości. Po jej naznaczonym blizną policzku przebiegła samotna łza, błądząc w zaschniętej, lekko zaróżowionej szramie. Łza opadła na trawę.
- Czemu za nimi, kurwa mać, nie idziemy? Dalej, do lasu! - wydarł się Witold. Olgierd poparł go bojowym okrzykiem.
Iris niewidocznie skinęła głową i podniosła się niezgrabnie z ziemi, w dłoniach nadal dzierżąc dwuręczny miecz.
W niezwykle szybkim czasie zebrali cały obóz z powrotem do swoich toreb, torebek i torebeczek.
Wskoczyli na kulbaki i w szaleńczym cwale popędzili w gąszcz, w miejscu, gdzie zniknęła złotowłosa królewna, Rozalina van Pierre.

- Ani śladu... Cholera! Tu nic nie ma, żadnego legowiska, tylko torfowiska. Cuchnąca woda i utopce - zdenerwował się Witold, kopiąc w zwłoki bagiennych stworzeń.
- Idźmy dalej - odparła spokojnie Iris.
- Jeśli nic nie znajdziemy, to przysięgam, choćbym miał całą armię Nilfgaardu przekupić... - zaczął ponownie młodszy von Everec, próbując opanować głos, który kipiał złością niczym groch na ogniu.
- Znajdziemy ją bez wsparcia kogokolwiek - Olgierd jechał ramię w ramię z Iris, Witold za nimi.
- Skąd możesz być tego taki pewien? Skąd wiesz, że ten stwór już jej nie pożarł?
- Bracie, jeśli chciałby ją zeżreć, to zrobiłby to na polanie, a nie zrobił. Porwał ją. Pewnie dla kogoś. Roza jest królewną, możliwe, że to jacyś bandyci chcą ją spieniężyć.
- Zwykli bandyci nie odważyliby porwać panny z wysokiego rodu, to raz...
- Chyba nie znasz dobrze tutejszych osiłków, oni za ciężki mieszek posuną się nawet do królobójstwa.
- ...a dwa, znacie jakichś bandytów, mających na swoich usługach POTWORA? BA, BIESA! Ja jakoś nie widziałam nigdy zbirów z innym zwierzęciem niż kulawy pies, albo wilk.
- Racja... Może to czarodzieje? Albo po prostu ta zgraja renegatów ma jakiegoś swojego magika od brudnej roboty.
- Nie sądzę... Nawet dobry czarodziej nie byłby w stanie w pełni okiełznać takiego chochoła. - Więc co?
- Słyszeliście o Krzywuchowych Moczarach?
- Coś mi się obiło o uszy, podobno tamtejszym bagnem władają Panie Lasu.
- To wiedźmy. Prastare i niewyobrażalnie potężne relikty przeszłości. Wszystkie stworzenia im służą, w tym biesy, harpie, nekkery, wilki, topielce...
- Myślisz, że to one kazały przynieść sobie Rozę?
- Ród van Pierre to jeden z najsilniejszych. Suwereni ogromnych ilości ziem...
- Nie sądzę, by prastare relikty chciały bawić się we władanie jakimś pomniejszym państewkiem.
- Dasz mi dokończyć, Olgierd?
Mężczyzna przytaknął, zmieszany.
- Van Pierre są władcami Delathen, królestwa położonego obok Aedirn, suwerenami ogromnych ilości ziem. Mają wielu sojuszników, jak i wrogów. Od wieków ich synowie żenili się z córami Riannon, mimo, że ten fakt nie był silnie nagłośniony, nawet wśród wścibskich przedstawicieli cintryjskiej i delatheńskiej szlachty. W końcu nadszedł czas Pavetty, królewny Cintry, która miała wziąć ślub z Cyrilem van Pierre, jednak wybrała Jeża z Erlenwaldu, obecnego nilfgaardzkiego cesarza. Urodziła im się Cirilla, której imię nadano, by uczcić księcia van Pierre.
- TA Cirilla? Cirilla Fiona Elen Riannon? Dziecko Starszej Krwi? Podopieczna legendarnego wiedźmina Geralta? - podekscytował się Witold, a Olgierd tylko przewrócił oczami.
- Tak, TA Cirilla. Przez nią przerwana została linia, łącząca od dawien dawna van Pierre i Riannon. Mimo wszystko nikt nie wiedział, że Pavetta miała jeszcze jedną córkę. Była to właśnie Rozalina, ostatnie dziecię, w żyłach którego płynie ta sama krew, która przed wiekami należała do Lary Dorren. Roza jest siostrą Cirilli. Jej rodzice przygarnęli ją, mając tego świadomość. Mając świadomość, że ich przybrana córka mogła być legendą. Ona sama o tym wie.
- A co z tą Ciri? Żyje?
- Żyje. Roza kiedyś chciała ją odszukać.
- Więc wiedźmy mogły szukać naszej królewny ze względu na pokrewieństwo z Larą Dorren. Ze względu na Starszą Krew. Cholera...
- Czekaj, czekaj... Czemu Roza ma złote włosy, a nie szare?
- Nadworny czarodziej van Pierre rzucił na nią zaklęcie. Na włosy i oczy.
- Dlaczego?
- Nikt nie chciał, by mieszkańcy Cintry domagali się powrotu Rozy do rodzinnego królestwa. Mogłoby to wywołać krwawą wojnę. Zresztą, było dużo problemów z samą Cirillą. A tak - Roza żyje sobie spokojnie jako królewna, podczas gdy jej siostra musi zmagać się z ludźmi, chcącymi posiąść moc, jaka drzemie w Starszej Krwi. Ironia, prawda? Rozalina zawsze chciała odnaleźć Cirillę.
- Jak tylko zakończymy sprawę z Kapitułą, to pomożemy jej w tym. Co wy na to?
- Nie jestem pewna, ale niech będzie.
- Iris... - Olgierd poklepał ją po barku, by zwrócić uwagę dziewczyny na trzy ohydne kreatury, które stały niedaleko nich, na wielkiej polanie.
Trójka towarzyszy schowała się za krzakami, by wiedźmy nie wyczuły nazbyt prędko ich obecności.
Obok Pań Lasu stał wielki kocioł, nieopodal bies i związana grubymi powrozami dziewczyna. Roza.

Ale namieszałam. Jestem ciekawa, jaka będzie wasza reakcja. Powinnam częściej robić sobie odpoczynek od tego opowiadania, bo dzięki temu wena przybyła ze zdwojoną siłą.
Proszę o komentarze i gwiazdki, JEŚLI to CZYTASZ.

Heart of stoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz