VI

113 22 3
                                    

Iris skrzętnie chowała wszelkie uczucia pod maską opanowania i spokoju, co z pewnością było skutkiem nazbyt częstego przebywania w otoczeniu zobojętniałej matki

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Iris skrzętnie chowała wszelkie uczucia pod maską opanowania i spokoju, co z pewnością było skutkiem nazbyt częstego przebywania w otoczeniu zobojętniałej matki.
Teraz jednak zmartwienie malowało wyraźne linie na jej zmizerniałej twarzy, nawet nie siliła się, by jakoś przyzwoicie to ukryć.
Na pytania, które zadawał jej ojciec, gdy wróciła wreszcie do domu, odpowiadała zgoła wymijająco i nieprzyjemnie, szczędząc słów.
- Co zrobiłaś sobie w twarz? Wiesz, że przez to von Everec mogą odwołać wesele? Chyba nie wyobrażasz sobie, że staniesz na ślubnym kobiercu z obandażowaną głową! - krzyczał na granicy nerwów.
- Spadłam z konia, ojcze.
- Łżesz.
- Noga zaklinowała mi się gdzieś przy kulbace i spadłam na ziemię. Policzek rozcięłam pewnie o jakąś skałę. Nie wiem, byłam nieprzytomna, ojcze.
- Widzę, że nic więcej się nie dowiem. W takim razie... zejdź mi z oczu.

Czarnowłosa tępo wpatrywała się w nieskazitelnie biały sufit, nasłuchując głosów, które dobiegały z korytarza.
- Von Everec postanowili wkupić się w łaski rodziny królewskiej, więc nici z mariażu.
- Nie rozżalaj się, ofirski książę to dużo lepsza partia niżeli jakiś szlachecki ochłap.
- Masz rację, ale oni postąpili po prostu...
- Na ich miejscu zrobiłbym to samo, jeśli mam być szczery. Koniec tematu.
- Ślub Iris i Avalona odbędzie się w pierwszą pełnię po weselu królewny Rozaliny i Olgierda oraz Elizy i Witolda.
Rozmowa na korytarzu ucichła, również odgłos kroków.
W głowie Iris kłębiły się najróżniejsze myśli. W końcu postanowiła przelać na papier swoje trywialne rozrzewnienia.

Drogi O,

Piszę do Ciebie zdjęta przeogromnym żalem, wielką rozpaczą, gigantyczną tęsknotą, monstrualnym smutkiem. Z każdym kolejnym dniem tracę nadzieję, a tych dni zostało już tak niewiele - zaledwie kilka. Nim się obejrzę los zmiecie mi sprzed nosa uczucie, jakim żyję od tak licznych tygodni.
Rozalina obiecała mi pomóc. Pomóc nam!
Rodzice chcą wydać mnie za Ofirczyka, kiedy ja chciałabym wyjść za Ciebie.
Zostało tak mało czasu, ale uda nam się, zobaczysz.
W marzeniach widzę jak siedzimy w Alchemii nad butelką mahakamskiego trójniaka, śmiejemy się i pijemy, a ja maluję na serwetce dom naszych marzeń.
Nucimy nieprzyzwoite piosenki - ty sopranem, ja barytonem.
Widzę to wszystko, widzę jacy jesteśmy szczęśliwi.
Kocham Cię.

Twoja I

PS. Spotkajmy się po zmierzchu w ogrodach starego elfiego miasta Aeddyth.

Schowała list do koperty i opatrzyła fioletową pieczęcią. Po dłuższym zastanowieniu dołączyła do korespondencji również mały rysunek, który przedstawiał ją i Olgierda.
Wysłała go niezwłocznie, przywiązujac do nóżki swojego białego kruka.
- Do posiadłości Von Evereców, Vigo.

Olgierd dokończył czytać postscriptum i uśmiechnął się pod nosem, po czym wrzucił kartkę do szafki, niedbale poprawił kaftan i ruszył do stajni.
Zbliżało się południe, a do ruin Aeddyth miał ponad pięć i pół godziny drogi.
Ruszył wpierw kłusem, gładko przechodząc w galop, a potem w dziki cwał.
Gnał przez bagna, torfowiska, błonia, pola, palisadę. Przemknął nieopodal obozu bandytów, folwarku Kristiana Dollara i gnomiej kaplicy - siedziby rozbitego komanda Scoia'tael, pod dowództwem półelfki Nauviel.
Gdy dotarł pod wzgórze, na którym niegdyś wznosiło się legendarne miasto Ludu Wzgórz, purpurowe słońce chyliło się już ku linii horyzontu, ciągnąc za sobą krwisto zabarwione chmury.
Wspiął się na górę i zostawił konia przy fontannie, z dala od chciwego wzroku harpii, gryfów, czy wiwern.
- Iris? - spytał, przekradając się między marmurowymi arkadami.

Tom, Tom, the piper's son

He learnt to play when he was young

He with his pipe made such a noise

That he pleased all the girls and boys

Olgierd rozpoznał słowa znanej przyśpiewki i podążył za melodią.
Zatrzymał się przy strumieniu, gdzie siedziała Iris, ze stopami zanurzonymi w zimnej wodzie.
- Przeziębisz się - oznajmił, siadając obok niej na łysym głazie.
- To bez znaczenia. Co powiesz na mój list?
- Obraz ci się udał, nie przeczę.
- A treść? - splotła mu dłonie na ramieniu, śmiejąc się.
- Też - uniósł kciukiem podbródek czarnowłosej i musnął wargami jej jasne, spękane usta. Całował ją, rozpalając w ich ciałach monstrualny płomień.
Pieścił opuszkami palców jej blady policzek, podgryzał złaknione namiętności wargi.
Po dłuższej chwili oderwali się od siebie.
Iris objęła mężczyznę za szyję i wtuliła twarz w jego tors.
Słońce ustąpiło miejsca księżycowi, a ten wnet otulił zakochanych swym blaskiem.
Chabrowy firmament rozbłysnął miliardem srebrzysto-złocistych gwiazd.

Heart of stoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz