Ruch był naprawdę spory, a kolejka tylko się wydłużała. Stary ekspres do kawy znowu się zacinał, a drobna Beth uderzała w niego pięścią jakby miało to w czymś pomóc. Niall natomiast, zamiast, jak na mężczyznę przystało, podjąć jakieś działanie, poruszać kablami i powciskać przyciski, stał oparty o ladę i śmiał się tylko histerycznie.
- Ha, ha. Bardzo śmieszne. - Mruknęła Bee głosem przesyconym sarkazmem, rzucając mu ścierką w twarz, przez co chłopak począł się aż zwijać z rozbawienia. Niewiele brakowało, żeby wylądował na ziemi i zaczął się po niej tarzać.
- Może jakbyś...hahahahahaha... no wiesz... hahahahaha...- Próbował coś z siebie wyrzucić, ale szło mu to opornie, bo ciągle coraz bardziej zanosił się śmiechem.
- Jesteś beznadziejny.- Zawyrokowała Bethany, krzyżując ręce na piersiach. Wzrok przeniosła na Alice, w której poszukiwała wsparcia i pomocy. Al machnęła tylko ręką, żeby zastąpiła ją przy kasie. Wszyscy spieszyli się do pracy i jeśli nie kupią tego czego chcieli w kawiarni Ford to ruszą do sieciówki Starbucks'a, albo do McDonalds'a. Od dobrych dwudziestu minut po drugiej stronie lady na stałe zabarykadował się też Dustin i zanudzał ją swoim niekończącym się monologiem. Nie zrozumcie mnie źle. Alice naprawdę darzyła Dustina uczuciem, może nie było ono wielkie i nieskończone, ale lubiła go i wierzyła, że z czasem może nawet pokocha.
- HALO ALICE MÓWIŁEM DO CIEBIE!- Podburzył się trochę machając do niej trzymanymi przez siebie ulotkami domów spokojnej starości. Przynajmniej raz w tygodniu wracał ten temat. Dustin starał się uświadomić Alice, jak wielkim ciężarem jest dla niej dziadek i o ile łatwiejsze byłoby jej życie bez staruszka. Gówno prawda. Dziadek był ważną częścią życia zarówno Alice jak i Marnie. Po śmierci Ryana zaopiekował się żoną zmarłego wnuka i zajął się wychowywaniem Marnie. Alice nie miałaby serca, żeby pozbyć się go, jak czegoś niepotrzebnego.
- Temat jest skończony Dustin, nie ma mowy żebym wysłała tam dziadka.- Odpowiedziała zdecydowanym głosem, mając nadzieję, że w końcu odpuści. Miała ręce pełne roboty, dlatego niespecjalnie chciało się jej ciągnąć tą rozmowę. Całą swoją uwagę skupiła natomiast na ekspresie, który obchodziła z każdej strony. Stary rzęch. Powinna zainwestować w nowocześniejszy sprzęt, ale bała się, że kawa nie będzie smakowała już tak samo, może dlatego nadal miała opory. Zresztą pozbywanie się rzeczy z przeszłości nie było dla niej wcale takie proste, a oryginalne wyposażenie kawiarni nabywała na pchlim tagru jeszcze z Ryanem.
- Może pomogę?- Usłyszała zza pleców i obróciła się na pięcie, żeby spojrzeć na mężczyznę wyłaniającego się z kolejki i pochodzącego do lady. Kojarzyła go dobrze. Jim. Przychodził do kawiarni każdego dnia, rano, po świeżą czarną kawę, i w południe po kawałek ciasta na lunch. Jeden ze stałych klientów Alice. Nigdy nie zamienili więcej niż trzech słów, ale Alice zdążyła wbić sobie w pamięć jego imię, bo każdego dnia zapisywała je na papierowym kubeczku.
Uśmiechnęła się do niego ciepło i machnęła zapraszająco dłonią. - Nie wiem co się dzieje, już drugi dzień wariuje. - Wytłumaczyła Jimowi, ignorując pretensje Dustina, że wpuszcza za ladę obcych. Gdyby sam jej pomógł nie było by teraz tego problemu.
- Trzeba będzie użyć izolacji.- Powiedział, wskazując na przetarty lekko kabel, a Alice pokiwała głową ze zrozumieniem. Nie był to jednak powód dla którego ekspres nie działał, o czym chwilę później się przekonała. Jim podniósł wieko ekspresu i wyciągnął z niego pomięty filtr. - No i wszystko jasne, teraz powinien chodzić jak nowy!
- Widzisz. MĘŻCZYZNA.- Bee wskazała na Jima, który wkładał właśnie do ekspresu nowy filtr przy małej asyście Alice, i znowu zdzieliła Nialla ścierką. Blondynowi mina trochę zrzedła, może zazdrosny był, że Bethany patrzy na Jima ze świecącymi się oczami? Laskom naprawdę niewiele trzeba było do szczęścia. Niall żałował trochę, że to nie on zajął się ekspresem, może w końcu udałoby mu się wyjść ze strefy przyjaźni, stworzonej przez koleżankę z pracy, w której na stałe się zagnieździł.
- Dzięki. Uratowałeś nam życie.- Mruknęła do Jima Alice kładąc dłoń na jego ramieniu i posyłając mu wdzięczny uśmiech. Gdyby nie on, straciliby tego dnia sporo z utargu. Bethany znowu mogła wrócić na swoje miejsce, w końcu nikt lepiej od niej nie bił piany, a Ford udała się do lady, gdzie mogła zająć się dalszą obsługą klientów. - Bee, duża czarna dla Jima!- Zawołała obracając się przez ramię.
- Robi się szefowo! - Zaświergotała Bethany. W tym samym czasie Alice nachyliła się, żeby spakować do papierowej torby jej najnowszą kulinarną rewolucję, babeczkę z masłem orzechowym i bananami, którą razem z dużą kawą wręczyła Jimowi.
- Nie wiem jak mam Ci dziękować. Nowy eksperyment. Smacznego! - Uśmiechnęła się i nawiązała z Jimem kontakt wzrokowy przesycony wdzięcznością, który szybko przerwało odchrząknięcie Dustina. Alice spojrzała na Jeffersona unosząc brwi.
- Alice, KOCHANIE...- Zaczął, opierając się o ladę, tak jakby chciał oznaczyć swój teren. - Też chętnie bym spróbował.
- Ale tam jest gluten...- Zaczęła, ale Dustin wzruszył tylko ramionami. Dziwne, czyżby zamierzał przerwać swoją dietę? Wiecznie przecież uprawiał się z Alice i próbował wmówić jej jak śmiertelne skutki może mieć spożywanie tego zabójczego składnika. - Pewnie. - Mruknęła w końcu Al i zanim ruszyła po babeczkę dla Jeffersona, zerknęła jeszcze w miejsce, w którym przed chwilą stał Jim, ale po mężczyźnie nie było już ani śladu.
---
A/N: Bo mam flow i i tak spać nie mogę, więc jeszcze jeden! hasztag YOLO!
Buziaki w pysiaki, Asia :*
CZYTASZ
Halo, Pan z radia? || l.p || 1 cz. || ✓
Fanfiction"I ty możesz doświadczyć świątecznego cudu!" Marnie usłyszała z radia, wcinając kolejną miseczkę czekoladowych płatków. Nie zastanawiała się zbyt długo, złapała za telefon dziadka, przypominający bardziej cegłę z antenką, niż urządzenie, z którego m...