Pomysł był genialny i chociaż Alice nie należała do osób, które łamały dawane słowo, nie zamierzała przecież wyjść za szantażującego ją Dustina, była więc bardziej niż szczęśliwa mogąc wprowadzić plan Louis'a i Niall'a w życie. Zważając na to, że ta dwójka wiecznie sobie dogryzała, byli oni w stanie dojść do wspólnych wniosków.
Obecnie po tym jak Ford w końcu wybudziła się z tego zauroczenia i przejrzała na oczy nie mogła się doczekać, kiedy w końcu będzie mogła oddać pierścionek Jeffersonowi... Tym bardziej, że coraz bardziej uświadamiała sobie, że lubi kogoś zupełnie innego, a na samą myśl o tej właśnie osobie, na policzkach pojawiały się wypieki, a usta wykrzywiały się w uśmiechu.
Wiedząc jak bardzo Dustin polega na swoim wizerunku, umówiła się z niczym niepodejrzewającym mężczyzną w kawiarni. Czuła się jak dziecko wyczekujące pierwszej gwiazdki, nie mogła doczekać się kiedy go zobaczy i to nie dlatego, że darzyła go takim wielkim uczuciem. Wbrew przeciwnie, z utęsknieniem wyczekiwała momentu kiedy będzie mogła zrzucić z klatki piersiowej ten wielki ciężar którym był brunet.
Dzień dłużył się jej niesamowicie, a jedynym pozytywnym akcentem była poranna wizyta w kawiarni spóźnionego już do pracy Liam'a, który twierdził, że bez życiodajnego płynu jakim była kawa, nie da rady prowadzić audycji. Alice zbyt cieszył jego widok, żeby wątpiła w jego motywy i chociaż Niall rzucał niekończącymi się aluzjami, Ford skutecznie go ignorowała.
- Liam to fajny facet.- Powtórzył mimochodem chyba po raz tysięczny tego dnia, szturchając natrętnie Alice. - ...i Marnie bardzo go lubi. - Wzruszył ramionami rozpostarty na drewnianej ladzie. Wpychając do buzi już czwarte z kolei ciastko zbożowe, bo jak twierdził jest to idealny sposób na zrobienie formy na lato. Najpierw masa, później masa. Niejedna dziewczyna mogłaby mu pozazdrościć przemiany materii.
- Nie wiem gdzie TY się WYCHOWAŁEŚ, ale w Ameryce gdzie się je, tam się z tyłkiem nie siedzi.- Blondyn został zdzielony ścierką przez Bee marszczącą czoło. Niewysoka dziewczyna od samego rana była na Horana bardzo cięta i gdyby Alice nie była tak zaaferowana swoją własną sytuacją życiową, to pewnie już dawno przeprowadziłaby dogłębne dochodzenie.
- O co Ci dzisiaj chodzi?- Spytał całkowicie zaskoczony tą sytuacją chłopak. Nic nowego, Niall praktycznie żył w swoim świecie, w zupełnie odrealnionej rzeczywistości. Czasami był tak bardzo nieświadomy i nieodpowiedzialny, że Alice czuła się jakby wychowywała drugie dziecko. Cóż Marnie była przynajmniej zadowolona, bo do harców to Horan był idealny. Nie zważając na brudną podłogę potrafił patatajać po niej na kolanach z młodą Ford na plecach, zabierał ją do kina na wszystkie najnowsze filmy animowane, zgrywając dobrego wujka, chociaż tak naprawdę sam chciał je zobaczyć, i rozpuszczał ją jak dziadowski bicz.
- To, że nie wiesz O CO CHODZI, jest chyba największym problemem. - Mruknęła Bethany ruszając żwawym krokiem na zaplecze. Alice rzuciła nic nierozumiejącemu chłopakowi, a to nowość, karcące spojrzenie i podążyła śladem Beth, która już siedziała w kuchni ukrywając twarz w dłoniach. - Marnie, idź powiedz wujkowi Niallowi, że jest kompletnym kretynem. - Poleciła głaszczącej ją po plecach blondyneczce, która była bardziej niż radosna, żeby pobiec do głównego pomieszczenia kawiarni i rozpocząć zaciętą dyskusję z Horanem o jego intelekcie.
Alice siadła przy stole, przy którym niezainteresowany zupełnie tematem dziadek zajmował się kolorowaniem szlaczka w zeszycie młodej Ford, ta to już najlepiej w świecie wiedziała jak się w życiu ustawić i podporządkować sobie wszystkich wokoło. Najpierw namówiła Louisa, żeby zbudował dla niej karmnik dla ptaków z przedszkola, który ten stworzył przyklejając sznurek taśmą klejącą do opakowania na margarynę, a teraz wykorzystywała jeszcze biednego dziadka. Staruszek tak pochłonięty był światem kredek i brokatowych długopisów, ze zdawał się nie zauważyć nawet, że w pomieszczeniu pojawiła się Beth i Alice.
CZYTASZ
Halo, Pan z radia? || l.p || 1 cz. || ✓
Fanfiction"I ty możesz doświadczyć świątecznego cudu!" Marnie usłyszała z radia, wcinając kolejną miseczkę czekoladowych płatków. Nie zastanawiała się zbyt długo, złapała za telefon dziadka, przypominający bardziej cegłę z antenką, niż urządzenie, z którego m...