20. Wesołych świąt, Alice.

1.7K 222 46
                                    

- Wigilijny poranek wita nas kolejną porcją śniegu. Jeśli ktoś z was o to prosił, to składam zażalenie, że ledwo dojechałam do pracy - poskarżyła się teatralnie Elise, stukając palcem o blat stołu i próbując sprowokować Liama do stoczenia walki na wzrok. Mężczyzna uparcie jednak wpatrywał się albo w swoje dłonie, albo w krajobraz za oknem; a ją aż zżerało z ciekawości, co też tak mocno go uszczęśliwiło.

- Pomijając pannę Potter, każdego zapewne ucieszy wiadomość, że w tym roku święta w końcu będą białe - wtrącił tylko, w końcu zerkając w jej stronę i wzruszając lekko ramionami z bliżej niezidentyfikowanym uśmiechem. Kobieta sapnęła cichutko, odczekując aż do końca audycji, by w końcu oprzeć mu dłonie na ramionach i potrząsnąć nim z zaciętą miną.

- Co się tak szczerzysz, Payne?

- Bo szykuje mu się namiętny wieczór - padło ze strony drzwi. Kiedy obydwoje przenieśli tam spojrzenia, dojrzeli Louisa w naszyjniku z kwiatów, kręcącego tyłkiem i wymachującego marakasami. Wykonując pełen gracji obrót, zatrzymał się przy przyjaciołach i potrząsnął instrumentami, przygryzając dolną wargę.

- Co ty, kurna, robisz? - zainteresował się Liam, zupełnie zbity z pantałyku. Choć po części wdzięczny był Tomlinsonowi za to, że odciągnął od niego uwagę Potter.

- Można wygrać w zdrapce wyjazd na Karaiby, a ja czuję, że to mój szczęśliwy dzień! - oświadczył poważnie Lou, wciskając przyjacielowi marakasy w dłonie i wygładzając koszulę. - Ale spoko, zajmiemy się dzisiaj Kapralem, możesz spokojnie szykować gumk... AŁA, PRZESTAŃ MNIE BIĆ. Powiem wszystko Ivy - burknął jeszcze, odwracając się na pięcie i pseudo sambą zmierzając w stronę korytarza.

- Zabierasz gdzieś Alice? - podpytała Payna, rzucając jeszcze sceptyczne spojrzenie w stronę błaznującego Louisa.

- Cóż, obiecałem jednej małej dziewczynce, że uszczęśliwię jej mamę, prawda? - odpowiedział pytaniem, drapiąc się po głowie. Otworzył usta, chcąc dodać coś jeszcze, ale Elise znała go zbyt dobrze. Podniosła zatem dłoń, uśmiechając się ciepło.

- Nie ma sprawy, Lee. Powiedz mi, jak mam ci pomóc.

*

Śnieg prószył łagodnie, mieniąc się barwnie w świetle kolorowych lampek z kawiarni. Świąteczne piosenki leniwie roznosiły się po całym pomieszczeniu, a Alice nuciła pod nosem, kręcąc się przy pustych stolikach. Było cicho. Nieznośnie wręcz spokojnie, co trochę ją smuciło. Oczywiście wiedziała, że czeka ją praca w święta, że zamówienia na ciastka posypią się jak granaty na poligonie wojskowym - tym niemniej zwyczajnie przykro było nie móc spędzać Wigilii z rodziną. Nie miała serca zatrzymywać Nialla i Beth, kiedy obydwoje co jakiś czas zerkali na zegarki; doskonale wiedziała, że przypadał dziś pierwszy raz, gdy Irlandczyk miał poznać rodzinę Bee. Był tak zestresowany, że i tak nie nadawał się do zbyt wielu czynności tego dnia, co nie omieszkał mu wypomnieć Louis. Tomlinson zaproponował zabrać Kaprala do Domu Spokojnej Starości, gdzie najstarszy Ford pragnął złożyć życzenia swoim długoletnim przyjaciołom. Żelazko zostało pożyczone przez Elise, która i tak zarzekała, że święta spędza przy winie i telewizorze. Jeśli zaś chodzi o Marnie, Alice cieszyła się, że Liam wziął na siebie kwestię zajęcia się dziewczynką. Nie chciała zmuszać jej do siedzenia w kawiarni jak co roku, nie pragnęła odbierać jej radosnej magii świąt.

Zdążyła przetrzeć ponownie blat lady, kiedy w drzwiach rozdzwoniły się dzwoneczki. Odwracając się, dostrzegła pokrytego białym puchem Liama, mnącego w palcach wełnianą czapkę.

- Wesołych świąt - rzucił na wstępie, a Ford zamrugała zdumiona. Jeszcze większy szok przeżyła, kiedy przez drzwi wtoczyli się Beth z Niallem, Louis w asyście Kaprala i Ivy, Elise z poszczekującym Żelazkiem... a spomiędzy nich wyłoniła się Marnie, wbiegając prosto w rozpostarte ramiona Alice.

Halo, Pan z radia? || l.p || 1 cz. || ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz