Rozdział 9.
Mroczne dziedzictwo
Tak jak myślałam, Violet nie należy do dobrych towarzyszy podróży. Całą trasę przeszłam w kompletnej ciszy, znosząc strasznie podejrzliwy wzrok wojowniczki oraz żałując, że moja była psycholożka nie pozwoliła Derekowi iść z nami. Na pewno w jego obecności blondynka, zachowywałaby się mniej morderczo. Co się stało z miłą kelnerką z baru mlecznego? - chciałam zapytać, ale się powstrzymałam, wiedząc, że i tak nie dostałabym żadnej odpowiedzi, no może kolejne zabójcze spojrzenie, którego miałam już po dziurki w nosie. Kim jesteś? - te dwa słowa towarzyszyły mi przez całą drogę, a w głowie kołatały się myśli. Jak można nie być człowiekiem lub mieć moc? Przecież to niepojęte, ale jednak tak było i nawet wyjaśniało pewne sprawy. Może to głupie i powinnam spadać stąd jak najdalej, lecz jednak nie mogłam. Coś w głębi mnie, mówiło mi, że to wszystko jest prawdą - bardzo niewygodną i szaloną prawdą. Choć chyba prawda właśnie taka jest. W końcu jedynie szalone osoby, są szczere w tym pełnym kłamców świecie. Dobra Jules, nie pora się nad tym zastanawiać - upomniałam siebie, w myślach. Już nie długo miałam spotkać się z Madame Chan, która zdaniem pani McCoin, wie wszystko. Cóż to za ironia, niewierząca nigdy w magię, uzależniam swoje życie od tego, co powie jakaś wróżka. Chyba mój stopień szaleństwa nie może być większy.
Po półgodzinnej wędrówce, stałyśmy przed wielką metalową bramą, strzegącą murów ogromnego domu. Madame Chan musiała być bogata, gdyż metalowe pręty bramy, były pozłacane, a cała brama wyglądała niczym dzieło sztuki. Wyżłobione z metalu paszcze lwów, patrzyły się przerażającym wzrokiem, jakby były żywe. Sam dom, przypominał bardziej pałac, swoją wielkością. Jednym słowem budynek, był wręcz majestatyczny. Mogłabym podziwiać go godzinami, ale czas było usłyszeć prawdę o sobie. Chwyciłam metalową klamkę i delikatnie ja pociągnęłam, lecz brama nie drgnęła nawet o milimetr.
- Jak się dostaniemy do środka? - zapytałam Violet, opierając się o metalowe pręty bramy i obserwując poczynania wojowniczki. Blondynka rozejrzała się wokół i pobiegła skryć się za drzewem, po czym machała dłonią bym do niej dołączyła. - Wiesz, co nie sądzę... - nie skończyłam, gdyż Violet zamknęła mi usta ręką, po czym pociągnęła mnie za murek. Gdy mnie puściła, zrobiłam duży wdech
- Zwariowałaś - powiedziałam w jej stronę, a ona nie odezwała się do mnie ani słowem tylko wskazała palcem w stronę bramy. I wtedy wszystko zrozumiałam. Z budynku wychodziła trzydziestoletnia kobieta. Wyglądała na uradowaną, kompletnie nie zwracała uwagi na wszystko wokół. Uśmiechała się tylko do siebie i szła podśpiewując. Może Madame Chan wcale nie była wróżką, tylko dilerem naprawdę silnych narkotyków, bo zdecydowanie kobieta, która od niej wychodziła, wyglądała jakby była na haju. Zresztą, wykorzystując moment, gdy brama się otworzyła przebiegłyśmy szybko i niezauważenie na podwórek. Wzięłam głęboki oddech i wraz z Violet znaleźliśmy się w wielkim holu. Ściany pokryte były czerwoną iście królewską tapetą, a na drewnianej podłodze, rozpościerały się eleganckie, perskie dywany. Kontem oka dostrzegłam, że moja nieustraszona towarzyszka spina mięśnie i chwyta wyciąga przed siebie nóż, schowany wcześniej za skórzanym paskiem buta. Spojrzałam na nią spięta. Idziemy przecież do wróżki, a nie wszczynać wojnę, lecz Violet chyba tego nie rozumiała. Przez ten czas zauważyłam, że blondynka nigdy nie rozstaje się z bronią, nawet wśród swoich, zawsze miała schowany za skórzanym paskiem buta, wielki i ostry nóż. Nie tracąc czujności, wchodziłyśmy po długich schodach, wprost do mieszkania Madame. Drzwi były stare i drewniane, lecz nie brak im było uroku oraz elegancji przeplatanej z przepychem. Na niepozornych, niczym nie wyróżniających się drzwiach, wisiał mały pozłacany numerek 22, a zamiast dzwonka, wisiała złota kołatka w kształcie, otwartej paszczy lwa. Spojrzałam na Violet, a ona tylko potaknęła głową. Był to symbol, że czas już wejść i poznać swoje przeznaczenie. Chwyciłam stanowczo za klamkę, a drzwi otworzyły się, bezgłośnie na oścież, jakby już na nas czekały. Wnętrze było bardzo nowoczesne i stanowczo potwierdzało, że mieszkała tu naprawdę bogata osoba. Na śnieżnobiałych ścianach, wsiały przeróżne obrazy, przedstawiające jakieś mityczne sceny. Podłoga była wyłożona błyszczącymi od nowości, drewnianymi panelami. Na środku stał drewniany misternie zdobiony stolik, a przy nim stało do kompletu, krzesło. Oprócz nowoczesnych mebli i pozłacanych rzeczy, ogromne wrażeni budził wielkie okno, które odsłaniało widok na całe miasteczko. Nagle z podziwu, wyrwał mnie znajomy głos. Odwróciłam się, szukając źródła dźwięku i nagle ją zobaczyłam. W framudze drzwi stała Madame Chan. Po jej wyglądzie widać było lekko azjatyckie korzenie. Wróżka miała kruczoczarne włosy, które były charakterystyczne dla kobiet z tamtych stron. Jej ubiór, był elegancki, a z drugiej strony dodawał Madame uroku. Naszyjnik w kształcie kwiatów, w których błyszczały zielone szmaragdy, dodawał zwykłej kremowej marynarce wytrawności. Zwykła biała bluzka i kremowe jeansy, sprawiały, że jej strój wydawał się taki zwykły i na luzie, lecz nawet szpilki od Prady, które miała na sobie nie odwracały mojej uwagi od nieziemsko złotych oczu. Nie mogłam się wyzbyć myśli, że pamiętałam te mrożące krew w żyłach, spojrzenie złotych oczów, ale skąd miałam je znać? Szukałam w swej głowie odpowiedzi i wtedy naszła mnie wizja.

CZYTASZ
Tajemnica Jules
FantasyHej, mam na imię Jules i mam 16 lat. Jestem zwyczajną dziewczyną, niebrzydką i nie za ładną. Nuda, co nie? A gdybym powiedziała, że mam pewien dar, a raczej przekleństwo: potrafię widzieć, kiedy i jak ktoś umrze? Już ciekawiej, prawda? Teraz myślici...