Część pierwsza: Tam gdzie upadają anioły

88 12 9
                                    


Rozdział 6.

Bractwo Krwi


Szliśmy przez puste, ciemne ulice w środku nocy. Wszyscy byli chyba w klubie albo po prostu spali, smacznie w swych domach. W mojej głowie kłębiły się pytania. Mimo, że czułam nieodpartą potrzebę odpowiedzi, nie rozmawialiśmy z Lucasem, przez całą drogę, aż do teraz.

- Co tu robisz Jules? - zapytał tym swoim głosem, po którym dla dziewczyn miękły kolana.

- To samo mogę zapytać ciebie - odparłam zawadiacko i z uśmiechem, a on zaśmiał się serdecznie, odsłaniając śnieżnobiałe zęby.

- Później ci wyjaśnię, a teraz musimy przyśpieszyć - powiedział, patrząc mi prosto w oczy, że mogłam dokładnie zbadać, każdy szczegół jego twarzy. Na jego twarzy, zakryty przez lśniące, czarne włosy, krył się drobny pieprzyk, a tuż nad lewą brwią, widoczna była malutka blizna, w kształcie półksiężyca. Był piękny, że z trudem zwalczałam myśl, by go nie pocałować i nie skosztować jego smaku, lecz opamiętałam się. Odwróciłam wzrok i odkaszlnęłam. Uświadomiłam sobie, że stoimy na przeciw siebie, bez słów. Czy ja też, się jemu tak podobam? Nie, to niemożliwe, taki chłopak jak on, na pewno nie zakochał się, w takiej dziewczynie jak ja. Spojrzałam znów w jego piękne, ciemne oczy, a on nagle i delikatnie przycisnął swoje usta do moich. Niewinny pocałunek, zmienił się nie do poznania, był teraz namiętny i gwałtowny. Uniesiona poczuciem pożądania, dotknęłam swymi dłońmi jego włosy. Były cudowne, takie gęste i miękkie. Nagle odsunął się ode mnie, a ja poczułam jak moje policzki oblewa rumieniec. No świetnie, ale chyba to nie moja wina, że chcę więcej. Tak po prostu, Lucas był dla mnie jak narkotyk. Silnie uzależniający narkotyk.

- Przepraszam - wyjąknął, ledwie łapiąc oddech, co świadczyło, że jemu też się podobało - Powinniśmy już iść, musimy zdążyć na czas - powiedział, znacznie pewniej, po czym poprawił kurtkę i ruszył przed siebie.

- A gdzie, tak w ogóle idziemy? - zapytałam, mieliśmy iść do bezpiecznego miejsca, lecz gdzie takie istnieje?

- Naprawdę, przepraszam cię Jules, ale musiałem to zrobić. Mam nadzieję, że mi wybaczysz. - odparł, a w jego oczach zalśniły łzy. 

- O co chodzi Lucas? - powiedziałam, lecz nagle poczułam jak słabnę. Przed oczami zobaczyłam ciemność, a mój nos wypełnił nieprzyjemny, ostry zapach. Upadłam.

***

Znalazłam się w lesie, całkowicie sama, ubrana w delikatną, jedwabną sukienkę. Poczułam jak moje ciało przeszywa chłód, a nadgarstki, pulsują z bólu. Byłam przywiązana do drzewa. Czy to dzieje się naprawdę? - pytałam sama siebie, lecz nie znałam odpowiedzi. Rozejrzałam się wokół, znałam to miejsce. To był las z mojej wizji. W oddali widziałam nawet ruiny jakiejś starej budowli. To sen Jules, musisz się obudzić - krzyczałam, w głębi siebie. Choć myślałam o pobudce, tak mocno jak o niczym innym kiedykolwiek. Nie zadziałało, wciąż byłam przywiązana w króciutkiej sukience do drzewa. Poczułam jak do moich oczu napływają łzy, ale nakazałam sobie nie płakać. Muszę się skupić, to nie dzieję, się naprawdę - próbowałam się uspokoić, ale w końcu jak mam to zrobić, gdy jestem przywiązana linami do drzewa. Kto będzie na tyle odważny i w takiej sytuacji zachowa zimną krew? Chyba nikt. Wytężyłam słuch, starając się wsłuchać w ciemność. Nic, ani jednego głosu, żywej duszy, aż do teraz. Za drzew wyszedł on. Rozluźniłam się, to przecież był Lucas. Ten który uratował mnie przed potworem i ten... . O nie ! - krzyczę w myślach, na nadchodzące mnie wspomnienie.

Tajemnica JulesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz