Część druga: Tam gdzie panuje mrok

62 7 7
                                    


Rozdział 12.

Kotwica

Chwyciłam torbę i czym prędzej pobiegłam do samochodu - starego, czerwonego forda - który kupiłam na jednej z tych wyprzedaży, gdzie ludzie pozbywają się swoich starych aut, by kupić sobie bez sumienia nowe. Szybko zatrzasnęłam drzwiczki i chwyciłam swoją torebkę, plądrując jej wnętrze, w celu znalezienia kluczyków. Zawsze i mówię tu, zawszę mimo wielkiej, różowej, puszystej kulki, moje kluczyki gubiły się, wśród natłoku książek i nawet teraz, nie mogły się szybciej znaleźć. Uspokój się Jules, tylko wszystko pogarszasz - upomniałam siebie w myślach i wzięłam głęboki oddech. Rozejrzałam się wokoło, dokładnie przeczesując teren. Nic, żadnego śladu cieni. Dobra, wyjęłam znalezioną ,,zgubę" i przekręciłam w stacyjce, ruszając tak szybko, jak jeszcze nigdy nie jechałam. Pełna paniki, włączyłam radio, przyciskając małe guziczki, zaczęłam szukać jakiejś normalnej stacji i wtedy nagle z głośników zaczął dobiegać straszny pisk. Zaniepokojona spojrzałam za siebie. Nic, nie było widać nic. Wzięłam głęboki oddech i wtedy z radia dobiegł głos spikera. I nie był to zwykły głos. Był on złowieszczy i gardłowy, a jego słowa brzmiały. O nie! Musiało ci się to wszystko przesłyszeć. Naprawdę Jules, ostatnio za bardzo panikujesz. - uspakajałam się w myśli, ale i tak byłam pewna na sto procent, że powiedział ,,Dobranoc Jules. Zaraz zaśniesz Śpiąca Królewno". Nerwowo rozejrzałam na drogę i wtedy dopadła mnie całkowita ciemność.

***
Zawsze lubiłam poniedziałkowe wypady na późne pikniki. Mama zawsze kończyła wtedy wcześniej pracę i gdy wracałam ze szkoły, pakowaliśmy wielki kosz i jechaliśmy na łąkę. Za każdym razem, siadałyśmy pod naszym ulubionym drzewem i rozkładaliśmy ogromy koc. Kochałam te wypady, bo czułam się wtedy naprawdę szczęśliwa. Byłyśmy w końcu tylko ja, ona i przyroda. Było to wszystko takie niezwykłe. Otworzyłam oczy i leżałam na trawię. Na prawdziwej, zielonej trawie. Rozejrzałam się wokoło, było tak jak w moich wspomnieniach, z jednym wyjątkiem byłam sama. Powoli wstałam i zobaczyłam, że mam na sobie tylko długą, białą sukienkę. O co tu chodzi? - zapytałam siebie, ale nie znałam odpowiedzi. Niepewnie zaczęłam iść przed siebie, ale mijałam tylko trawę.

- Halo! Jest tu kto? - krzyknęłam z całych sił.

- Cicho jeszcze obudzisz demony - odezwał się nieznany dla mnie głos. Dochodził on z bliska, więc ostrożnie zaczęłam się odwracać. W razie ataku, przygotowując się mentalnie na ucieczkę. Spojrzałam dokładnie i zobaczyłam, że na drzewie siedziała młoda, rudowłosa dziewczyna. Miała na sobie biały, rozciągnięty sweter i spodnie tego samego koloru.

- Kim jesteś? - zapytałam w jej stronę, a ona spojrzała na mnie swymi nienaturalnymi oczami w fiołkowym kolorze.

- Caroline - odparła po czym zeskoczyła z gałęzi i podeszła w moją stronę. Mimo iż nie czułam, że stanowi ona zagrożenie, cofnęłam się, a ona posłała mi zaciekawione spojrzenie - Nie musisz się mnie bać, bo wygląda na to, że spędzimy ze sobą tutaj dużo czasu - odparła i wyciągnęła w moją stronę dłoń.

- Gdzie jesteśmy? - spytałam, rozglądając się dookoła, a nieznajoma roześmiała się gorzko.

- Witamy w piekle - rzekła, wciąż się śmiejąc. Świetnie utknęłam z jakąś wariatką - przeklęłam w myślach, choć czy ja też nie byłam szalona?

- Nie rozumiem. Gdzie tak naprawdę jesteśmy? - drążyłam sprawę

- Nie słyszałaś złotko? Jesteśmy w cholernym piekle, z którego nie ma wyjścia - powiedziała i tym razem wyglądała kompletnie poważnie. Co mogło znaczyć, że... O nie, jak to możliwe?

Tajemnica JulesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz