Dni mijały.
Sara i Jogurt wyjechali do Nowej Zelandii. EXO, a więc i ich lider, całe dnie spędzali w wytwórni, a ja mimo wszystko miałam coraz mniej zajęć i coraz bardziej się nudziłam.
Miałam wrażenie, że moje życie stanęło w miejscu.
Wcześniej było w bezustannym ruchu - latałam od kraju do kraju, biegałam sprintem po miastach, oglądałam zabytki w tempie jeden meczet na 10 minut albo trzy zamki na trzy dni. Teraz zwolniłam, zatrzymałam się. Najpierw mi się to podobało, potem zaczęło uwierać. Nie jestem typem, którego można na dłuższy czas unieruchomić. Nie mogę stanąć w jednym miejscu, nie przemieszczać się. Tymczasem moje dni były sztywną rutyną, ułożyłam sobie plan i tym sposobem ciągnęłam go w nieskończoność, popadając w melancholię.
Czułam się coraz gorzej.
Układanie choreografii nie sprawiało mi tyle radości, co jeszcze kilka miesięcy temu. Wytwórnie wciąż się o mnie biły, SM ciągle trzymało mnie przy sobie. Ale teraz to, co niegdyś kochałam, stało się przykrym obowiązkiem. Coś mnie zabijało, i nawet wiedziałam, co to było.
Tęsknota.
Nieokreślona, nieuzasadniona. Ciągle za czymś tęskniłam. Za domem, mamą, Joon'em, Karoliną, Sarą, za światem. Mimo tego pseudo-raju, który niby tu znalazłam, nie czułam go i...
- Wiktoria?
Otworzyłam oczy.
- Zemdlałaś na treningu. - twarz mojego Anioła Stróża nachyliła się nade mną. Spokojnie wybudzałam się i powoli uświadamiałam sobie, że leżę na szpitalnym łóżku. Byliśmy sami w salce.
- Su Ho. - użyłam jego pseudonimy. Cały się spiął. Zwykle, gdy tak się do niego zwracałam, miałam mu do powiedzenia coś ważnego - i złego.
- Coś się stało?
- Boję się. - natychmiast zamknął mnie w mocnym uścisku.
- Czego? - wyszeptał mi do ucha.
- Życia.
***
Wytwórnia nie tyle z troski, ile z przymusu pozwoliła mi wrócić do mieszkania na resztę dnia razem z Joon'em.
Łzy podobno oczyszczają. Wypłakałam się w jego ramię. Siedzieliśmy, na moim łóżku, oparci o ścianę, kilka ładnych godzin, a ja po prostu moczyłam mu koszulę słonymi łzami i wyżalałam się na cały świat.
***
Oni... Wyjechali...
***
- WIKA!!! BUDŹ SIĘ!!!
- Sara? - ledwo uchyliłam powieki i zakryłam się po uszy kołdrą.
- TO DZIŚ!
- CO DZIŚ?!
- KARA WRÓCIŁA!!!
***
I nagle - jakbym złapała oddech. Odnalazłam rozwiązanie zagadki - to one, te dwie, z którymi spędziłam prawie połowę swojego dotychczasowego życia, to one były moim tlenem i to one pozwalały mi żyć. Po wyjeździe Kary po prostu wpadłam w depresję.
Nagle cały świat stał się kolorowy. Niczym w skowronkach ćwierkałam Blondie o tym, co ciekawego się wydarzyło, pytałam o występ EXO w USA, czy widziała Tao, czy spotkała się z Krisem, co z CL z 2ne1, pytałam ją, co zmieniło się w Nowym Jorku od naszej ostatniej wizyty, czy widziała się ze starymi znajomymi poznanymi w trakcie podróży, a ona, śmiejąc się i płacząc jednocześnie, rzucała się nam w ramiona i opowiadała.
Kulka, najeżona kolanami i łokciami, składająca się ze mnie, Sary i Kary, wtoczyła się do mieszkania i zaległa na kanapie. Karolina zażądała mleka, herbaty z imbirem, a potem cappuccino.
- I co?
Upiła łyk mleka. Potem założyła nogę na nogę. A potem, ze śmiertelnie poważnym wyrazem twarzy, niczym dama wydukała:
- Kurwa, jedziemy w świat.
Wybuchłyśmy śmiechem.
- Serio?! - zakrztusiła się Sara.
- Super! Jedźmy, póki chłopów ni ma! - wrzasnęłam i tylko pogłębiłam głupawkę.
- Tak! - zawołała Kara. - Zróbmy sobie pół roku panieńskiego!
- A potem im dzień kawalerskiego! - wrzasnęłyśmy zgodnie z Sarą i znów wybuchłyśmy śmiechem. Kara popatrzyła na nas z politowaniem.
- Ech, jak ja za wami tęskniłam...
CZYTASZ
Odcienie
FanfictionWreszcie znalazły swój raj. Mają pracę. Dom. Chłopaków. Siebie nawzajem. Problemy zniknęły. Ale pojawią się kolejne... SM i YG uprzykrzają życie Wiktorii, Karolina chce lecieć do Stanów by podpisać kontrakt, a Sara zabiera się za pisanie i redagowa...