9.

218 10 3
                                    

Alex's POV

Biegłam szkolnym korytarzem,który nie miał końca. Wszystko było niewyraźne. Odwróciłam się i zobaczyłam sylwetkę mężczyzny biegnącego za mną. Przyspieszyłam. Nagle zza zakrętu wyskoczył kolejny, dobrze zbudowany typ. Nie zdążyłam zareagować.

- nie uciekniesz mi nigdy więcej.- tak dobrze znany mi głos. Spojrzałam w jego oczy. Spoglądał na mnie bezuczuciowo. Na jego twarz wpełzł ochydny uśmiech. Chciało mi się płakać. Czułam się bezsilna. Ale nie mogłam. Musiałam zachować zdrowy rozum.

Zdezorientowana patrzyłam na niego,kiedy przyłożył pistolet do swojej skroni i strzelił.

Obudziłam się z bólem głowy. Było mi gorąco. Obudził mnie trzask mojego telefonu o podłogę. Widocznie musiałam się wiercić przez sen. Za oknem było już jasno. Przypomniałam sobie wszystko z poprzedniego dnia. Na myśl o wczorajszych wydarzeniach,robiło mi się niedobrze. Brakowało mi czegoś. Lub kogoś. Justin został u mnie na noc i nigdy bym nie podejrzewała,że jest rannym ptaszkiem. Szczególnie w weekend.

Wstałam i założyłam bluzę,którą zabrałam mu dzień po imprezie. Zapomniałam mu ją oddać. Myślę, że się nie obrazi. Skierowałam się w stronę salonu,który był połączony z kuchnią. Zaparzyłam sobie herbaty i zrobiłam tosty. Zajęło mi to troche czasu z jedną sprawną ręką. Usiadłam przy wyspie kuchennej.

Usłyszałam zamykanie drzwi. Spojrzałam się na nie. Justin stał koło nich. Podeszłam w jego stronę i skrzyżowałam ręce na piersi.
-Jeśli nie chcesz ze mną rozmawiać,to zaraz pójdę. Ale musisz mnie wysłuchać. Chcę Cię przeprosić. Alex.. -mówił na jednym wdechu. Zaśmiałam się. Przerwałam mu monolog przytulając go.
- Nie, Justin. To ja powinnam Ci podziękować za wszystko. Nie masz za co przepraszać. Przecież to Twoje życie i możesz się pieprzyć z kim chcesz.- uśmiechnęłam się słabo.

-Tak,Alex. Ale z tym koniec. Koniec z Tiffany. - poczułam.. ulgę? Zdziwiłam się tego,że z nią skończył,ale nie zamierzałam narazie pytać o przyczynę. Chociaż ciekawość zżerała mnie od środka.
- A tą bluzę to chyba powinnaś mi oddać - Zaśmiałam się i poczułam się niezręcznie kiedy uświadomiłam sobie,że stałam przed nim w samej bluzie i majtkach.-teraz - dopowiedział,a ja uderzyłam go w ramię. Wątpię, że cokolwiek poczuł.

- Ała? Za co to było? Teraz musze Ci oddać!- z uśmiechem zbliżał się do mnie. Zaczęłam z piskiem uciekać w stronę łazienki,a brunet za mną. Wbiegłam i zakluczyłam drzwi.

-Mi się nigdzie nie śpieszy!- usłyszałam zza nich.

Po 15 minutach zaczęło mi się nudzić bezczynne siedzenie w łazience. Wstałam najciszej jak mogłam i podeszłam, nadstawiając ucho do drzwi. Nic nie słyszałam. Delikatnie odkluczyłam i otworzyłam. Wychyliłam głowę. Nikogo nie zauważyłam. Wyszłam i szłam ostrożnie do kuchni.
- Nareszcie, dłużej się chyba nie dało.- straciłam grunt pod nogami. Położył mnie na kanapie i zaczął łaskotać. Kolejny raz.
-Przestań,co Ty masz z tym łaskotaniem- próbowałam powiedzieć między napadami śmiechu.
- A wolisz żebym robił coś innego?- poruszył sugestywnie brwiami. Wisiał nade mną. Nagle jego twarz się zmieniła.
-Tęskniłem za tym.

Drzwi do pokoju gwałtownie się otworzyły,a w nich Ryan i Dylan.
-Hej siostrzyczko. Dlaczego się nie odz... - Dylan nie dokończył,ponieważ Ryan mu przerwał.

- Justin,stary co Ty do kurwy robisz?- podszedł, zepchnął go ze mnie i przybił do ściany. Brunet odepchnął go od siebie.
-Uspokój się. Chyba nie myślisz, że chciałem ją zaliczyć.- zaśmiał się. Troche zabolało. Brzmiało to tak jakbym się nie nadawała,że byłam niewiadomo jak bardzo brzydka. Ale na co liczyłam,jesteśmy przyjaciółmi. Moja samoocena nigdy nie była niska. Śmiałam się z dziewczyn,które zanudzały chłopaków tą samą gadką, oczekując z ich strony komplementów.
- Jeśli Twój kutas tylko się do niej zbliży, to przysięgam,że go żywcem urwe. - gdyby wzrok zabijał to Justin byłby już martwy.
- kochany braciszek - Uśmiechnęłam się. Próbowałam jakoś rozładować napiętą atmosfere. Udało się,Dylan zrozumiał o co mi chodzi i zmienił temat.

- Za 2 godziny jest mecz, a my musimy się jeszcze przygotować,Justin idziesz z nami?

- Zaraz przyjdę.

- Okej, trzymaj się Alex! - Ryan i Dylan zamknęli mnie w niedźwiedzim uścisku.

- Nie żartowałem z tym,pamiętaj- Ryan upomniał Justina i wyszli.

-Jakby miał kija w dupie-powiedział i zaczął się śmiać. Usiadł na kanapie obok mnie.

Przypomniało mi się coś,czego byłam ciekawa.
- Gdzie byłeś rano?-zapytałam,a on usiadł obok.
- Byłem u Jaya.- spojrzał się na mnie,a jego oczy nie wyrażały żadnych emocji. Słysząc jego imię, dostałam gęsiej skórki.
-Co tam robiłeś?
-Rozmawialiśmy.-nerwowo się uśmiechnął.
- Oh, okej. Nie chcesz,to nie mów.- wzięłam pilota i włączyłam jakiś program muzyczny. Chłopak oparł głowę na rękach.
- Powiedziałem w taki sposób, żeby do niego dotarło,że ma się do Ciebie nie zbliżać.-powiedział patrząc się w ziemię.
-Czy Ty go pobiłeś?Justin,co jak on to komuś powie? Możesz mieć kłopoty.-przykre,ale nie martwiłam się o stan Jaya tylko o to,czy doniesie na Justina. Dla mnie jest już nikim i nie szkoda mi go w żadnym stopniu.

-Miałem powód,a wiem,że tego nie zrobi. Widzimy się na meczu.- zebrał swoje rzeczy,puścił mi oczko i wyszedł.

Wcale nie uciekał od tematu.

New Life In New SchoolOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz