Wpakowałam do kufra ostatnią bluzkę i usiadłam na nim, by z trudem dopiąć klamrę. Gdy tylko udało mi się to zrobić, odetchnęłam z ulgą, otarłam ręką kroplę potu z czoła i opadłam na podłogę, rozkładając szeroko ręce i nogi.
- Lil? Masz miejsce na jedną bluzkę? - Usłyszałam głos Dor nade mną. Jęknęłam głośno i przerzuciłam się na bok, wbijając w nią wzrok.
- Dor, spakowałaś się w trzy kufry... - powiedziałam, powstrzymując z całych sił pobłażliwy ton. - Naprawdę brakuje ci miejsca na jedną bluzkę?
- No weź... Jedna, jedyna, malutka bluzeczka! - wykrzyknęła, patrząc na mnie błagalnie. Jej duże, piwne oczy błysnęły, a moja słaba wola prawie się poddała.
- Bagażnik moich rodziców nie jest tak pojemny - zaprotestowałam słabo, łapiąc się ostatniego, możliwego argumentu. Dorcas miała to szczęście, że wychowując się w rodzinie czystej krwi, od małego dziecka była uczona, jak manipulować ludźmi tak, by tańczyli, jak im zagra.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że się zgodzili. - Dorcas na szczęście zmieniła temat, opadając na podłogę obok mnie. - Nie mogę sobie tego wyobrazić... święta z moją najlepszą przyjaciółką!
Czy jej oczy właśnie zmieniły kolor na zielony? Nie, niemożliwe.
- Ej, spędziłabyś święta w Hogwarcie, a tak będziesz że mną. - Spojrzałam na nią z uśmiechem, a potem zerknęłam na górkę kufrów stojących przy jej łóżku. - I ze swoimi walizkami.
- Co to są walizki? - spytała, a ja przypomniałam sobie, że w świecie czarodziejów nie ma czegoś takiego.
- Takie ozdobne kufry na zamek z kółkami.
- Mugole... - westchnęła przyjaciółka.
- Pamiętaj, że na święta przyjeżdża nieco dalsza rodzina, a oni nie wiedzą, że jestem czarownicą - przypomniałam jej po raz setny już.
- Tak, tak pamiętam. To będzie niezapomniana przygoda - westchnęła, ale wcale nie brzmiała na zachwyconą. Po chwili jednak uśmiechnęła się serdecznie, a do dormitorium wbiegła Ann.
- Idziecie? - wykrzyknęła wesoło. - Alicja czeka w pokoju wspólnym, no wiecie... Zayn - dodała dramatycznym szeptem, przykładając dłoń do ust, jakby mówiła jakiś ważny sekret.
Wybuchnęłyśmy śmiechem. Zayn Multon był w siódmej klasie. Nie był zbyt popularny, bo w przeciwieństwie do huncwotów, nie znosił, gdy ktoś sobie z niego robił żarty. Ale ratowało go to, że był obiektem westchnień wielu gryfonek, a także i dziewczyn z innych domów. Ja, Ann i Dorcas nie przepadałyśmy za nim (a jak Ann kogoś nie lubiła, to było z tym kimś naprawdę źle), ale Ala z jakiegoś powodu go ubóstwiała wręcz. Chodzili razem dosłownie wszędzie, ciągle się przytulali i ciężko było znaleźć moment, w którym się nie całowali. Bleh.
Zeszłyśmy na dół. Na kanapie siedział Zayn, a na jego kolanach Alicja i jak zwykle byli jedną, wielką plątaniną. Na całe szczęście, oboje byli ubrani i nic poza całowaniem i przytulaniem nie przyszło im jeszcze do głowy. Chrząknęłam znacząco, chcąc przekazać Ali, że musimy już iść, ale albo mnie nie usłyszeli, albo mnie zignorowali, bo cały czas się całowali. Wywróciłam oczami i chrząknęłam dobitniej i głośniej. Ręce mojej przyjaciółki przestały błądzić po plecach gryfona. Szatynka z ociąganiem wstała mu z kolan, rzucając mi czego-chcesz-spojrzenie. Fuj. Ona ma dwanaście lat.
- No? - zapytała, unosząc brew. Przybrała pozę adekwatną do miny.
- No, skoro skończyłaś z publicznym obściskiwaniem, to możemy iść na pociąg - powiedziała cicho Ann, rzucając jej niepewne spojrzenie, na co została spiorunowana wzrokiem naszej przyjaciółki. Nie wiem, co jej ostatnio odbiło, ale kompletnie się od nas odsunęła, oddając swój czas całkowicie Zaynowi.
CZYTASZ
Ruda Furia, Snape I Huncwoci | Zawieszone
FanfictionOpowiadanie jest o siedmiu latach życia Lily Evans w Hogwarcie (przynajmniej taki jest zamiar). Nie będzie to w żadnym stopniu tak dobre jak historia o Harrym Potterze, ale postaram się w każdym roku dać jakąś ciekawą historię, zagadkę etc. Cóż mog...