Piętnaście minut później siedziałam na kanapie w pokoju wspólnym, popijając kremowe piwo i ruszając nogą w górę i dół w rytm lecącej piosenki. Peter siedział w kącie ze słodyczami, Zayn z Alą się całowali, Syriusz dopracowywał jeszcze szczegóły w wystroju, a Potter... Pottera nie było. Impreza zaczyna się za dziesięć minut i wszyscy się szykowali, więc byliśmy sami. Remi poprosił Ann do tańca pod pretekstem sprawdzenia parkietu, a ja zabawiałam się z Dor, wymyślając łączenia ich imion.
- Remann? - zaproponowałam.
- Anemus?
- Anemi?
- Prędzej Annemus. Zostańmy przy tym.
- No to teraz twoje i... - Rozejrzałam się dookoła i znalazłam odpowiedniego kandydata. - Syriusza!
Krzyknęłam to nieco za głośno i wymieniony huncwot od razu podbiegł.
- Tak, moje panie? - spytał z szarmanckim uśmiechem.
- Nic, nic wracaj do pracy...
Z oklapniętą miną wrócił do polerowania barku. Wszystko wyglądało wspaniale. Na oknach udrapowane zostały ciężkie, kolorowe zasłony, co pozbawiło pomieszczenie światła słonecznego. W kątach na suficie i na podłodze umieszczone zostały poruszające się reflektory, które rzucały kolorowe światła na dyskotekową kulę. Obok, pod sufitem, wisiały girlandy, łańcuchy i wszystkie inne możliwe, kolorowe ozdoby. Wszystkie kanapy zostały odstawione na boki i na nich leżały kolorowe narzuty. Oczywiście została wykorzystana również magia, gdyż w powietrzu unosiły się plastikowe kubeczki z jakimiś kolorowymi napojami, piwo kremowe i chyba ognista whisky. Tuż przy wejściu stał stolik dla DJa, którym był Louis Jordan - ciemnoskóry chłopiec, który wyglądał naprawdę fajnie w jaskrawosrebrnym kombinezonie z dzwonowatymi nogawkami i rękawami.
- Dlaczego z nim? - spytała niewinnie, ale jej włosy zrobiły się bordowe na ułamek sekundy. Była zawstydzona.
Wzruszyłam ramionami, ledwo powstrzymując śmiech.
- Bo na pewno nie ze mną, jestem jego siostrą.
- Cokolwiek.
Dor wytknęła mi język, a mnie olśniło
- Syrcas, albo..., albo nie, Doriusz!
Przyjaciółka zaśmiała się.
- No to mamy Zaylice, Annemus, Syrcas, a teraz ty.
- Ja? Niby z kim?
- Z Potterem!
- Że niby Lames, albo może Jily?
- Artully, Zaylice, Annemus, Syrcas, Jily... został Peter.
Zamyśliłyśmy się. Po chwili Dorcas wydała zadowolony okrzyk.
- Peterada!
- Połączyłaś go z Nevadą Quimby?
- To ślizgonka! - wykrzyknęła, wzdrygając się lekko. - Zgaduj dalej.
- Szeherezada Kongo? Ta afrykanka z Hufflepuffu?
- Nie. Ona nawet nie potrafi mówić po angielsku!
- Dobra, dobra, to może... profesor Tayada Jones! - Podałam nazwisko naszej nauczycielki Obrony przed Czarną Magią.
- Nie, Lily! Ja go połączyłam z czekoladą.
Wybuchnęłam śmiechem, a do pomieszczenia wszedł James.
- Jakaś foka się dusi? - spytał ze zmarszczonymi brwiami, robiąc niewinną minę, a potem spojrzał na mnie z błyskiem w oku. - A, nie, to tylko ty, Lily.
CZYTASZ
Ruda Furia, Snape I Huncwoci | Zawieszone
FanfictionOpowiadanie jest o siedmiu latach życia Lily Evans w Hogwarcie (przynajmniej taki jest zamiar). Nie będzie to w żadnym stopniu tak dobre jak historia o Harrym Potterze, ale postaram się w każdym roku dać jakąś ciekawą historię, zagadkę etc. Cóż mog...