~Jack~
Obudziłem sie nad ranem i szybko sie ogarnąłem. Zabrałem laske i skierowałem sie do kuchni. Zrobiłem sobie kilka kanapek, szybko je zjadłem i wyszedłem z bazy. Poleciałem do Polski, tam już jest ranek. Latałem po mieście zostawiając chmury, z których pruszył śnieg. W parkach, na placach zabaw żadnych dzieci. Wszyscy jeszcze śpią? No ile przecież można spać? Z nudów przeszłem się po lesie. Laską robiłem na pniach drzew wzorki ze szronu. Myślami wróciłem do tej dziewczyny. Będziemy mieć nowego Strażnika? To znaczy Strażniczke....Ząbek sie ucieszy, ale po co nam kolejny Stażnik? Przecież pokonaliśmy mroka i skutecznie strzeżemy radość i nadzieje dzieci, choć wczoraj to.... no nie wyszło. No właśnie, musze przeprosić tą małą za to wszystko. Szybkim krokiem ruszyłem przez las w strone budynku, gdzie mieszkała...
~Acalia~
Lily zeszła na śniadanie, a ja zostałam w pokoju. Dużo myślałam nad swoim snem i nad stworzeniem które nas odwiedziło. Tej nocy nie moge z Lily zostać, ale płomień moge z nią zostawić. Dzień z nią spędze ale potem będe musiała odejść. Egh... wolałabym zostać, to moja przyjaciółka. Niestety księżyc chce bym tam poszła, więc musze tam pójść. Tak bardzo chciałabym wiedzieć kim byłam i czemu nic nie pamiętam! Może powinnam odwiedzić ten dom po pożarze?
Moje rozmyślanie przerwała Lily, wchodząca do pokoju
L: O czym tak myślisz? - zapytała szukając ubrań w szafie.
A: Miałam dziwny sen i dziś wieczorem musze iść daleko stąd. Więc jutro już mnie tu nie będzie.
L: Ale czemu odchodzisz? Nie możesz ze mną zostać?- zapytała smutno, mimo że znamy sie zaledwie dzień a i tak związałyśmy ze sobą- Jesteś moją przyjaciółką, nie zostawiaj mnie samej.
Oczy mi sie zeszkliły. Tak bym chciała z nią zostać, ale nie moge! Westchnęłam.
A: Lily, nie odchodze na zawsze. Dowiem sie co chce ode mnie księżyc i jak będe mogła to wróce. A jak nie to i tak cie jeszcze nie raz odwiedze. - uśmiechnęłam sie lekko. Dziewczynka była bliska płaczu.
L: Ale ja chciałabym byś była przy mnie. Jesteś moją jedyną przyjaciółką - odezwała sie cicho.
A: Ale ja zawsze będe przy tobie. - stworzyłam płomyk który zaczął latać po pokoju- A gdy będziesz mnie naprawde potrzebować to weź go w dłonie i mnie zawołaj. Przybęde najszybciej jak będe mogła.
Lily uśmiechnęła sie lekko. Otarłam kilka łez z jej policzków.
A: No chodź- przytuliłam ją mocno-A teraz idź sie ubierz i idziemy na dwór.
L: Ale po co? - zapytała puszczając mnie.
A: Bawić sie. Poznać inne dzieci w twoim wieku. Moje z kimś sie zaprzyjaźnisz.- powiedziałam z uśmiechem, a Lily posmutniała.
L: Ale ja nie chce. Inne dzieci mnie nie lubią.
A: Ale Lily jesteś wspaniałą dziewczyną, inni szybko cie polubią. Musisz tylko zrobić pierwszy krok.
L: A-ale... ja sie boje...- wyszeptała. Kucnęłam przed nią i spojrzałam w jej czekoladowe oczy.
A: Lily nie masz sie czego bać, przecież będe tam z tobą, pomoge ci. Może nawet dzięki tobie inne dzieci uwierzą, że istnieje stróż, czyli ja. Może będą mnie widzieć- w oczach dziewczynki widziałam wachanie, więc uśmiechnęłam sie zachęcająco- Głowa do góry, damy rade. To co? Idziemy?
Dziewczynka odpowiedziała lekkim uśmiechem i pokiwała głową na tak. Wyszła z pokoju, szybko sie przebrała i wróciła. Uprzedziła mame, że wychodzi.
Po 10 minutach byłyśmy w drodze do pobliskiego parku. Do głowy wpadł mi ciekawy pomysł. Uśmiechnęłam sie po nosem i zrobiłam kulke ze śniegu i odbiegłam kawałek. Lily nie wiedziała o co chodzi, więc ja rzuciłam w nią śnieżką. Dziewczynka zrobiła smutną mine. Nie podobała jej sie taka zabawa.
A: Hej Lily. Nie płacz tylko baw sie. No dalej rzuć we mnie!- krzyknęłam próbując ją zachęcić. Śmiałam sie. Lily ulepiła śnieżke i rzuciła we mnie. Ja zrobiłam szybki unik. Jej znów sie sie zbierało na płacz. Ale nie pozwole na to.
A: No dalej Lily rzucaj we mnie. Baw sie! - krzyknęłam radośnie skacząc i obracając sie wokół niej. Lily podeszła do drugiej próby, a ja oberwałam w plecy. Usłyszałam jej stłumiony śmiech. Ja sie dalej śmiejąc schyliłam po śnieg.
A: No no, teraz moja kolej! - zaczęłam biec na nią, a ona z radosnym piskiem odbiegła i uciekała. Rzuciłam, lecz spudłowałam, a Lily wręcz przwciwnie. Trafiła..... mnie w twarz. Zaczęłyśmy sie śmiać do rozpuku.
A: Starczy tego dobrego. Teraz idziemy sie bawić z innymi dziećmi. - powiedziałam, gdy ochłonęłam troche. Lily raczej nie była z tego zadowolona, ale nie ma wyjścia.
L: No dobrze....
A: Ej głowa do góry. Będzie fajnie, zobaczysz- zapewniłam ją i lekko sie uśmiechnęłam.
Pokaże jej, że każdy może ją polubić i sie z nią bawić. Wtedy ze spokojem będe mogła odejść....
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka! Jest piąty rozdział! Mam nadzieje że się spodoba. Do zobaczenia w następnym ;)