Opary porannej wieczornej mgły naciągały wraz z coraz mocniejszymi podmuchami nocnego wiatru. Cienkie białe smugi prześlizgiwały się pomiędzy pniami drzew. Powoli zmierzchało, podczas gdy dzień umierał tego dnia wyjątkowo spokojnie.
Z północy dobiegały jeszcze ostatnie uderzenia młotów w pobliskiej fabryce. Okolica słynęła z tych zakładów i mimo wszystko, uszy po jakimś czasie zdawały się ignorować te dźwięki, tak uciążliwe dla nowoprzybyłych. Wraz z fabryką, okolica odziedziczyła także miano przeklętej, chociaż nikt, oprócz starej kobiety mieszkającej na krańcach wioski, w to nie wierzył. Włącznie z leśnikiem, który codziennie patrolował ten sam las od wieków. Także tego dnia koła jego roweru wlokły się powoli po zamglonej powierzchni, kierując swego właściciela w stronę domu. Czarny płaszcz powiewał tuż nad szprychami, w tajemniczy sposób nie zahaczając o nie nawet o milimetr.
Mieszając się z wieczorną mgłą, w górę wzlatywały kolejne porcje tytoniowego dymu wydychanego wraz z ciepłym powietrzem z płuc, które pod wpływem zimna zamieniało się w parę wodną.
Na horyzoncie było już widać niewielką chatkę, kiedy nagle między drzewami coś się poruszyło.
Mężczyzna zdecydowanym ruchem zatrzymał rower, próbując udowodnić sobie za wszelką cenę, iż było to tylko przywidzenie. Kilka razy obejrzał się za siebie, próbując dojrzeć cokolwiek pośród ciemnych gałęzi. Wszystko zastygło jakby ktoś zatrzymał zegary i wydawało się, że coś takiego jak czas przestało na chwilę obowiązywać.
Wzruszywszy ramionami, mężczyzna odepchnął się i wprawił rower w ruch.
Przez kilka minut zdołało już zrobić się zdecydowanie ciemniej i jedynie światło zapalone na ganku prowadziło go w stronę domu.
W końcu zdołał dotrzeć do drewnianego ogrodzenia i otworzyć skrzypiącą furtkę. Myślami był już przy ciepłym kominku i wyobrażenie to zdołało przyćmić wcześniejszy niepokój. Jednak gdy śnieg pod jego stopami delikatnie zaskrzypiał, wyczuł, że coś jest tuż za nim. Odwrócił się tak szybko, jak tylko był w stanie, lecz podobnie jak wcześniej, był całkowicie sam.
Gnany strachem i nieznanymi mu obawami rzucił rower tuż obok wejścia do domku i trzęsącymi dłońmi pośpiesznie otworzył drzwi.
Znalazłszy się w środku czym prędzej rozpalił w kominku i wpatrując się w płomienie, powoli ogrzewał nie tylko swe ciało, ale także swe myśli.
Nie zdobył się jednak na to, by spojrzeć w którekolwiek z okien, nie chcąc przyznać się przed samym sobą, że się boi. To właśnie strach koił go tej nocy do snu.
Kawałki drewna wciąż tliły się, gdy zapadał w głęboki sen.Świtało. Smugi światła przesuwały się po jasnej ziemi. Przykryta warstwą świeżego śniegu okolica wyglądała niezmiernie spokojnie. Całą kompozycję burzyła jedynie ciemnoczerwona strużka płynąca powoli po jasnosrebrzystym śniegu...
![](https://img.wattpad.com/cover/50366880-288-k983229.jpg)
CZYTASZ
Fragmenty z książek, których nigdy nie napiszę
Aléatoiretrochę przemyśleń o niczym i wszystkim, spisanych na poplamionych kartach nierzeczywistej rzeczywistości spowitej mgłą fikcji