płacząca madonna bez dzieciątka

939 121 1
                                    

Rysy miała piękne. Artystycznie piękne.
Mogłaby być postacią na obrazie, gdyby nie uwłaczajacy fakt bycia jedynie człowiekiem.
Siedziała na ławce z gracją, którą można by było przyrównać jedynie do postaci pędzla jednego z klasyków malarstwa albo dzieła dłuta najlepszego z greckich rzeźbiarzy.
Jej smukłe dłonie poruszały się w takt nieznajomej muzyki, jakby szukały dawno utraconych wartości, których nijak teraz odnaleźć.

Obserwował ją od jakiegoś czasu, nie mogąc się nadziwić, jak tak idealna istota może pozwolić sobie na potok łez spływających coraz gęściej po bladych policzkach jakby wykutych z najdroższego marmuru.

W końcu podszedł nieśmiało, nienawidząc się jednocześnie za przerywanie tego dzieła powołanego do życia na jego oczach. Drżącym głosem zdołał jedynie powiedzieć kilka słów.

- A Pani to czemu płacze?

Kobieta spojrzała na niego nieco przestraszona, ale ani trochę nie zdziwiona. Może oczekiwała współczucia, a może liczyła na pochwałę swej jakże pięknej do obserwacji męki duszy. Przesunęła palcem po policzku, usuwając zeń pojedynczą łzę, po czym odrzekła słowami prostymi, kontrastujacymi zupełnie z jej nieludzko piękną postacią.

- A bo proszę Pana życie mi się jakoś rozsypało i nie wiem jak je złożyć z powrotem.

- To musi pani je składać?

- No, przecież jak to tak? Z rozsypanym życiem?

_

dziwne efekty którejś z bezsennych nocy

Fragmenty z książek, których nigdy nie napiszęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz