III.

978 67 17
                                    


~POV. Jeff~

Obudziłem się sam w łóżku, szczerze mówiąc to mnie trochę zasmuciło. Veronica pewnie była w kuchni i robiła nam śniadanie, dlatego powoli zwlokłem się z łóżka. Schodziłem z czarnych schodów i poczułem zapach naleśników. Veronica stała w kuchni przy patelni, podszedłem i przytuliłem ją od tyłu.

-Bardzo miło jest gdy tak robisz- uśmiechnęła się.

-A ja lubię tak robić- odwzajemniłem gest.

-Siadaj do stołu, a ja podam śniadanie.

-Z przyjemnością.

Zrobiłem tak jak powiedziała moja dziewczyna. Po chwili przede mną stał wielki talerz z górą placków podanych czekoladą i dżemem wiśniowym. Moja mina na pewno przypominała, minę dziecka. Veronica tylko się zaśmiala i usiadła obok mnie. Zajadając naleśniki rozmyślałem nad tym, czy zabije kogoś dziś, czy raczej nie. Z zamyśleń wyrwał mnie donośny śmiech mojej dziewczyny.

-Co jest takiego zabawnego?- przekręciłem głowę na bok patrząc w jej oczy.

-Jesteś cały w czekoladzie. Hahaha.

-Co??

Pobiegłem do łazienki i widok który zastałem będzie tkwił mi w pamięci do końca życia. Moje piękne wycięte policzki były wypełnione czekoladą. Całkowicie!! Do tego brązową maź miałem nawet na nosie! Veronica stała w drzwiach i uśmiechała się szeroko, podeszła do mnie i zaczęła wilgotnym ręcznikiem wycierać mi twarz.

-Dłuźio jeście- mówiłem niewyraźnie przez to, że moja dziewczyna bez przerwy wycierała moje usta.

-Chwila.... Iiiii..... Już.

-Dziekuje- powiedziałem cicho zawstydzony, na co ona dała mi całusa w policzek. Wyszła z łazienki i słyszałem jak włącza telewizor, chyba szły wiadomości, bo zdawało mi się, że reporter wypowiedział moje imię- Idę do chłopaków. Wrócę wieczorem, bo może wcześniej- krzyknąłem stając w drzwiach.

-Dobra!

Słysząc te słowa wyszedłem z domu. Willa creepast była niedaleko więc nawet się nie spieszyłem.

-Dobry!- krzyknąłem wchodząc do willi.

Słyszałem głosy kłótni. Zapewne to był Toby i Clockword. Ruszyłem w ich stronę. Moje przeczucia były słuszne, a przy stole siedział Masky zajadający sernik. Hoody coś czytał.

-Wiecie gdzie jest Jack??- zapytałem zaglądając do kuchni.

-Który?- odpowiedzieli chórem pytaniem na pytanie.

-Bez oki.

-Widziałeś go Toby?- zapytała Clock

-Nie, a ty Hoody?

-Ja nie. Masky?

-Nee nłe widałem go- mówił z pełnymi ustami.

-Jak zwykle.... Poszukam go na dachu- ostatnie powiedziałem cicho pod nosem.

Poszedłem w stronę drabiny na dach. Gdy się tam dostałem, nikogo nie zastałem. Przeklnąłem pod nosem i postanowiłem sprawdzić jeszcze jedno miejsce. Mianowicie jego pokój, bo gdzież indziej może siedzieć ten nerkożerca? Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Stałem już pod pokojem nr.19 i wszedłem bez pukania do środka. Jack jak zwykle siedział i rysował. Niby oczu nie ma, a jednak widzi.

Bezoki JackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz