03. Prawda w oczy kole.

407 16 5
                                    

W powietrzu unosił się, szczypiący w oczy i nos, dym papierosowy. Lani nie potrafiła do końca opanować odruchu kichania, który z każdą chwilą narastał w niej coraz bardziej. Stała oparta o framugę drzwi, jedną nogą będąc w korytarzu i obserwowała tańczących ludzi na "parkiecie", za który robił środek pokoju. Nie miała zamiaru dołączać do tej zabawy. Już wielokrotnie w swoim życiu przekonała się, że ma ruchy sztywne, jakby połknęła kij od miotły, a ośmieszanie się przy tych wszystkich, sympatycznych osobach i Jasonie, a może przede wszystkim przed nim, nie wchodziło w rachubę.

- Idę na balkon - oznajmiła po kilku minutach, sapiącej ze zmęczenia, Charlie, która właśnie dobrała się do zapasów alkoholu, by przyrządzić sobie kolejnego drinka. - Muszę się przewietrzyć - naprawdę musiała. Czuła, że jak zaraz stamtąd nie wyjdzie to zemdleje albo zwymiotuje i nie potrafiła rozstrzygnąć, która opcja byłaby gorsza. Odkąd ostatni raz była na zewnątrz nic się tam nie zmieniło, może poza drobnym spadkiem temperatury, ale ten fakt w ogóle jej nie przeszkadzał. Wdychała świeże powietrze, które kolosalnie różniło się od tego stęchłego w pokoju za nią i odrobinę relaksowało. Ziewnęła, osuwając się lekko po ścianie na zimne kafelki balkonu. Mogłaby tam zostać do rana albo nawet zasnąć. Kiedy tak błądziła wzrokiem po bezchmurnym niebie, próbując domyślić się jakie konstelacje ma przed sobą, przestraszył ją czyiś śmiech, który ni stąd ni zowąd przerwał subtelną grę świerszczy, bowiem i one umilkły przerażone. 

- To skąd ją znasz? - Lani była niemal pewna, że to Agnes i dopiero po rozejrzeniu się dostrzegła dwa cienie majaczące za płytą oddzielającą jeden balkon od drugiego, na który wcześniej w ogóle nie zwróciła uwagi. Odpowiedziało jej ciche westchnięcie, jeden z cieni poruszył się niespokojnie.

- Kogo? - rozpoznała charakterystyczny akcent Jasona  i w tym momencie wszystkie funkcje życiowe w niej zamarły.

- No... Lani - sapnęła podirytowana Agnes. - Tylko nie ściemniaj.

- Skąd niby miałbym znać takiego tłuściocha? - prychnął cynicznie Jason, znowu zmieniając pozycję. W jego tonie można było nie tyle, co wyczuć nutkę irytacji, ale całe jej kilogramy. Nie chciał o tym rozmawiać. Lani poczuła jak łzy zbierają się w kącikach jej oczu. Serce, której do tej pory biło szaleńczym rytmem, teraz niemal wyrywało się z piersi, obijając się o żebra, jakby jego misją było je połamać. Chciała stamtąd uciec, ale nie mogła się poruszyć. Nie była żadną miss piękności i co prawda, zawsze w trakcie egzaminów lub innych ważnych wydarzeń, dostawała wilczy apetyt, przez co później waga wskazywała o kilkanaście kilogramów więcej, których za nic nie mogła się pozbyć, ale nikt jeszcze tak dobitnie nie określił, że... Ukryła twarz w dłoniach, czując jak ściska ją w gardle, a nos nie przepuszcza już powietrza. 

- Jason... - nalegała uporczywie Agnes, biorąc się pod boki. Lani już nie patrzyła w ich stronę. 

- No, Jezu, co? - zdenerwował się nagle chłopak, zahaczając dłonią o krzesło, w wyniku czego przesunął je z piskiem do tyłu. Najwyraźniej nie mógł znieść uporczywego spojrzenia blondynki, która wierciła nim dziurę w jego czole i westchnął przeciągle. - Kojarzę ją z liceum, chodziliśmy do równoległych klas, tyle. Zadowolona?

- Tyle?

- A co mam ci więcej powiedzieć? - prychnął rozdrażniony. - Właściwie to o co ci chodzi? Kujonica bez jakiegokolwiek życia towarzyskiego. Chyba nie myślisz, że mógłbym zwrócić na kogoś takiego uwagę? 

- Nie wygląda mi na kujonicę. Jest całkiem sympatyczna - mruknęła Agnes po dłuższej chwili ciszy. Lani zatykała dłońmi uszy, nie chcąc już tego słyszeć, jednocześnie sparaliżowana niewytłumaczalnym uczuciem. Łzy ciurkiem spływały jej po policzkach, zostawiając mokre ślady.

Z Tobą na Ty [wolny update]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz